᯽[ROZDZIAŁ 13]᯽
Nim dotarli do centrum Szczecina, nadszedł wieczór. Mroźny i brzydki jak na maj, jakoby ktoś lodowatą wodą oblał płótno, na którym tamtejsza wiosna była malowana. Nadszedł wieczór, a z nim wielki deszcz, ulewa mocząca całą szóstkę od stóp do głów. Przemoczeni do suchej nitki, szli w ciszy pod deszczem przez miasto, szukając apteki. Ścierka, którą Nathan przykładał sobie do prawego oka, przekrwiona była do cna, aż na chodnik nie skapywała zmieszana z krwią woda.
Tylko raz tulili się od momentu utraty wzroku bruneta, więcej nie było im dane, bowiem niebywale się spieszyli, nie mieli czasu na dotyk. Każdy świadek tej tragedii mógłby przyznać, że Nathan oszalał na punkcie zabicia Isaaca bardziej niż Killan, doprawdy dziwne rzeczy się ostatnio między nimi działy.
Nie podarowałby zabicia Darii, za którą w wielkim cierpieniu zmarł Eliah. Nie mógł o tym zapomnieć, zagryźć między słowami, które cisnęły mu się na usta, a które przełykał razem ze śliną. Między dłoń jego a Killana wkradł się deszcz — trzymali się za ręce od momentu wejścia do centrum, choć nie było to takie, jakie mogliby sobie wymarzyć. Nathan stał się cichy, a Killan za głośny, ot tak zamienili się na języki. Szli tak szybko, że prawie ślizgali się na deszczu, a ich ciężkie buty tylko chlapały innym przechodniom po kostkach.
Od kiedy wyjawił imię jego ojca wszystkim, którzy z iskrami w oczach czekali na ostatnie słowa Anthoniego, płakał. Nie wiedział dlaczego, czemu i w czym miało mu to pomóc. Łzy same leciały, nie kontrolował tego ani odrobinę. Zerkał na przekrwioną szmatkę, przystawioną do twarzy Nathana i nie mógł oddychać. Ruszyć się choć o centymetr. Bogu niech będą dzięki, że chociażby na drugie oko widzi dobrze, że w serce czy płuca nie dostał.
Gdy zabijał Anthoniego, nie czuł nic. Nic absolutnie. Czy tak samo będzie, gdy pozbawi życia Isaaca? Pustka większa niż niebo, które zerkało na nich pobłażliwie i płakało za pół świata Nathana? Wielkie echo, trwające w jego głowie, drżenie rąk, spowodowane widokiem krwi i przerażenie przed taką łatwością odbierania ludzkiego życia. Okropne, obrzydliwe wręcz.
Prawie że poślizgnął się, gdy Nathan ciągnął jego rękę jeszcze mocniej, szybciej, a Victoria i Zofia, to już z dziesięć metrów za nimi były. Był zły, okropnie, doszczętnie zdenerwowany i nie potrafił radzić sobie z tak wielkim natłokiem koszmarów, które go spotykały. Cztery lata myślał, za kogo jego brat stracił życie, kto mógł zabić Darię, każąc ich na mord. Znalazł odpowiedź wraz z poznaniem najgorszego koszmaru Killana, osoby, która skrzywdziła jego matkę i tyle ich cierpień doprowadzało go do szaleństwa.
– Prze- – zaczął blondyn, ściskając rękę swojego chłopaka z całej siły. Czuł się tak niesamowicie winny za utratę wzroku Nathana.
– Jeżeli jeszcze raz mnie przeprosisz, zostawię cię tu – przerwał mu w zdenerwowaniu, oglądając się za apteką.
Przez ulewę wszystko było zamazane i niewyraźne, sam nie przyzwyczaił się jeszcze do niewidzenia na prawe oko i musiał obracać głowę bardziej niż zwykle.
– Nathan, do cholery, właśnie oślepłeś na jedno oko – powiedział prawie że piskiem, zatrzymując go w miejscu. Deszcz skapywał z nich jak z rynien, zmazywał grzechy, leczył rany. Szkoda, że bezskutecznie.
– Jakby mnie to obchodziło – odpowiedział, nawet na niego nie spoglądając.
Teraz to on popadł w paranoję, przysiągł sobie, rodzicom, Eliahowi czy Bóg wie komu, że odpłaci się za Darię i trzymał się tej przysięgi z całej siły. Zakończy wspólny koszmar jego i Killana, choćby miał go świadomie zranić. Dojrzał w oddali sklep medyczny, ciągnąc chłopaka za sobą.
CZYTASZ
Szkarłatny Książę
Romance❝Chorował na dotkliwą samotność i potrzebował leków, nim w płucach urosną mu cierniste ogrody. Dla krztyny miłości rozkruszyłby filigranowe niebo i strącił wszystkie gwiazdy, a słońce złapał w dłoń, choć parzyłoby go, a palce zaszły węglem, nie puśc...