Rozdział 23

232 15 0
                                    

Greyson

Kiedy dowiedział się, że nie jestem jego synem?
Gdy miałem osiem lat?
Przed pierwsze siedem lat był inny. Albo taki wydawał się – takiego go zapamiętałem. Zabierał nas na przejażdżki, chodziliśmy na długie spacery, bawił się z nami. W dzień moich ósmych urodzin nagle zaczął się dziwnie zachowywać, a później było coraz gorzej.

Zszokowany cofam się. Nie rozumiem tylko powodu tego, że był tak podły nie tylko w stosunku do mnie. Beth była jego prawdziwą córką, więc dlaczego traktował ją w ten sposób? Moje serce wali jak oszalałe. To wyjaśniałoby brak podobieństw między nami. Siostra, od kiedy pamiętam śmiała się, że w żadnym calu nie przypominam ojca. Wtedy to nie miało sensu. Teraz ma.

Robię krok w tył. Chyba za gwałtowny, bo zahaczam o próg, a w pomieszczeniu rozlega się piszczący dźwięk. Rodzice jak na zawołanie odwracają się w moim kierunku. Kiedy matka zauważa mnie, jej oczy rozszerzają się ze zdziwienia.

- Greyson – robi krok do przodu, ale ja wystawiam rękę w jej stronę powstrzymując ją przed podejściem bliżej.

- To prawda? – wykrztuszam. Nie odzywają się. Obydwoje. Kurwa. To nieme potwierdzenie pokazuje mi ogrom kłamstwa z którym żyłem przez całe moje popieprzone życie. Nie należę do tej rodziny.

Macham głowę w prawo i lewo próbując zrozumieć całą tę pojebaną sytuację, ale gdy zauważam łzy w oczach matki, wycofuje się. Biegnę do swojego pokoju, po drodze mijając pokój Beth. Drzwi są uchylone. Coś jest nie tak. Czuję to.

Bez namysłu wchodzę do środka, ale nikogo nie ma w pomieszczeniu. Podchodzę do łóżka i w końcu coś dostrzegam. Kartka papieru. Podnoszę ją. Czytam to co znajduje się na niej i cały mój świat nagle zaczyna mi się walić na głowę.

Drogi braciszku,
Przepraszam, ale nie mogę już tak dłużej żyć. To wszystko mnie przerasta. Ojciec wiedział od samego początku, że jego tak zwany przyjaciel zgwałcił mnie, ale nic nie zrobił. Powiedział, że nie chce by przez moją nieodpowiedzialność zerwał z nim kontrakt wart kilka milionów. Przypuszczam, że pieniądze liczą się dla niego bardziej niż ja. Próbowałam żyć. Naprawdę próbowałam. Dla ciebie i mamy. W szczególności dla ciebie, ale nie daję już rady. Przepraszam, że zostawiam cię z tym bagnem samego. Po prostu, z dnia na dzień oddychanie stawało się coraz trudniejsze, aż w końcu zabrakło mi tchu. Nie pozwalaj ojcu ciągle sobą pomiatać. Nie zasługujesz na to. Jesteś wspaniałym człowiekiem, nie zapominaj o tym. Kocham cię, Greyson.

Zamieram w bezruchu, a moje dłonie zaczynają trząść się spazmatycznie. Pożegnalny list. Zginam kartkę w dłoni gorączkowo myśląc nad tym gdzie mogła pójść.

- Myśl, Greyson. Myśl – jest mi niedobrze. Zaraz zwymiotuję. Przeczesuję nerwowo włosy, pociągając je z frustracji. Rozglądam się po pokoju i nagle doznaję olśnienia. Jest pewien wieżowiec na którego dachu uwielbia przebywać, bo widać z niego całe miasto. To musi być to miejsce. Rzucam kartkę papieru na łóżko i wylatuję z pokoju niczym strzała. Po drodze mijam matkę, która gorączkowo mnie woła, ja jednak nie potrafię myśleć o niczym innym. Beth.

Muszę ją uratować. Teraz liczy się tylko ona.

Dzisiaj jest chyba mój najbardziej pechowy dzień w roku, bo kiedy docieram do budynku, winda jest zepsuta, więc na dach muszę wbiec po schodach. Modlę się w duchu pierwszy raz od ponad dziesięciu lat. Proszę by jeszcze nie skoczyła, by próba samobójcza okazała się tylko próbą.

Przystaję w drzwiach i nachylam się by złapać oddech i to właśnie wtedy ją dostrzegam. Stoi na betonowym słupku, tuż nad przepaścią. Jeden krok i już po niej. Uspokajam szybko bijące serce i po cichu podchodzę do niej.

- Beth, nie rób tego – mówię na tyle spokojnie, na ile mnie teraz stać. Jeśli krzyknę znienacka, ona może potknąć się albo za szybko odwrócić i upadnie. Powoli odwraca się w moją stronę. Na początku jest lekko zdezorientowana, ale gdy w końcu rozpoznaje mnie, na jej ustach pojawia się wymuszony, smutny uśmiech.

- Greyson .. – podchodzę bliżej. Wyciągam rękę w jej stronę próbując przekonać ją by zeszła na dół.

- Zejdź siostrzyczko, proszę cię – błagam ją. Mój głos zaczyna łamać się. Nie chcę żeby ten dzień stał się jeszcze gorszy. Błagam.

- Przepraszam braciszku. Nie potrafię już tego ciągnąć ..

- Nie prawda – macham głową zdesperowany – Masz mnie i mamę. Nie jesteś sama. Zawszę będę przy tobie – spogląda na mnie bezradnie.

- Wiem. Jedynie twoja obecność trzymała mnie przy życiu, ale z dnia na dzień jest gorzej– wzdycha pokonana. Robię kolejny krok w jej stronę. Ostrożnie.

- Pomogę ci. Przejdziemy przez to razem. Zobaczysz, jeszcze będzie tak jak dawniej – smutno macha głową.

- Nie będzie. Ojciec robi się coraz gorszy. Musisz stąd uciekać, Grey. Musisz uwolnić się od ojca i żyć własnym życiem. To jest moje jedyne życzenie. Żyj nie oglądając się za siebie – przykłada dłoń do swojego serca – Zawsze będziesz moim małym braciszkiem, nieważne co się stanie. Będziesz tym, który pomimo tego, że był mały i słaby, bronił mnie przed ojcem. Który zawsze stawał w mojej obronie. Będziesz tym, który był ostatnim powodem dla którego udało mi się tyle przeżyć – kończy powoli, a moje tętno robi się coraz szybsze. W kącikach moim oczu pojawiają się łzy.

- Nie, Beth. Nie rób tego. Proszę. Nie zostawiaj mnie tutaj samego. Nie poradzę sobie bez ciebie – zdesperowany macham głową na prawo i lewo błagając ją by nie skakała.

- Przepraszam i dziękuję, braciszku. Kocham cię – odwraca się do mnie plecami i robi krok do przodu, kiedy znika za murkiem. W akcie desperacji podbiegam do miejsca, w którym stała przed chwilą, a z moich ust wyrywa się głośny, pełen desperacji, smutku i pokonania wrzask.

Budzę się zlany potem. Mój oddech jest tak szybki, że nie potrafię go uspokoić. Ściskam dłoń na koszulce, a z moich oczu lecą łzy. Moja głowa pulsuje. Tak cholernie boli, że czuję napływającą do gardła żółć.

- Rosie – szepczę w przestrzeń, ale moja ciało samo ją szuka. Na moich ustach pojawia się niewielki uśmiech. Automatycznie odwracam głowę, a mój wzrok pada na miejsce gdzie zawsze spała.

Nie ma jej tam. Jest pusto.

Z moich ust znika uśmiech. Przymykam na chwilę powieki, bo uświadamiam sobie, że nie ma jej tutaj, Że już nigdy nie będzie jej tu. Wszystkie wspomnienia sprzed kilku dni wracają ze zdwojoną siłą. Od przeszło czterech dni jedyne co robię to piję. Piję po to by o wszystkim zapomnieć. Tylko to pomaga mi jakoś przetrwać w tym popieprzonym świecie. Może jednak jestem synem swojego ukochanego tatusia? W końcu odziedziczyłem po nim brak panowania nad gniewem i uwielbienie do alkoholu.

Prycham cicho pod nosem i przejeżdżam palcami po włosach. Są śliskie, nie myłem ich od kilku dni. Jestem wrakiem człowieka. Od momentu gdy Rosie spoliczkowała mnie za to, że nie dałem rady powstrzymać się i pocałowałem ją, minęły cztery dni. Cztery, długie dni.

Straciłem jedyny powód do życia. Lucas próbuje mnie naprawić, ale jestem za bardzo zepsuty by można było coś ze mną zrobić. Czuję się gorzej niż po śmierci Beth, bo ona odeszła i musiałem się z tym jakoś pogodzić, a kobieta, którą tak bardzo kocham mieszka tuż naprzeciwko i możliwe, że wróciła już do Michaela i jest szczęśliwa. Beze mnie. Wiem, że okropnie skrzywdziłem ją.

Nie odwrócę już tego.
Czuję się tak bardzo bezużyteczny.

1# Pragnienie serca [+18] {ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz