10.

116 6 2
                                    

Pov: Juliusz
  Jakimś cudem przespałem cały dzień i całą noc. Głowa jeszcze trochę mnie boli ale jest lepiej niż wcześniej. Miałem naprawdę dziwne ale przyjemne sny. Śniło mi się, że całowałem Adama. A on mnie całował. To było cudowne uczucie. Jako, że byłem zakochany a Adamie, to bardzo mi się ten sen podobał. Szkoda, że nie dodał się naprawdę. On pewnie nic do mnie nie czuje, więc szansa, że ten sen mógłby być prawdą jest znikoma. Ach! Życie jest takie niesprawiedliwe!
  Po standardowym użalaniu się nad sobą zrobiłem wszystkie poranne czynności i kontynuowałem pisanie "Balladyny". Nie wiem skąd wzięło mi się na pisanie tego dramatu, ale tak jakoś wyszło.
  Chciałbym dorównać Adamowi w pisaniu. Nikt nie jest takim geniuszem w tym jak on. Nie potrafiłbym zapisać jednej kartki trzynastozgłoskowcem, a Adam chce napisać XII ksiąg takim stylem. On jest po prostu niesamowity. A może go odwiedzę? Tak. Odwiedzę go. Zobaczę jak się ma.
  Jak postanowiłem, tak zrobiłem i po półgodzinnym spacerku doszedłem do mieszkania Adama. Nagle przystanąłem i ogarnęło mnie dziwne uczucie. Spowodowało, że nie wiedziałem, czy chcę się z nim spotkać, jakby jakiś mur wyrósł pomiędzy mną, a nim, ale tylko ja go widzę. Spojrzałem zdezorientowany na dom Adama. Stałem tam jakąś chwilę nie wiedząc co zrobić i po prostu gapiłem się na mieszkanie mojego ukochanego.
 
Pov: Adam
  Udało mi się napisać księgę V! Jestem przeszczęśliwy! Ze szczęścia postanowiłem pójść na spacer. Założyłem płaszcz i mały cylinder i wyszedłem. Jednak chyba ubrałem za duży płaszcz bo na schodach upadłem. Właściwie nie upadłem, bo zwaliłem się na człowieka stojącego przed moim mieszkaniem. Co jest ze mną nie tak? Co ja taki niezdarny ostatnio się zrobiłem? Podniosłem się i podałem rękę chcąc zaoferować pomoc w podniesieniu się człowieka, którego zespołem z nóg.
  -Ja przepraszam. Naprawdę. Nie chciałem pana... zwalić. Naprawdę przepraszam. Jakimś cudem się przewróciłem i tak wyszło. To moja niezdarność. Więc jeszcze raz przepraszam- przeprosiłem trochę niezręcznie.
  -Nic nie szkodzi....- odezwał się nieznajomy ale przerwał w połowie zdania. W tedy zobaczyłem jego twarz.
  -Juliusz? Co tu tutaj robisz?- zapytałem naprawdę mocno zbity z tropu.
  -Adam.. emm... Słuchaj.. bo ja właśnie... Em no wiesz....- widać było, że ma problemy z wyjaśnieniem. Z niewiadomej przyczyny na twarzy Juliusza wykwitły spory rumieniec. Wygląda tak słodko z tym rumieńcem. Zdałem sobie sprawę że gapię się na jego twarz więc szybko odwróciłem wzrok.
  -Juliuszu nie chciałem na ciebie wpaść. Przepraszam -powiedziałem. On w końcu wstał przy pomocy mojej wyciągniętej dłoni. Pod wpływem impulsu pocałowałem go w wierzch dłoni. Podniosłem wzrok na jego czekoladowo-brązowe oczy nie odrywając ust od jego delikatnej skóry. Juliusz teraz był cały czerwony jak morze o zachodzie słońca. Patrzyłem na niego jak na obrazek namalowany przez najbardziej zdolnego artystę w dziejach świata.

Pov: Juliusz
  Wpatrywałem się w te piękne szaroniebieskie tęczówki Adama, jak zaczarowany. Gdy pocałował moją dłoń, przez moje ciało przebiegł dreszcz przyjemności. W ruchu było dużo zmysłowości i czegoś jeszcze, czego nazwać nie potrafiłem. Po chwili otrząsnąłem się z tego uczucia i rozejrzałem się nerwowo wokoło by sprawdzić czy ktoś nie idzie. Na szczęście ulica była pusta.
  -Adamie, nie powinieneś robić czegoś takiego na ulicy- wyszeptałem nerwowo.
  -Juliuszu, nie byłeś taki strachliwy w bibliotece- Adam w końcu oderwał usta od mojej dłoni, a ostatnie zdanie wyszeptał mi do ucha. Na ten dźwięk po raz kolejny zadrżałem.
  -Czyli to... ten... pocałunek... był.. naprawdę?- zapytałem troszkę niewinnie.
  -Oh.. Juliuszu, to było lepsze niż rzeczywistość. Miałem wrażenie, że znajduję się we śnie- zachrypał mi zmysłowo do ucha.
  Ludzie jak Adam mnie podnieca! I ten jego szczególny sposób wyrażania się gdy jesteśmy sami. To wszytsko co robi jest bardzo pociągające. A świadomość, że naprawdę całowałem Adama, a on wszystkie pocałunki odwzajemniał, sprawiała, że chyba nawet mocniej zakochałem się w nim.
  -Teraz mam nieziemską ochotę cię pocałować jak ty to zrobiłeś w bibliotece.
  -Em.. ja w tedy byłem pijany...- zacząłem niepewnie.
  -A ja jestem trzeźwy- zanim zdążyłem coś jeszcze powiedzieć Adam mnie pocałował. Nie był to delikatny całus, nie, był to mocny i namiętny pocałunek. Adam wpił się z całą swoją namiętnością w moje usta. Jęknąłem z przyjemności. On to wykorzystał, pogłębiając pocałunek. Ja wplotłem swoje dłonie w jego jedwabne włosy, potargane lekko przez wiatr.
  Teraz nikt nam nie przeszkadzał. Byliśmy sami. Nie w zatłoczonej i dusznej bibliotece, ukrywając się w alejce. Nie. My całowaliśmy się przed domem Mickiewicza na środku ulicy. I było mi z tym dobrze.
  Dotyk ust Adam był hipnotyzujący, pobudzał moje zmysły do granic możliwości. Jedwabność jego skóry była rozpraszająca. Matko! Mógłbym tak zostać całą wieczność.

Pov: Adam
  Juliusz był taki niewinny, ale płonął a nim żar podniecenia. Uśmiechnąłem się, nie przerywając pocałunku, zwycięsko, że to ja dominuję teraz. Słowacki był jak anioł. Taki niewinny i śliczny. Jeszcze był tak młody. Ale ja pałałem do niego prawdziwym uczuciem. Kochałem Juliusza. Żadna siła na tym świecie nas nie rozdzieli. Żaden rozkaz władcy nie sprawi, że przestanę go kochać.
  Całowałem go coraz zacieklej, ogarniające mnie pożądanie chciało się wydostać. Po krótkiej chwili zaskoczenia Juliusz starał się oddawać każdy mój pocałunek. Prawie mnie doganiał, ale ja zawsze byłem krok przed nim.
  Nie mam pojęcia ile minut minęło, a może minęły godziny? Czy może dnie? Nie miałem pojęcia ile czasu upłynęło bo mnie to nie obchodziło. Zatopiłem się w tym pocałunku, oddałem się cały Juliuszowi. W końcu jednak zabrakło nam powietrza i musieliśmy przerwać pocałunek. Niechętnie oddaliłem się od twarzy Juliusza. Omiotłem jego twarz swoim oddechem.
  -Kocham cię Juliuszu. Zostań ze mną na zawsze- wyszperałem, żeby nie przerywać  tej zmysłowej chwili.
  On zamiast mi odpowiedzieć pocałował mnie. To wydało mi się bardzo urocze. Zatopiłem się po raz kolejny w tym pocałunku. Było mi doskonale. Nie przejmowałem się ewentualnymi spojrzeniami ciekawskich ludzi. Kochałem Juliusza i nie zamierzałem tego się wstydzić. Niech ci ludzie wiedzą co to miłość.
  Trwaliśmy w tej chwili długi czas. Całując się z każdym razem coraz dłużej i mocniej. Oddałem się całkowicie tej chwili i przestałem zwracać uwagę na otaczający nas świat. Teraz moim światem był Juliusz i nie zamierzałem go utracić...

—————————————————————
W końcu Juliusz jest trzeźwy i całuje się z Adamem 🥳🥳. Miłość.

Papatki

Słowackiewicz historia prawdziwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz