Rozdział XIV

25 3 0
                                    

W gazecie nie pojawiła się żadna wzmianka o pochwyceniu czarodziejskiej rodziny. Nic też nie wróżyło, żeby to uległo zmianie w przeciwieństwie do sprawy rozliczeń podatkowych za kamienicę.

Urząd jednak nie miał już pretensji do Aloisa. Pomyślnie rozpatrzył jego wniosek od odroczenie spłaty należności. Najwyraźniej wizja posłania Kershawa na stryczek w pełni zaspokajała apetyt komendanta Kariorum na uprzykrzenie mu życia.

Pani Deve wspomniała, że jeszcze dotąd nie miała tak beznadziejnego piątku. Alois nie zamierzał się z nią licytować na bardziej zepsuty humor w obliczu otrzymania komunikatu, jako że w świetle uzyskanego materiału dowodowego został oskarżony o dokonanie morderstwa na sędzim Maxwellu. Na czas postępowania i oczekiwania na rozprawę miał zaś zostać w Kariorum pod groźbą kary grzywny, a nawet pozbawienia wolności.

Jeśli taka była cena za ucieczkę, może warto byłoby jednak gdzieś wyskoczyć?, pomyślał Alois, zerkając na nieskazitelny błękit rozciągający nad miastem. Choć wiedział, że nie starczyłoby mu na to odwagi, za podstawową przeciwność ku temu uznał brak dobrego towarzystwa.

Świadomość, że Griffin nie mieszkał już na Podzamczu i nie mógł wpaść do niego po półgodzinnym spacerze, przybiła go, zabijając jakąkolwiek chęć do celebrowania długo oczekiwanego końca tygodnia. Czasu, gdy urząd nie wysyłał żadnych listów w trosce o podwyższanie niskiego ciśnienia swoich obywateli.

Pani Deve zapukała ostrożnie w otwarte drzwi jadalni. Na tacy trzymała dwa kubki. Zapach świadczył, że wypełniała je kawa z resztek, które zostały po goszczeniu panien Weppler. Roztaczający się aromat na chwilę rozrzedził uczucie beznadziei. Alois podziękował gosposi, przejmując kubek, a następnie zajmując miejsce przy stole. Gosposia jednak nie zabierała się do picia swojego napoju.

– Pan Dormhall przyszedł – powiedziała cicho, kładąc drugi kubek na stole i przytulając tackę do piersi. – Czeka przed drzwiami.

Alois zamknął oczy, wciągając powietrze przez nos. Z trudem się nie skrzywił. Na śmierć zapomniał o obiecanej wizycie mechanika. Szczerze mówiąc, do tamtej chwili nie traktował tej "obietnicy" jako coś prawdopodobnego. Pewnie, gdyby nie miał do czynienia z Luigim, miałby rację.

– W jakiej sprawie przyszedł? – spytał sucho, nawet nie okazując zdziwienia.

Gosposia wzruszyła ramionami.

– Nie wiem. Nie mówił – powiedziała lakonicznie niczym w wojsku.

Alois przyjrzał się kobiecie. Nie był przekonany, co do jej szczerości w tamtym momencie. Ze zrezygnowaniem podniósł się z krzesła, minął panią Deve i wyszedł z jadalni. Powolnym, ciężkim krokiem dotarł do holu. Przecierając oczy, nacisnął klamkę drzwi.

Zgodnie ze słowami gosposi Dormhall podpierał ścianę ganku, tupiąc przy tym nogą. Jego pogodny nastrój stopniał, gdy spojrzał na gospodarza.

– O kurcze... Źle wyglądasz – palnął mechanik z rozszerzonymi oczami.

Alois kiwnął głową na powitanie, nie siląc jednak na uśmiech. Powiedział przeciągle:

– Twoja szczerość jest urzekająca.

Mechanik uniósł kącik ust, strzepując z ramienia jakiś niewidzialny pyłek.

– Ta... Pewnie, dlatego jestem kawalerem – cmoknął, zerkając na swoją torbę.

Alois założył ręce na piersi, rozglądając po okolicy. Para milicjantów kroczyła drugą stroną chodnika. Nieliczne samochody turlały się po drodze. W ogródkach rozwieszano pranie. Wyglądało na to, że Dormhall mógł rzeczywiście przyjść tu na własną rękę. Pozostawało tylko...

Seria Noruk: Dziecię Nieba cz.IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz