15.

74 4 0
                                    

Pov: Juliusz
  Po dwóch dniach wreszcie dojechałem pociągiem do granicy. Razem z grupką innych Polaków zrobiliśmy plan przedarcia się do ojczyzny. Gdy wybiła 3 nad ranem i było jeszcze ciemno zrobiliśmy zwiad. W pobliżu był dosyć duży las. Szybko, ale po cichu biegliśmy po lesie. Na nasze szczęście i nieszczęście padał deszcz. Dzięki temu patrole pochowały się w budynkach, ale za to my byliśmy przemoczeni i przemarznięci. Po dwóch godzinach przeszliśmy przed szeroką i głęboką po barki rzekę. To dodatkowo nas wychłodziło, jednak dalej uparcie biegliśmy.
  Po łącznie 4 godzinach biegu zobaczyłem łunę jutrzenki. Wszyscy uzgodniliśmy, że dopiero gdy zrobi się ponownie ciemno, wznowimy podróż. Jednak teraz wszyscy byliśmy przemarznięci, mokrzy i zmęczeni do granic wytrzymałości. Wróciliśmy się kawałek, do jaskini, którą mijaliśmy i tam rozpaliliśmy ognisko, które nas ogrzało i pryz okazji wysuszyło ubrania. Korzystając z okazji, że byliśmy w lesie i otaczały nas różne jadalne rośliny to razem z jakimś mężczyzną w średnim wieku poszliśmy zbierać pożywienie.
  Gdzieś tak koło 9 wróciliśmy do reszty i każdemu daliśmy po solidnej porcji witamin. Jednak, jako, że nie samymi owocami człowiek żyje ktoś inny upolował dwa króliki, które rozdzieliliśmy między sobą. Mi dostała się nóżka, była dosyć chuda, ale kiedy piekłem ją nad ogniskiem przyjemny tłuszczyk skapywał z niej do ognia. Pomimo wcześniej zjedzonej porcji owoców, rzuciliśmy się jak wilki na mięso. Po 5 minutach wszystko trafiło do naszych żołądków. Ustaliliśmy warty, a mi akurat trafiło się jako pierwszemu. Pomimo wyczerpania udało mi się zachować przytomność umysłu.
  Odetchnąłem z ulgą, gdy w końcu ktoś inny mnie zamienił po półtorej godziniej warcie. Nagle trawa wydawała mi się najdelikatniejszym posłaniem świata i zanim się obejrzałem, już spałem jak zabity. Nic mi się nie śniło, może to dobrze, a może wręcz przeciwnie, ale nie chciałem nad tym myśleć.

Pov: Adam
  Jak się zorientowałem, to posiłki rozdają co dwa dni. W sumie mogło być gorzej. Jakoś żyję. Czas zabijam sobie prowadząc monolog z trupem Cypriana. Może to oznaka szaleństwa, ale ta czynność pomaga mi nie zwariować tutaj doszczętnie.
  Niestety sierżant nie jest zbyt rozmowny. Jak zapytałam się go o jego imię to odparł, teraz zacytuję " Nie twój interes." Imię całkiem ciekawe, chociaż dosyć długie. Jaki rodzic nadaje dziecku imię Nie twój interes? A to z mojego imienia się wyszyscy wyśmiewali. Rosjanie są dziwni.
  Ostatnio coraz częściej słyszę jęki innych ludzi uwięzionych w tym lochu. Jak mam siłę i akurat nie śpię, to dośpiewuję coś tam, żeby ładna pieśń z tego wyszła. Sierżantowi się to chyba nie podoba, bo cały czas wrzeszczy i wali w kraty mojej celi.
  Jak na razie dalej jest strasznie zimno. Jedynym plusem jest to, że dzisaj rano zaczęło padać więc mam wodę. Zimną ale jednak. Zawsze to jakoś nawadnia suchą pustynię gardła.
Jakoś żyję, ale marnie. Jeszcze nie popadłem w szaleństwo, ale chyba całkiem blisko tego jestem. Sierżant mówi, że jestem wariatem, ale ja się go nie słucham, bo czemu miałbym się słuchać człowieka, który ma na imię Nie twój interes? Dzień kończę jak zawsze krótkim rozciąganiem i pozbawionym marzeń snem.

—————————————————————
Jakie byście dali imię sierżantowi?
Miłego dnia
Papatki

Słowackiewicz historia prawdziwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz