1 2 - invidia

52 4 179
                                    

[ROZDZIAŁ 12]
seks, kochani, więc jak ktoś nie lubi, to polecam przewinąć do połowy rozdziału, bo nie ma tu nic fabularnego. 

Zaczął się maj. Kwiatowy, złoty i fioletowy. Po brzegi wypełniony ciepłym powietrzem, wiatrem delikatnym jak krepina. Smakiem ich ust i dotykiem dłoni gdzieś na talii, brzuchu, udach. Widokiem wschodzącego rano płonącego słońca i obiecanek, że każdy następny nie będzie ostatni.

Zaczął się maj, a z nim obawy, strach przed następnymi dniami. Co będzie dalej? pytali gwiazdy, ale one milczały. Nawet nie śmiały zamrugać w ich stronę, zanikały tylko, gdy wschodziło słońce i pojawiały się, gdy zachodziło. Zawsze te same, zawsze te ulubione, przypatrujące się ich miłości.

Killan i Nathan zostali tego wieczoru sami w domu, pozostała trójka wybrała się na miasto, wszak niecałe dwa tygodnie zostały im do ślubu, chcieli wykorzystać ten czas najlepiej, jak potrafili. I sami nie wiedzieli, kiedy znów sięgnęli po alkohol. Było wtedy trochę prościej, mniej wyraźnie i problemy same znikały, zamazywały się gdzieś pomiędzy nalanymi do pełna kieliszkami. Pieczenie w gardle było niczym. Cel uświęcał środki.

Blondyn siedział na stole, wymachując nogami i gapił się w sufit. Biały. Bialutki jak nie on, jak nikt na tym świecie.

– Zostało dziesięć dni do powrotu – powiedział bez wyrazu, a Nathan, siedzący na krześle metr od niego, spojrzał się w jego stronę.

– Nie myśl o tym teraz – westchnął, oglądając chłopaka od góry w dół. Był piękny.

– Nie potrafię.

Wtem Nathan wstał i podszedł do Killana, ustawiając się między jego nogami. Spojrzał na chłopaka ani się nie śmiejąc, ani nie będąc smutnym. Po prostu patrzał, widząc róż rozlewający się po jego twarzy. Kochał Killana i kochał jego ciało, uwielbiał głos i gdy milczał. Gdy płakał i gdy się śmiał. Uwielbiał go całego i przez winę alkoholu zapomniał, że może nie powinni.

    Złapał za jego policzki i pocałował mocniej, niż chciał. Zdecydowanie za dużo wypił. Killan otworzył szerzej oczy, gdy zaczął tak dosadnie, nieco inaczej od innych ich pocałunków. Nie, żeby mu się nie podobało, bo chciał go szalenie mocno. Zarzucił przedramiona na szyję Nathana, zawsze tak robił i tak było mu najwygodniej. Nieustannie pogłębiał pocałunek, aż nie zabrakło im tchu. Gdzieś między nogami wyczuł, że podobało mu się to aż nazbyt i każda jego emocja rozlała się rumieńcem na porcelanowej twarzy.

    Brunet spojrzał wtedy w oczy Killana i przeszedł przez nie na wylot. Wiedzieli, czego chcieli i co miało nastąpić później. Blondyn zawiązał nogi wokół bioder chłopaka, a Nathan znowu zaczął go całować. Nie ujął sobie żadnej troski i brał tyle Killana, ile tylko chciał. Dłonie już od jakiegoś czasu wędrowały po ciele chłopaka, a wraz z przybraniem na sile jego nóg, wysunęły się do połowy pod bluzę. Poczuł wtedy bliznę po oparzeniu i brzydko gojące się zacięcie. Blondyn wzdrygnął, gdy ręce Nathana dotknęły tej części jego brzucha, ale on tylko pocałował go mocniej.

    O Boże — sunęło się Killanowi na język, gdy jego chłopak taki był. Tuszujący rany dotknięciami ust. Zjechał rękoma na obojczyki Nathana, później klatkę piersiową. Żałował, że wciąż byli ubrani.

– Złap się mnie mocniej – wydukał między pocałunkami brunet.

Przytulił się do niego i poczuł ręce sunące pod jego uda, zaraz podnoszące go do góry. Oparł czoło o ramię Nathana, nim weszli do ich pokoju, a ten posadził go na łóżku. Zakluczył drzwi, mimo tego, że byli sami w domu i wrócił do blondyna. I Killan nie chciał być tylko bierny temu, co robił Nathan, dlatego wstał, przelotnie całując chłopaka, i cofnął się z nim do łóżka, aż Nathan na nie nie poleciał. Usiadł na jego udach i ucałował w szyję.

Szkarłatny Książę Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz