Pov.Bloom...
Był piękny zimowy poranek. Spacerowałam po parku w Gardenii,podziwiając lodowe rzeźby,które nie wiedząc czemu stały wszędzie dookoła.
Jedna z rzeźb przedstawiała piękną baletnice.
Podeszłam bliżej,żeby jej się przyjrzeć.
Gdyby nie to,że rzeźba jest zrobiona z lodu,pomyślałabym,że jest żywa.
Każdy,najmniejszy elementy był idealnie wykonany.
Oczy baletnicy były zamknięte. Włosy miała upięte w kucyk.
Śliczna,lodowa suknia była pokryta płatkami śniegu co sprawiło,że wyglądała jeszcze piękniej.
Na szyi baletnicy dostrzegłam coś bardzo znajomego...wisiorek z serduszkiem,na którym była litera "B".Czy to możliwe,że ten wisiorek to ten sam,który dałam Emily?
Dotknęłam lodowego wisiorka i w tej samej chwili cała lodowa rzeźba rozpuściła się,pozostawiając po sobie jedynie plamę.
Nawet nie zdążyłam zastawić się dlaczego tak się stało,bo od razu zostałam pociągnięta przed siebie. Czułam się jakby jakaś niewidzialna siła wzywała mnie do siebie.
Próbowałam się zatrzymać,ale nie dałam rady.
Jednak po chwili zatrzymałam się. Przede mną stały kolejne cztery lodowe rzeźby.
Jedna z nich przedstawiała Lily,druga Emily,a trzecia Valtora i mnie.
Rzeźby naszych córeczek stały koło nas,a lodowe rzeźby przedstawiające mnie i mojego męża trzymały się za ręce.
Wyglądało to tak niesamowicie,
że nie mogłam oderwać od nich wzroku. Każdy,nawet najmniejsz szczegół był idealnie wykończony.
Niespodziewanie dwie lodowe rzeźby przedstawiające mnie i Valtora odsunęły się od siebie,co trochę mnie przeraziło.
Nagle na niebie pojawiły się ciemne chmury.
Zaczął wiać silny wiatr.
Ziemia pod moimi nogami zaczęła drżeć.
Rzeźba,która przedstawiła mojego męża została złamana na pół,a potem roztopiła się.
Na niebie pojawił się pierwszy błysk,a zaraz za nim następny.— Bloom...— usłyszałam za sobą znajomy głos przez co się odwróciłam.
To była...Vanessa.*
— Mamo,co Ty tutaj robisz?
Lepiej chodźmy do domu,bo za chwilę będzie burza — podeszłam do niej,ale Ona odsunęła się. Spojrzałam na nią zdezorientowana.
— O co chodzi,mamo?— Nigdy więcej nie nazywaj mnie swoją "mamą". Nie jestem nią i nigdy nią nie byłam.
— Oczywiście,że jesteś moją mamą. Przecież to Ty i Mike mnie adoptowaliście. Daliście mi miłość. Nauczyliście mnie wszystkiego i to w większości dzięki Wam jestem teraz tym,kim jestem.
Gdyby nie Wy, Wasze wsparcie i wiara we mnie,być może nigdy nie osiągnęłabym tak wiele.
To wszystko co mnie spotkało zawdzięczam Wam — podeszłam do niej i chciałam ją przytulić,ale Ona odepchnęła mnie.— Nie podchodź do mnie! —krzyknęła robiąc kilka kroków do tyłu.
Nagle koło Vanessy pojawił się Mike.
Chciałam zapytać go o co tu chodzi,ale Vanessa zaczęła mówić pierwsza.— Zawiodłaś nas,Bloom —powiedziała beznamiętnym tonem.
— Nigdy nie powinnam była traktować Cię jak córki.
Żałuję każdej chwili spędzonej z Tobą — w moich oczach zaczęły zbierać się łzy.
Nie byłam w stanie nic powiedzieć,o nic zapytać.
Po prostu stałam tam i słuchałam słów,których nigdy w życiu nie spodziewałam się od niej usłyszeć.Zawiodłam ich?
— Żałuję,że wtedy zabrałem Cię z tego płonącego domu — powiedział Mike,a zaraz po tym dodał:
— Powinienem był Cię tam zostawić.
Nie zbliżaj się do nas już nigdy więcej! Nie jesteś naszą córką!
— wykrzyczał i spojrzał na mnie wściekle. Jeszcze nigdy nie patrzył na mnie w taki sposób.
Potem odwrócił się i razem z Vanessą zaczęli odchodzić.
CZYTASZ
Kiedy skończy się mój czas 𝑩𝒍𝒐𝒐𝒎 𝒙 𝑽𝒂𝒍𝒕𝒐𝒓
FanficSTRAŻNICY SMOCZEGO PŁOMIENIA cz.V : Kiedy skończy się mój czas. BloomxValtor. To miało być ich szczęśliwe zakończenie. Zakończenie,na które tak długo czekali. Teraz już wszystko miało być dobrze,bo to co złe już za nimi. Teraz Bloom miała żyć jak...