12.

86 4 0
                                    

Pov: Adam
  W końcu oprzytomniałem. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, w którym przebywałem. Ze strachem zobaczyłem kraty w miejscu gdzie normalnie byłyby drzwi oraz w jednym malutkim okienku dwa metry nad podłogą. Ściany były kamienne. W powietrzu czuć było wielki chłód, w cale nie przypominał całkiem ciepłej jesieni we Francji. Ciekawe gdzie jestem i ile byłem nieprzytomny. Nagle przypomniałem sobie o jednej myśli, która zagościła w mojej głowie zanim moja świadomość odpłynęła.
  Juliusz uciekł. On nie dał się złapać. Może jest jeszcze jakaś nadzieja? Może uda się wypuścić "Pana Tadeusza". Moja praca nie pójdzie na marne. Juliusz uratuje Polaków. A ja? Ja pewnie będę gnił w tej celi do końca swych dni. Nawet nie wiem w jakim kraju się znajduję!
  Usiadłem na skromnej pryczy w rogu pomieszczenia. Odkryłem się cieniutką kapą, która niezbyt chroniła przed zimnem. Ale zawsze coś. Patrzyłem w pustą przestrzeń i wyobraziłem sobie ciepłe ognisko w moim rodzinnym domu na Litwie. Przypomniałem sobie moje szczęśliwe dzieciństwo. Pamiętam ten domek na wsi. Tyle wspomnień...
  Nawet nie zoriętowałem się, kiedy zasnąłem. Obudziło mnie otwieranie drzwi. Lekko zamglonym wzrokiem spojrzałem na postać, która stanęła w drzwio-kratach.
  -Mickiewicz? Wychodź, car chcę cię widzieć- powiedział mężczyzna.
  Brutalnie złapał mnie za ręce i skuł je kajadankami. Posłusznie poszedłem za nim, bo co innego miałbym zrobić? Najpierw wspięliśmy się na schody, które prowadziły do lepiej ocieplonego piętra. Po moich plecach przeszedł dreszcz przez zmianę temperatury. Przeszliśmy dosyć dużo korytarzy i jeszcze więcej zakrętów. Po jakiś 10 minutach dotarliśmy przed bardzo zdobionych drzwi. Mężczyzna zatrzymał się i przekazał jakiemuś małemu człowiekowi parę słów. Nie zrozumiałem ich bo powiedział je szeptem. Po krótkiej chwili człowieczek wrócił i powiedział, że car czeka. Drzwi stanęły otworem i zobaczyłem mężczyznę a koronie, który siedział na wysokim ozdobnym tronie.
  Car. Syn wasilowy. Siedział rozwalony na tronie, tronie splamionym krwią tysiąca ofiar. Spojrzałem w jego zimne jak lód oczy. Widziałem w nich pogardę i znudzenie. Mężczyzna, który mnie przyprowadził popchnął mnie w kierunku cara, przekaz był bardzo jasny. Ruszyłem cały czas patrząc w oczy okrutnika, który przejął mój dom, moją ojczyznę. Nie spoglądałem na niego tchórzliwe, wręcz przeciwnie. Patrzyłem na niego śmiało i wyzywająco. Tak bardzo chciałem go udusić.
  -Ta szumowina na mnie patrzy?- retorycznie zwrócił się do mężczyzny car.- Nie wezwałem cię dlatego, że jesteś tylko nędznym Polakiem. Moi żołnierze dowiedzieli się, że ktoś próbuje wspomóc Polaków na duchu, wydając jakąś nędzną książkę. No i złapali cię. A w dodatku całowałeś się z mężczyzną. Nie wiem, jak można być tak żałosnym i głupim, żeby coś takiego zrobić. Jesteś na prawdę obrzydliwy- car w końcu do mnie zaczął mówić.- Ale co znaczy ten gniew w oczach? Powinieneś się cieszyć, że jeszcze żyjesz.
  -Ty..! Synu wasilowy.. zapłacisz za wszyst....- zawołałem, ale zanim zdążyłem dokończyć, mężczyzna stojący za mną wymierzył mi cios spłaszczoną stroną miecza, który miał przy sobie.
  Jęknąłem. Au, bolało.
  -Nie odzywaj się puki ci car nie pozwoli- zagroził człowiek.
  -Spokojnie sierżancie. Spokojnie.. jak na wojnie!- dokończył uradowany władca.- Ech, ale rozumiem, że ten marny człowieczek nic nie jadł od ile? Tygodnia? Dajecie mu jeść. Jeszcze go będę potrzebował- ostatnie zdanie powiedział mrocznym tonem, aż dreszcz przebiegł mi po plecach.- Dobrze, koniec na dziś. Niech mi już nikt nie zawraca głowy. Ja wojnę prowadzę!
  I takim jakże miłym akcentem sierżant zaprowadził mnie do celi. Rozkuł moje kajdanki i wepchnął mnie do celi. Zamknął drzwi i wyszedł na chwilę. Już zdążyłem zapomnieć jak tutaj jest zimno. Po jakieś chwili wrócił sierżant i dał mi tacę z pajdą chleba i serem. Rzuciłem się na jedzenie jakby było jakąś ambrozją, i faktycznie, w tej chwili tak smakowała dla mnie. Po ekspresowym zjedzeniu swojej porcji położyłem się na mojej pryczy i skuliłem się by zachować jak najwięcej ciepła. Zacząłem myśleć o przyjemnych rzeczach, takich jak dom, Juliusz i inne miłe myśli. W końcu po jakimś czasie rozmyślania poczułem dużż falę zmęczenia i wpadłem w objęcia Morfeusza.

—————————————————————
Mickiewicz w prawdziwym życiu był więziony, ale tutaj będzie dłużej niż za jego żywota.

Papatki

Słowackiewicz historia prawdziwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz