16.

66 5 0
                                    

Pov: Juliusz
  Wznowiliśmy podróż gdzieś koło 23. Z nową energią biegliśmy przez las. Tym razem nie padało, jednak zwiększało to ryzyko patroli wrogów. Po 5 godzinach biegu odczułem, że mój pęcherz jest nieprzyjemnie pełny. Powiedziałem o tym reszcie, która w czasie gdy ułożyłem sobie, miała chwilę wytchnienia. Gdy już zrobiłem co musiałem zacząłem wracać. Jednak przed tym jak doszedłem do grupy usłyszałem krzyki. Zaniepokojony ukryłem się w gęstych krzakach i obserwowałem scenę, która się rozgrywała paręnaście kroków przede mną.
  Koło mojej grupy stało 5 Niemców i wykrzykiwała coś gniewnie. Ja nie zbyt znam niemiecki więc że słów nic nie zrozumiałem, ale ton pozostawiał jasny. Ja ze zgrozy nie mogłem się ruszyć. Pomimo, iż nie widziałem sensu życia to jednak bałem się śmierci.
  Niemcy najwyraźniej mieli dość i wyciągnęli pistolety i zastrzelili moich towarzyszy bez żadnych emocji na twarzy. Oni są jak maszyny do zaginania. Chociaż znałem tych Polaków przez 3 dni, to jednak poczułem wielki smutek. Jednak teraz nie mogłem się nad sobą użalać. Ich ofiarą nie może pójść na marne. Muszę się żywy wydostać z tąd. Czekałem w bezruchu aż Niemcy w końcu sobie pójdą. Przeleżałem jeszcze 10 minut, żeby upewnić się, że już sobie poszli i wyszedłem z ukrycia. Od razu puściłem się biegiem nawet nie oglądając się za siebie. Teraz jestem zdany tylko na siebie.
 
Pov: Adam
  Po moim liczeniu dni na ścianie zauważyłem, że spędziłem już tydzień w tej celi. Trochę dużo. Ale mogło być gorzej. Sierżant znowu przynosi mi jedzenie, które pałaszuję w ciągu minuty. Dale rozmawiam z truchłem Cypriana. Zaczynam się przyzwyczajać do tego trybu życia. Tylko jest maluteńki problem w tej celi. Jest zimno. I to bardzo. Nie przywykłem do tak niskiej temperatury, szczególnie, że nie miałem odpowiedniego ubioru. Rozumiem czemu Cyprian umarł tak szybko. Nie chciało mu się męczyć w tych warunkach. Ale pozostawił trochę chamsko bo zostawił mnie tutaj samego. Cóż przynajmniej jest jego ciało. Jakieś pocieszenie.
  Gdzieś w godzinach szczytu niespodziewanie przyszedł znowu sierżant. Zwykle nie zatrzymuje się na dłużej przy żadnej celi, a tym bardziej nie otwiera krat. Patrzyłem na niego zdezoriętowany.
  -Car chcę cię znowu widzieć. Ruszaj się- zakuł mnie w kajdany.
  Wlokłem się za sierżantem jak w transie. Czego chce ode mnie car? Ja nic nie przeskrobałem. Byłem grzecznym więźniem. Jednak powód musi być ważny. Cóż najpierw dostać się do niego, a potem się dowiedzieć. Jak dowolkę się to dostanę odpowiedź na dręczące mnie pytanie.
  Stanąłem słaby i bezbronny przed carem. Już nie miałem siły rzucać mu wyzywających spojrzeń. Byłem na to zbyt zmęczony. Jedyne o czym marzyłem to wieczny odpoczynek. Jednak z moim szczęściem jest to mało możliwe, żeby nastąpił dzisaj. Ledwo stałem na nogach, więc sierżant musiał mnie podtrzymywać.
  -No więc sławny wieszcz narodu Polskiego, Adam Mickiewicz stoi przede mną i nawet nie umie ustać na nogach- zaśmiał się okrutnie.- Ten tydzień tak ciebie wymęczył? Lepiej się przyzwyczaj, bo potrzebuję ciebie. Trochę mi szkoda tego twojego kolegi... Jak mu było? Coś chyba na N ale nie jestem pewny.
  -Norwid- powiedziałem słabo.
  -Możliwe. Ale ten kolega miał wykonać mój pomnik ze złota, ale mu się zmarło. Ech.. kiepsko. No cóż, tak wygląda życie. Jednak zostałeś mi ty- wskazał na mnie lekceważąco placem.- Napiszesz o mnie jakiś wspaniały wiersza, albo od razu moją cudowną biografię. Skoro wieszcz narodowy wychwala cara Rosji to znaczy, że mam wielką sławę.
  Ja nic nie zdołałem wykrztusić i tylko stałem, bezwładny w silnym uścisku sierżanta. Do mojego zamglonego umysłu powoli docierała dopiero co usłyszana wiadomość.
  -?- umiałem się tylko zdobyć na tępą minę.
  -Napisz o mnie chwalebne rzeczy, a może ciebie szybko zabiję w akcie łaski- prychnął z niesmakiem i pogardą.- Jak tego nie zrobisz to czekają ciebie gorsze tortury niż odmrożenie się.
  Nic nie powiedziałem i tylko patrzyłem się na niego tępo. Nie wiem co pomyślał car, ale zakończył audiencję. Sierżant odprowadził mnie do mojej celi i dał mi kartki papieru, pióro i kałamarz z tuszem. Zostawił mnie samego, a ja miałem pustkę w głowie. Nic nie potrafiłem wymyślić. Oh! Gdyby tylko był tutaj Juliusz! Ale go nie ma i trzeba sobie jakoś poradzić bez niego. Po godzinie patrzenia się bezmyślnie w kartkę miałem dosyć, nie potrafiłem zmusić się do pisania. Położyłem się na mojej pryczy i zasnąłem zmęczony wysialniem swoich komórek mózgowych, które stały się kostkami lodu. Nie byłem w stanie jakkolwiek myśleć. Może sen ześle mi wieczny odpoczynek. Tylko ta nadzieja mi pozostała.

—————————————————————
Czy Adam Mickiewicz umrze? Czy Juliuszowi uda się przeżyć jeszcze trochę? Już blisko końca. Ale kiedy ten koniec nastąpi? Przekonajcie się sami.

Papatki

Słowackiewicz historia prawdziwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz