Rozdział 24

273 15 0
                                    

Greyson

Moja głowa jest ciężka. Czuję się tak jakby zaraz miała eksplodować. Uchylam powoli powieki, na nic więcej nie mam siły. Pierwsze co widzę to biały sufit i to cholernie irytujące białe światełko. Syczę cicho z bólu. Czuję się jak kupa gówna. 

- Myślałem, że jesteś mądrzejszy, ale to chyba tylko pozory – wzdrygam się na dźwięk lodowatego głosu przyjaciela. Resztkami sił przewracam głowę na bok, aż w końcu dostrzegam go. Siedzi na krześle obok. Wygląda na mega rozczarowanego.

- Co się stało?

- Dobre pytanie, co nie? Trzeba było dłużej chlać. Twój organizm najwidoczniej nie wytrzymał i zemdlałeś – zaciskam zęby z bólu.

- Możesz poprosić kogoś, żeby przyniósł mi coś przeciwbólowego? Głowa mnie nawala – z trudem siadam na łóżku i masuję sobie skronie, ale to nic nie pomaga. W uszach słyszę ten nieprzyjemny, świszczący odgłos.

- Nie powinieneś dostać nic przeciwbólowego. Może wtedy nabrałbyś trochę więcej rozumu.
- Lucas .. – warczę ostrzegawczo.

- Dobra, zaraz wracam – poddaje się, wstaje z krzesła, klepie mnie po ramieniu i wychodzi z pomieszczenia. Opadam na łóżko i zakrywam oczy ramieniem. To światło jest tak cholernie wkurzające.

Rosie

Stoję w poczekalni szpitalnej i nie mogę znaleźć sobie miejsca. Jestem zaniepokojona i zdenerwowana. Kiedy zadzwonił do mnie, a później tak po prostu rozłączył się zostawiając mnie z całą masą pytań, zaczęłam martwić się. Dlatego zadzwoniłam do Lucasa. Nie odebrał za pierwszym razem, a o tym, że Grey wylądował w szpitalu dowiedziałam się jak odebrał za drugim razem.

Kuźwa.

Jestem totalną masochistką, ale co mogę poradzić na to, że martwię się o tego dupka. Teraz jestem pewna jednej rzeczy – coś musiało się wydarzyć. Jestem stu-procentowo pewna, że zerwał ze mną nie dlatego, że mnie nie kocha, tylko przez coś co wydarzyło się w dniu, w którym zaczął oddalać się od wszystkich.

Tylko co mogę zrobić gdy on uparcie twierdzi, że byłam tylko jego zabawką?


Nie mogę patrzyć na to jak stacza się. Alkohol, narkotyki. Tak bardzo chciałabym pomóc, ale on mnie do siebie nie dopuszcza. Zatrzymuję się w pół kroku, bo z sali wychodzi Lucas. Bez zastanowienia podbiegam do niego.

- Jak się czuje? – kiwa smutno głową.

- Nie wiem co się z nim dzieje. Próbuję z nim rozmawiać, ale to jak grochem o ścianę – wzdycha – chcesz do niego wejść? – macham przecząco ręką.

- Nie, to nie jest najlepszy pomysł. Ja .. nie wiem już jak z nim rozmawiać.

- Kochasz go? – przegryzam dolną wargę by powstrzymać się od niechcianych łez napływających do oczu, ale z dnia na dzień jest coraz gorzej.

- Tak – mówię po dłuższej ciszy – Ale to za mało. On mnie ciągle odpycha, a ja nie wiem co mogę więcej zrobić – ramiona opadają.

- Jeśli naprawdę go kochasz, próbuj. Jesteś jedyną osobą, która może coś z nim zrobić – spuszczam głowę.

- Jeśli nawet tobie nie chciał powiedzieć, to dlaczego miałby chcieć ze mną rozmawiać – posyła mi smutny uśmiech, pocieszająco ściska moje ramię i bez słowa udaje się do pokoju pielęgniarek.

Zaglądam przez niewielkie okienko w drzwiach. Leży na łóżku. Wygląda już dużo lepiej. Jest chyba trzeźwy, to dobry znak, bo już nie pamiętam kiedy ostatnio widziałam go nie naprutego. Dotykam palcem okienka, a z moich oczu zaczynają płynąć łzy. Nie wiem co mogę więcej zrobić. Kocham go, ale sama miłość nie wystarczy. On musi chcieć się zmienić.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nawet nie wiem kiedy wszystko zaczęło się tak bardzo zmieniać. Jeszcze niespełna dwa tygodnie temu byliśmy szczęśliwi. Dużo uśmiechał się, żartował jak zwykle, traktował mnie jak księżniczkę. Wszystko zmieniło się w jeden dzień. To musiał być ten dzień, w którym coś wyszło na jaw. Pozostaje jeszcze pytanie, czego mógł się dowiedzieć? To coś musiało być straszne.

Zważywszy na fakt, że nie chce nikomu niczego powiedzieć. Gdy zaciskam powieki by uspokoić się, czuję na ramieniu czyjąś dłoń.
Michael.

Zachowuje się jak prawdziwy przyjaciel. Nie wykorzystał okazji naszego zerwania i nie zaczął znowu prosić mnie o drugą szansę. Wczoraj gdy Greyson przyszedł do mnie pijany, on udawał, że wróciliśmy do siebie, bo chciał mnie chronić. Czystym paradoksem tego wszystkiego jest to, że niedawno sama udawałam z Greysonem, by on dał sobie ze mną spokój, a teraz udaję z nim, by Greyson odwalił się ode mnie. Nawet nie wiem kiedy moje życie stało się aż tak popieprzone.

- Wszystko dobrze? – pyta cicho, a ja uchylam powieki. Odwracam się, a na moich ustach pojawia się sztuczny uśmiech.

- Tak .. chyba. Ty też to widzisz? – mruga zdziwiony.

- Co widzę?

- Grey ewidentnie coś ukrywa. Przecież jeszcze niedawno wszystko było dobrze. To nie jest on. Greyson nigdy nie krzywdziłby ludzi, bo tak mu się podoba – Michael wzrusza ramionami i ociera kciukiem łzy z moich policzków.

- Nie wiem co się dzieje, ale jeśli nie będzie chciał nic powiedzieć, to nikt nie będzie mu w stanie pomóc – obawiam się, że w tym przypadku Michael ma świętą rację. Tylko Greyson może pomóc sam sobie.

Kiedy upewniam się, że z Greysonem jest już dobrze postanawiam jak najszybciej opuścić to miejsce. Nie chcę by mnie widział.

Mój pech nie chce chyba dzisiaj odpuścić, bo gdy wychodzimy na zewnątrz, nagle odzywa się mój telefon. Wyciągam go z torebki i bez patrzenia na ekran odbieram.

- Słucham?
- Dzień dobry, dzwonię z firmy budowlanej. Zajmujemy się odbudową pani domu. Został nam jeszcze miesiąc pracy, ale nie ruszymy dalej, bo zalega pani z resztą zapłaty – moje tętno przyśpiesza, a dłonie zaczynają pocić się. Przez to wszystko całkowicie zapomniałam, że miałam zająć się ogarnięciem pieniędzy za resztę remontu.

- Może pan przypomnieć mi ile jestem państwu winna? – pytam drżącym głosem. Jestem teraz w tak patowej sytuacji, że każda kwota jest dla mnie niemalże śmiertelną dawką.

- Jeszcze dziesięć tysięcy – zamieram, moje oczy rozszerzają się ze zdziwienia, a wnętrzności zaciskają się. Dłonie zaczynają żyć własnym życiem, bo drżą jak opętane.

- Aż tyle?

- Tak, w międzyczasie wynikło kilka nieprawidłowości, ale niedługo zabierzemy się za ich naprawienie. Ale dopóki nie dostaniemy tych pieniędzy, nie będziemy w stanie ruszyć dalej – odchodzę trochę dalej od swojego byłego chłopaka.

- Mógłby pan dać mi trochę czasu? Miesiąc?

- Dwa tygodnie. Moi pracownicy też oczekują na wypłatę – Boże, co ja mam teraz zrobić. Przełykam ślinę, bo nagle czuję, że moje gardło zaczyna piec. Zaraz zwymiotuję. Przymykam powieki i nabieram powietrze w płuca.

- Dobrze, postaram się wyrobić w czasie – wykrztuszam i rozłączam się. Gdy chowam telefon do kieszeni moje całe ciało zaczyna trząść się.

Dlaczego ostatnio moje życie pieprzy się tak bardzo?

Obejmuję ramiona rękami, bo nagle zrobiło mi się tak bardzo zimno. Niemalże lodowato. Chociaż na zewnątrz jest dosyć ciepło.

- Rosie, wszystko dobrze? – ile razy usłyszę jeszcze to głupie pytanie? Nic nie jest dobrze, do cholery. Przegryzam wewnętrzną stronę policzka. Prawdopodobnie do krwi, bo czuję w ustach metaliczny posmak.

- Nic nie jest dobrze. Kuźwa. Czuję się jak głupie dziecko we mgle – Michael łapie mnie za ramiona i odwraca w swoją stronę, a widok jaki zastaje sprawia, że niemal natychmiast nieruchomieje.

- Co się dzieje?

- Nie mam pieniędzy, a muszę je jakoś skołować w przeciągu dwóch tygodni. Inaczej nie skończą remontować mojego domu – wyjaśniam i wzdycham z jękiem – Moje życie to totalna katastrofa.

- Ile potrzebujesz? – zdziwiona podnoszę głowę.

- Michael ... - przerywa mi jego nie znoszący sprzeciwy głos.

- Ile chcesz? Pomogę ci. Pożyczę każdą kwotę. Jako przyjaciel – przeczesuję nerwowo włosy opuszkami palców.

- Dziesięć tysięcy – szepczę. Kiwa głową, na znak, że przyjął - Ale nie ma opcji. Nie mogę przyjąć twoich pieniędzy. Coś wykombinuję – zdesperowana macham rękami na boki.

Nie ma opcji, bym wzięła jakiekolwiek pieniądze od swojego byłego chłopaka. Wiem, że on pewnie czuje się po części winny tego wszystkiego co ostatnio mi się przytrafiło, ale nie ma opcji żebym mogła przyjąć od niego tak dużą pomoc.

1# Pragnienie serca [+18] {ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz