7 cz. 2

64 4 7
                                    

!!!WAŻNE NA DOLE!!!

Szliśmy właśnie na spotkanie z moim ojcem. Dobrze słyszycie. Mój ojciec chce zapłacić za mnie okup. Sama jestem w szoku i to porządnym, bo zażądali bardzo wysokiej sumy. Nawet związali mnie żeby wyglądało legitnie. Bardziej się stresowałam spotkaniem z moim ojcem, niz całym tym porwaniem.

Czekaliśmy na niego jakieś 5 minut. Bałam się, że coś odjebie. Po chwili drzwi do opuszczonej fabryki się otworzyły. To on. Ostrożnie do nas podszedł.

- Połóż torbę na ziemi I popchnij w moją stronę, a twoja córka będzie wolna. - ostrożnie wykonał polecenia Dokyeoma. Otworzyli ją i zobaczyli pieniądze. Prawdziwe. - Wypuścić ją. - po tych słowach, idiota od gonienia popchnął mnie lekko w stronę taty. Mężczyzna mnie przytulił. Tamci chcieli już odchodzić, ale coś ich zatrzymało. Ojciec wyciągnął pistolet i skierował w stronę Dokyeoma.

- Myślałeś, że pozwolę Ci po prostu odejść? - przeraziłam się.

- Tato, Przestań! Opuść ten pistolet! - zaczęłam krzyczeć I próbować opuścić jego ręce.

- Zamknij się! - odepchnął mnie dalej mierząc do DK'a. Porywacz zwinnie wyciągnął pistolet i wycelował w ojca.

- Przestańcie! - krzyczałam, ale to na nic. Musiałam podjąć decyzje. Stanęłam przed ojcem I tym samym zaraz przed pistoletem. - Jeśli chcesz go zabić, musisz najpierw zabić mnie. - powiedziałam stanowczo.

- Nie wydurniaj się! Odsuń się! - krzyczał ojciec.

- Albo zgnijemy oboje albo oboje przeżyjemy. - jednak on nawet nie drgnął.

- Proszę cię odsuń się. - usłyszałam głos Dokyeoma. Chciałam się odsunąć ale nie mogłam. Musiałam go uratować. Ojciec powoli zaczął opuszczać pistolet. Położył go na ziemi I kopnął do Dokyeoma. Podniósł go i wręczył pomocnikowi. Złapał mnie za ramię i powoli pociągnął do tyłu. - Skoro tak z nami pogrywasz, nie dostaniesz jej. - powiedział. Miałam ochotę zacząć skakać z radości, ale nie mogłam. Chciałam się śmiać, ale tez nie mogłam. Ten pistolet nawet nie był naładowany. Dosłownie strzelałby powietrzem. Za to jego wspólnicy, którzy ukrywali się, mieli naładowane i nie zawachaliby się go użyć. Dwójka wyprowadziła ojca z budynku. Gdy zniknął z pola widzenia natychmiast przytuliłam Dokyeoma. On jednak odepchnął mnie od siebie. - Dlaczego to zrobiłaś?! Mogła ci się stać krzywda! - był wściekły.

- Miałam patrzeć jak mierzy do ciebie?! Chyba sobie ze mnie jaja robisz! A jakby tobie się coś stało?! On jest pojebany mógł strzelić! - łzy zaczęły lecieć mi z oczy. Chcialam dobrze! Dlaczego nagle to ja wychodzę na tą złą I nieposłuszną! Mężczyzna widząc moją zapłakaną twarz spuścił głowę I wziął głęboki wdech. Ostrożnie do mnie podszedł i przytulił. Staliśmy tak chwile w ciszy. Byliśmy sami, bo wszyscy posłusznie wyszli.

- Twierdzisz, że ci się podobam tak? - lekko się zawstydziłam ale przytaknęłam. - Nie możesz ryzykować życia przez jakiś jebany syndrom. - zdziwiłam się. Dlaczego akurat myślał, że to syndrom.

- Jaki do cholery syndrom?! - odepchnełam go. - Myślisz że nie potrafię się zakochać w tydzień?! - stało się to dosyć niezręczne ale miałam to gdzieś. Jebany syndrom Sztokholmski.

- Czułabyś to samo gdybym zabijał ludzi i się nad nimi pastwił? - jego Mina był poważna jak nigdy. Tego nie wiedziałam. Nie mogłam tego wiedzieć. Nigdy nie widziałam jak zabija albo się się kimś znęca. - Czy Czułabyś to samo gdybym przystawił ci pistolet do głowy? - Nie wiem do cholery! Skąd mam to kurwa wiedzieć?! Nigdy czegoś takiego nie robił! Po tych słowach wyciągnął broń I skierował w moją stronę. - Jest naładowany. - zastygłam w miejscu. Jak go był naładowany? Byłam wściekła, a za razem dalej go kochałam i nic tego nie zmieni. Zamiast odpowiedzieć, złapałam za koniec pistoletu i przystawiłam do miejsca gdzie mialam serce.

- Po prostu strzel. Dla nas obydwu tak będzie łatwiej. - popatrzył raz na pistolet raz na mnie. Jego oczy błyszczały. Czy on płakał? Opuścił broń I rzucił na ziemię. Na jego policzku zobaczyłam łzę. Chciałam ją wytrzeć, ale mnie wyprzedził.

- Wracajmy. - powiedział i ruszył w stronę wyjścia.

Wróciliśmy do kryjówki. Oczywiście ja musiałam siedzieć zamknięta w pokoju. Dostawałam powoli pierdolca. Dlaczego się do mnie teraz nie odzywał?! Nie mogłam już dłużej wysiedzieć. Jebać ten zakaz. Uchyliłam lekko drzwi. Korytarz był pusty. Wiedziałam gdzie byl pokój Dokyeoma, bo widziałam jak do niego wchodził. Ostrożnie zapukałam.

- Proszę. - usłyszałam chwile po tym. Weszłam do pokoju. Siedział na fotelu przy oknie i czytal jakąś książkę. Ten pokój był o niebo lepszy od mojego. Przy wejściu stał ogromny regał z książkami. Na przeciwko niego stało łóżko, a za nim fotel. Na przeciwległej ścianie stało biurko i ogromna szafa. Obok szafy wisiały rośliny na jakimś metalowym czymś. Podniósł oczy znad książki. Gdy zobaczył mnie, zmarszczył brwi. Zamknęłam drzwi za sobą i podeszłam do niego. - Co tu robisz? Nie możesz chodzic sama. - powiedział totalnie obojętnym głosem.

- Jak możesz się tak zachowywać? Nic nie powiesz na temat naszej poprzedniej rozmowy? - bylam wściekła! Jak mógł tak obojętnie do tego podejść!?

- A co mam powiedzieć? Mam Ci po raz 50 tłumaczyć dlaczego nie możesz do nas dołączyć i dlaczego myślisz że się we mnie zabujałaś? Przejdzie ci jak wyjdziesz na wolność więc się uspokój. Za 2 dni cię wypuścimy i będzie po wszystkim. Ty zapomnisz o moim istnieniu ja o twoich, jasne? - nie mogłam już tego słuchać. Uderzyłam go z otwartej ręki w twarz.

- Jesteś bezczelny. - rzuciłam i wyszłam z pokoju. Wróciłam do siebie, zamknęłam drzwi na klucz I rzuciłam się na łóżko. O dziwo nie poszedł za mną. Został u siebie. Zaczelam płakać. Uspokoiłam sie dopiero po godzinie.

4 Godziny później...

Usłyszałam pukanie do drzwi. No tak. Kolacja.

- Proszę. - powiedzialam jednak ku mojemu zdziwieniu w drzwiach stanął Dokyeom. Wszedł i zamknął je za sobą.

- Przepraszam. Masz racje to było beznadziejne z mojej strony. Nie chciałem Cię urazić. - powiedział siadając obok mnie na łóżku. - Po prostu... nie mogę przyswoić informacji, że twoje uczucie może być prawdziwe. W sensie... miałem już parę takich sytuacji, ale gdy zobaczyły osobę, która ich ratuje to uczucie miało. Znikało i wiele razy Bolało mnie to przez długi czas. Boje się  że teraz będzie tak samo. Wybacz. - mówiąc to nie patrzył na mnie. Nie dziwiłam mu się. To uczucie musiało być straszne.

- Rozumiem. Ja też przepraszam. Zbyt gwałtownie zareagowałam. Ale obiecuje ci, że ja nie zostawię cię nigdy. - powiedziałam I przytulilam go. Nie wiedziałam, że porywacz może mieć tak miękkie serce. Dokyeom był dobrym człowiekiem i ja to wiedziałam. - Więc? To znaczy, że mogę do was dołączyć? - zapytalam.

- A nie zrobisz nic głupiego? - popatrzył na mnie. Płakał. To było słodkie.

- Nie. Obiecuje. - powiedziałam uśmiechając się szeroko.

- Więc możesz. - po tych słowach zmniejszył odległość między naszymi ustami.

Więc to żaden syndrom Sztokholmski

To po prostu prawdziwe uczucie

♤♤♤♤♤♤♤♤♤♤♤♤♤♤♤♤♤♤♤
1046 SŁÓW
♤♤♤♤♤♤♤♤♤♤♤♤♤♤♤♤♤♤♤

Bez kitu to jest dobry materiał ja ff.
Pewnie go nie skończę ale ciiii
Chociaż? Mam już pomysł nawet
Chcecie?

\___/
Koszyczek na zamówienia

Dawajcie zamówienia bo mam do napisania tylko jedna kontynuację i jeden osoby rozdział

BTW WAŻNE TU!!!!
TĄ KONTYNUACJE I TĄ DRUGĄ ULOZE W KOLEJNOSCI OBOK 1 CZESCI WIRC SIE NIE ZDZIWCIE JESLI PO KTOREJS BEDZIE JAKIS ROZDZIAL PRZECZYTANG

KONIEC WAZNEGI!!!!!

ONE SHOTS KPOPOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz