Rozdział trzeci

115 2 0
                                    

Przeszłość

Ojciec nie żyje. Boss nowojorskiej mafii nie żyje, a jego następczyni siedzi przede mną na schodach, kompletnie pijana i niczego nie świadoma. Kurwa. Zbliżyłem się do Lily i szybko wziąłem ją na ręce. Biegiem rzuciłem się po schodach do góry, przeskakując co kilka schodków. Wbiegłem do pokoju siostry, gdzie dokładnie owinąłem ja kołdrą i zamknąłem pokój od zewnątrz, lecz wyglądało to tak jakby Lily, sama zamknęła się w swojej sypialni co robiła dosyć często. Sam wziąłem głęboki oddech i ponownie zszedłem do salonu. Matka siedziała na kanapie, jednak mimo wiadomości jaką przed chwilą otrzymała nie płakała, nie wyglądała nawet na wstrząśnięta, co wcale mnie nie dziwiło. Nie kochała ojca. Nigdy. Ich małżeństwo nigdy nie było idealne. Ojciec nie kochał matki, matka nie kochała ojca. On jednak okazywał jej należyty szacunek, ona nie potrafiła nawet tego. Poza tym nie dziwie się tacie, że nie był w stanie pokochać tej kobiety. Sam jej nie kochałem, choć była moja matką. Miranda była jednak okropnym człowiekiem. Zawsze uważała się lepsza od innych i najważniejsze były dla niej pieniądze, o które nigdy sama nie musiała się starać. Nie obchodziła naszych urodzin. Na święta zawsze wyjeżdżała na jakieś tropiki, gdzie zapewne zdradzała ojca. Wiem, że gdyby mogła najchętniej pozbyła by się teraz mnie i Lily i w spokoju wydawała majątek, na który jej mąż tak ciężko pracował. Po moim kurwa trupie. Pewnie wszedłem do salonu i usiadłem na jednym z foteli.

- Wiecie kto to? – spytałem, wbijając wzrok w ziemie.

- Jeszcze nie – odpowiedział mi Carlos, po czym wziął głęboki oddech – najpierw powinniśmy się wziąć za organizację pogrzebu, a dopiero później skupić się za zemście Luca – po czym podszedł do mnie i delikatnie poklepał mnie po ramieniu – teraz to ty jesteś głową rodziny.

- Ale to Lily, ma władze.

- Żeby potrafiła ją dobrze wykorzystać, będzie potrzebowała cię u swojego boku.

Przez następne dwa dni niewiele się działo. Oczywiście to ja musiałem powiedzieć o wszystkim Lily i to ja wspierałem ją, gdy przechodziła własną żałobę. Wiedziałem, że cierpi. Była z ojcem najbliżej z nas wszystkich. Jako jedyna potrafiła stopić jego twarde serce i uprosić u niego coś o czym ja sam mógłbym jedynie pomarzyć. Ja jednak też cierpiałem. Choć być może nie kochałem ojca aż tak mocno jak Lily, szanowałem go i podziwiałem. Był przykładem człowieka, którym chciałem być. Chciałem być takim jak on. Chciałem, ale nigdy nie byłem i nie będę.

Jak na bossa, ogromnego oddziału mafii, pogrzeb był ogromny i bardzo uroczysty. Mnóstwo ludzi składało nam kondolencję, które wątpię, że w którymkolwiek przypadku były szczere. Całą ceremonię spędziłem u boku Lily, która z całych sił próbowała nie płakać. Nie żeby nie chciała tego robić, najzwyczajniej w świecie matka zabroniła nam uronić choćby łzę i o ile dla mnie nie był to problem, tak widziałem jak moja siostra cierpiała. Wiedziała, że jeśli się złamie, matka ją ukarze. Zapewne zabroni jej tańczyć, a na to Lily nie mogła sobie pozwolić. Treningi były jedynymi momentami gdzie mogła być sobą, gdzie nie musiała martwić się, że jest dziedziczką władzy, gdzie nie musiała martwić się, że ktoś będzie chciał ją skrzywdzić, gdzie nie będzie musiała myśleć o tym, że najprawdopodobniej skończy w piekle.

Trzymałem w dłoni czerwoną różę, której kolcami bawiłem się cała mszę. Lubiłem ból jaki mi sprawiała. Ból, który choć na chwilę przyćmiewał to co czułem w środku, a w tym momencie czułem bardzo wiele, bardzo wiele złego.

***

Rada zgodnie ustaliła, że władza zostanie przekazana mojej siostrze w dniu jej 18 urodzin, chyba, że do tego czasy wyjdzie za mąż. Dopóki jednak nie będzie oficjalnie bossem, wszystkie decyzję będą podejmowane demokratycznie za pomocą głosowania. Głosowania w którym ja i Lily też mieliśmy uczestniczyć. Poza tym niewiele się działo, oprócz tego, że matka jeszcze rzadziej bywała w domu, który teraz był jeszcze lepiej strzeżony niż wcześniej. Nigdy więcej nie wymknęliśmy się na imprezę. Nigdy więcej nie zapraszaliśmy nikogo do domu. Nigdy więcej nie chodziliśmy do zwykłej szkoły. Nigdy więcej, nasze życie nie było choćby względnie normalne. Ja większość czasu spędzałem na siłowni albo strzelnicy, a Lily na sali tanecznej, którą zbudowałem dla niej w piwnicy, tak by mogła pogrążyć się w swoim małym świecie choćby na chwilę. Spotkania rady były rzadkie, a głosowania dotyczyły jakiś mało znaczących spraw, więc podążaliśmy za głosem większości i ufaliśmy Carlosowi, który wszystkim zarządzał. Choć nasze życie wtedy się zmieniło, nie byłem nieszczęśliwy. Nie wiedziałem wtedy, że prawdziwy koszmar dopiero przede mną.

Zagubiony w przeszłości  - "Nowe pokolenie #2"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz