Pov: Juliusz
Od bigosu bardzo się zbliżyliśmy z Adamem. Jesteśmy przyjaciółmi. Nie wiem czemu ale to słowo wywołuje nieprzyjemny uścisk w moim sercu.
Poszedłem na spacer, żeby wszystko sobie poukładać, jednak oczywiście, od razu kiedy wyszedłem zaatakowały mnie te wszystkie przylepy-panny. Ohhh!!!! Czemu moje życie musi tak wyglądać, nie chce mi się cały czas odpędzać od tych komarzyc. Jakaś mało urodziwa panienka przylepiła mi się do rękawa płaszcza i nie chciała puścić. Zaczęła gadać coś o jakieś modzie czy czymś, ale ja jej nie słuchałem. Ja skupiałem się na tym jak ją odgonić. W końcu przypomniało mi się, że Adam zawsze odpędzał te natrętki. Skoro Adam je cały czas je odpędza to może wzmianka o nim ostudzi zapał kobiet? Zawsze warto spróbować.
- ...Naprawdę i ja takie ale jak? Przecież to do siebie nie pasuje.. - zachichotała z własnego żarciku.
-Madame, znasz może mojego najdroższego przyjaciela Adama Mickiewicza?- zapytałem siląc się na grzeczność. Chyba metoda z Adamem działa, bo kobieta odsunęła się odemnie troszkę i troszeczkę rozluźniła swój chwyt ma moim płaszczu.
-Adam Mickiewicz? A co on ma do mody?- zapytała nerwowo.
-Oh, chwila, czy ja widzę Adama? Ja mam zwidy czy nie? Czekaj, to chyba naprawdę Adam. Chciałabyś go poznać? Jest naprawdę świetnym towarzyszem- kobieta chyba, nie chciała spotkać Adama, albo usłyszała o tym jak on przeganiał inne panny. Udała się czym prędzej w kierunku z którego przyszła nie chcąc spotkać się z Mickiewiczem.
Pogratulowałem sobie w myślach pomysłu wykorzystania Adama. Teraz żadna kobieta nie będzie mnie zadręczać. Oh, jak przyjemnie, bez hałasów i chichotów. Ruszyłem dalej w drogę idąc swobodnym krokiem. Właśnie przechodziłem obok postaci, którą przedstawiłem kobiecie jako Mickiewicz.
-Juliusz? A co ty tutaj robisz?- odezwał się znajomy głos. Właścicielem tegoż głosu okazał się nie kto inny, jak Cyprian Kamil Norwid.
-Cyprianie! Cóż za ciekawe spotkanie. Czemu siedzisz samemu w parku?- zapytałem z czystą ciekawością.
-A wiesz Juliuszu, czasami cisza jest idealna do przemyślań- odparł poeta tonem, takim jakby był myślami gdzieś daleko.
-A nas czym tak rozmyślasz?
-Pamiętasz Jana Kochanowskiego? Ma dzieci. Najbardziej kocha swoją córkę - Urszuklę.
-To chyba dobra wiadomość, czyż nie?
-No właśnie nie!- zawołał z frustracją Cyprian.- On niedługo wróci do Polski. Do swojej córki.
-Nie chcesz, żeby wracał?- spytałem, chociaż było to dosyć oczywiste.
-Tak....- tutaj urwał i znowu zagłębił się w myślach. Pożegnałem się i poszedłem dalej nie chcąc przeszkadzać Cyprianowi w rozmyślaniach.
Spacerowałem sobie myśląc o Adamie. Po długim czasie wróciłem do domu. Na ganku zobaczyłem schowany za doniczką list. Rozejrzałem się na wszystkie strony szukając tego kto ten list dostarczył. Wszedłem do środka i otworzyłem list. Było to zaproszenie na kolejne przyjęcie (Towarzystwa) itak jak poprzednim razem, w bibliotece. W sumie warto by było przyjść. Spotkanie jest o 18.00, a jest 17.10, więc mam jeszcze trochę czasu. Ubrałem się w mój najlepszy garnitur, założyłem płaszcz i mały cylinder, i wyszedłem. Do biblioteki Paryskiej mam blisko więc na piechotę poszedłem. Przybyłem idealnie na czas. Zobaczyłem Cypriana Norwida rozmawiającego z Janem Kochanowskim, Fryderyka Chopina, który szukał pianina i Henryka Sienkiewicza, który pomagał mu szukać. Nigdzie niestety nie widziałem Adama. Wielka szkoda. Na razie poczekam na niego.
Pov: Adam
Dostałem dzisiaj zaproszenie na spotkanie Towarzystwa więc przyszłemu, jednak jak się okazało pomyliłem godziny i przybyłem prawie godzinę po czasie. Jak to się stało, pojęcia nie mam. Szybko wszedłem do środka. Było dosyć duszno więc poszedłem do jakiegoś regału pooglądać książki, które tam są. W pomieszczeniu czułem wyraźnie zapach wina. To było trochę podejrzane, ale dalej patrzyłem za ciekawymi książkami. Po jakieś chwili usłyszałem dziwne dźwięki. Spojrzałem w głąb alejki i zobaczyłem tam Cypriana Norwida i Jana Kochanowskiego całujących się namiętnie. Wolałem im nie przeszkadzać więc się wycofałem i wpadłem na kogoś.
-Bardzo przepraszam, nie chciałem...-kiedy odwróciłem się, żeby przeprosić osobę, na którą wpadłem, przerwałem w pół słowa. Jak się okazało, tym człowiekiem był Juliusz.
-Adamie, wszędzie cię szukałem, gdzieś ty był?!- przywitał się Słowacki. Bardzo się ucieszyłem, że go zobaczyłem, ale poczułem od niego mocny zapach wina. Mężczyzna chyba się upił.
-Witaj Juliuszu, miło cię widzieć. Przepraszam, że nie mogłeś mnie znaleźć, ale się spóźniłem, bo...- nie udało mi się dokończyć zdania bo Juliusz zamknął mi usta w pocałunku. Byłem tak zaskoczony, że nie wiedziałem co zrobić. Zapach wina uderzył mi do głowy, a uczucia do Słowackiego zawładnęły moim ciałem. Z pasją oddałem ten pocałunek. O matko! Jak ja tego pragnąłem! Usta Juliusza smakują tak cudownie jak sobie wyobrażałem. Położyłem rękę na plecach i przyciągnąłem go do siebie. Juliusz jęknął z przyjemności w moje usta, że aż zadrżałem. Było to takie przyjemne...Pov: Juliusz
Otumiony winem nie wiedziałem co robię, ale miejsce gdzie Adam trzymał swoją dłoń wręcz płonęło. Wino mi chyba mózg odjęło. Podniosłem rękę i wplotłem ją w miękkie włosy Adama. On pociągnął za pasmo moich włosów, przez co drugi raz jęknąłem z przyjemności. Mickiewicz wykorzystał okazję i pogłębił nasz pocałunek. Całowaliśmy się, aż zabrakło nam powietrza, w tedy oderwaliśmy się od siebie i ciężko dysząc patrzyliśmy sobie w oczy. Widziałem w oczach Adama pożądanie, jakby tego chciał od dawna. Uśmiechnął się przebiegle. Zaczął całować moją szczękę i zjeżdżał pocałunkami do szyki gdzie robił mi malinki. Ja mruczałem z przyjemności, co go chyba podniecało. Po dotarciu do kołnierzyka mojej koszuli znowu powrócił do moich ust i z pasją je całował, ja nie byłem mu w tym dłużny.Pov: Fryderyk
Podczas szukania pianina usłyszałem a jednym z alejek ciche pojękiwania, zaniepokojony spojrzałem tam i natychmiast na moją twarz wypłynął wielki uśmiech. Poszukałem wzrokiem Henryka Sienkiewicza, a jak go znalzłem przywołałem go gestem ręki.
-Co się dzieje? Czemu mnie tutaj wzywasz?
-Henryku, pamiętasz jak od samego początku shipowałeś dwóch ludzi?
-W sensie Adama i Juliusza? No tak, pamiętam.
-No, to teraz zobacz tam- wskazałem na całujących się poetów.
-Nie, no. Nie wierzę. Od samego początku shipowałem Słowackiewicza, a teraz się on spełnił. To jest najlepszy dzień mojego życia! Udało się!- uciszyłem Henryka, nie chcąc, żeby Adam i Juliusz nas usłyszeli.
-Też się bardzo cieszę, ale chyba nie chcesz im przeszkadzać?- uniosłem jedną brew.
-No nie..
-No to chodźmy, będziemy obserwować z daleka- i tym sposobem obaj oddaliliśmy się od Adama i Juliusza, ale dalej ich widzieliśmy.Pov: Adam
W końcu po tym, jak po raz kolejny zabrakło nam powietrza oddaliłem twarz od niego.
-Juliuszu, odprowadzasz mnie do szaleństwa- wychrypiałem.
-Adamie, zakochałem się w tobie do szaleństwa- szepnął.- kochaj mnie. Dzisiaj i na zawsze.
Moją odpowiedzią był mocny pocałunek, który od razu Juliusz oddał. Słowacki był doskonały. Jego oczy koloru gęstej mlecznej czekolady, usta delikatne i rumiane, włosy lekko ciemniejsze od koloru tęczówek, opadające na wysokie czoło. Był jak anioł ma ziemi. Nie mógłbym mieć lepszego kochanka. O matko! Jak ja go kocham!
Kiedy po raz kolejny odsunęliśmy się od siebie, żeby zaczerpnąć powietrza poprowadziłem Juliusza na kanapę, na której usiadłem a on oparł głowę na moich kolanach. Niemal od razu, kiedy zrobił sobie poduszkę z moich kolan, zasnął. Ja patrzyłem jeszcze chwilę na Juliusza pogrążonego we śnie, wyglądającego tak pociągająco, a za razem niewinnie. Po czym wstałem, wziąłem Słowackiego ma ręce i wyszłam z nim. Wziąłem dorożkę i odwiozłem śpiącego do domu. Położyłem go na jego łóżku, a sam wróciłem do domu i także zasnąłem. Kiedy byłem na granicy jawy i snu czułem jeszcze dotyk ust Juliusza na moich. Potem już całkowicie odpłynąłem.—————————————––———————
Jest słowackiewicz!
Nie zabijajcie mnie za ship Kochanowski x Norwid, to pomysł mojego przyjaciela.
Mam nadzieję, że rozdział się wam podobał. Jak na razie to najdłuższe co tutaj napisałam.Papatki
CZYTASZ
Słowackiewicz historia prawdziwa
RomanceTo jest po prostu słowackiewicz. Nic dodać, nic ująć.