Dużo osób przyzna, że poranki są piękne i zabierają wdech w piersi. Powoli wschodzące słońce, ćwierkające ptaki, jasne promyki wpadające do pokoju, które oświetlają całą przestrzeń. Miękka pierzyna w którą zatapiamy praktycznie co noc. Panujący spokój, zero pośpiechu i ciepło bijące od osoby leżącej obok. Tak właśnie wyglądała większość poranków Knucklesa. Jednak dzisiejszy różnił się od reszty. Ten był bardziej chaotyczny.Otworzył swoje oczy, a złotawe tęczówki rozpoczęły nowy dzień. Uniósł swoją głowę z ciepłej klatki piersiowej szatyna, aby spojrzeć na jego dalej śpiącą osobę. Automatycznie na usta młodszego wkradł się drobny uśmiech. Nagle przypomniał sobie o dzisiejszym dniu. Gwałtownie zerwał się z łóżka, podnosząc do siadu. Rozejrzał się dookoła i przetarł dłońmi swoją zaspaną twarz.
— Kurwa! — krzyknął dość głośno, nie zwracając nawet uwagi na dalej śpiącego policjanta.
Rozciągnął się na tyle ile mógł i zgarnął szybko swój telefon z szafki nocnej. Po odblokowaniu go, od razu rozszerzył oczy. Na ekranie widniało mnóstwo nieodebranych połączeń. Jak i nieodczytanych wiadomości. Zwrócił jednak całą swoją uwagę na godzinę, od razu przeklinając w myślach swój cholerny budzik, który nie zadziałał. Odrzucił telefon na bok gdzieś w głąb pościeli i wplątał swoje palce w roztrzepane, siwe kosmyki włosów. Po chwili, usłyszał ze swojej lewej strony głośne szmery. Oznaczało to jedno, brązowowłosy zaczął się przebudzać. Przekręcił się na bok, wciąż nie otwierając oczu. Przerzucił swoją rękę przez ciało siwowłosego, żeby przyciągnąć go bliżej siebie i uniemożliwić wstanie. Młodszy z chęcią skorzystałby z tej okazji, tak jak to miał w zwyczaju. Jednak tym razem nie dał się i wygramolił z uścisku policjanta. Niezadowolone westchnięcie wydobyło się z ust szatyna, który uchylił lekko powieki.
— Co jest? — mruknął wciąż zaspany, nie do końca kontaktując jeszcze ze światem. Uniósł się lekko na łokciach do góry, żeby przypatrzeć się młodszemu.
— Jestem spóźniony i to w chuj spóźniony. — wręcz wyskoczył z ciepłego łóżka i zaczął krążyć w kółko. Nie do końca wiedząc od czego powinien zacząć.
Miał zaplanowane ważne spotkanie Zakshotu. Pierwsze od dawna, które było obowiązkowe. Wraz z ekipą, musieli przegadać sporo spraw, które pojawiły się od ich powrotu do miasta. Głównie chcieli porozmawiać o dalszym rozwoju warsztatu ZS Customs oraz ich działalności legalnej. Erwin specjalnie na tą okazje, wczorajszy cały wieczór siedział nad rozpracowywaniem wszystkiego. Było to dla niego nie lada wyzwanie. Ze swoim ADHD ciężko było mu usiedzieć przy biurku, żeby poukładać wszystko, aby to miało jakikolwiek sens. Dużo pomógł mu z tym Gregory, który nie do końca w ogóle powinien w to ingerować. Wiadomo nie od dziś, że sukces Zakshotu ma za sobą wiele przekrętów.
Montanha wyznaczył sobie pewne cele. Zdecydował, że weźmie się w garść i w końcu ruszy naprzód. Zdaje sobie sprawę z tego, że stać go na więcej, niż bycie zwykłym oficerem na posyłki. Chciałby ponownie brać aktywnie udział w policyjnych śledztwach oraz różnych akcjach. Odbić się od ziemi i na nowo wspiąć po szczeblach, żeby zyskać ponownie szacunek u współpracowników jak i obywateli. Nie będzie to łatwe zadanie, patrząc na to jaką aktualnie ma wyrobioną opinie na mieście. Zdecydował się odciąć od tej kryminalnej strony, choć w malutkim procencie. Chociaż jego związek z przestępcą wcale tego nie ułatwia. Nawet informacja, że Erwin jest adwokatem za bardzo nie ratuje sytuacji. Wiadomo nie od dziś, że cała ta ich relacja jest tak pogmatwana.
— To nie pierwszy raz jak się spóźnisz. — westchnął cicho, po czym opadł ponownie na miękki materac i bardziej wtulił się w poduszkę.
— Nie po to siedziałem wczoraj tyle czasu przy tych jebanych papierach, żeby się dziś spóźnić. — zaczął głośno lamentować i użalać nad sobą.