Zjechaliśmy windą na trzecie piętro. Martin powiedział, że ten poziom przeznaczony jest tylko na firmową stołówkę, która dobrze prosperuję i w swojej ofercie ma pyszne dania. Za dobrą porcję jedzenia płacimy firmową kartą i przed pobraniem go musimy ją zeskanować przy specjalnym czytniku. Z faktu, że ja jeszcze takowej karty nie dostałam, chłopak postanowił użyczyć mi swoją, ale obiecałam mu, że wszystko oddam. I tak już źle się czuje, z tym że musi za mnie zapłacić. Metalowe drzwi się rozsunęły, a chłopak zrobił pierwszy krok. Szłam tuż za nim i rozglądałam się po pomieszczeniu. Czy wszystkie ściany w tej firmie muszą być kolorze bieli i kremu? Powierzchnia przez jasny kolor farby wydawała się ogromna. Tutaj dla odmiany podłoga nie była taka ciemna. Dominowały jasne kafelki. Okrągłe stoliki z białymi blatami rozstawione w trzech rzędach obok siebie. Do każdego były dostawione krzesła w kolorze oliwy. Było ich tutaj mnóstwo. Nie myślałam, że aż tyle ludzi tutaj pracuje, ale czego mogłam się spodziewać po takim imperium. Martin wytłumaczył mi, że firma dobrze prosperuje, dlatego że jest przychylna dla pracowników. W swoich założeniach Severus też chciał zrobić coś dla innych i trochę o nich zadbać, dlatego powstało to miejsce. Obiad tutaj kosztuje pięć koron. Opłata pobierana jest z konta, na które dostajemy wypłatę. Pracownik może też tu przyjść z rodziną, dziewczyną, rodzicami i dobrze zjeść. Skierowaliśmy się w stronę bufetu. Można było tutaj zjeść klasyczne domowe obiady albo postawić na coś zdrowego. Martin wybrał oczywiście, jak na mężczyznę przystało sporą ilość mięsa, a ja postanowiłam spróbować warzywnej sałatki. Usiedliśmy przy jednym stoliku. Odwinęliśmy sztućce z papierowych serwetek i zaczęliśmy jeść.
- Długo tutaj pracujesz? - zapytałam, tuż po tym, jak wsunęłam do ust pierwszy kawałek pokrojonego pomidora.
- W zasadzie od początku. Gdybym został, to za kilka miesięcy wyszłoby równe sześć lat. Ukończyłem studia z zażądania i finansowości, zdobyłem magisterkę i jako świeżo upieczony student szukałem dobrze płatnej pracy. Aplikowałem wszędzie. Rozsyłałem CV przez internet i roznosiłem do każdej możliwej korporacji, ale bez większy rezultatów.
- W takim razie jak się tutaj dostałeś? - spytałam zaciekawiona.
- Zupełnie przypadkiem. Wracałem zdołowany z kolejnej nieudanej wycieczki w poszukiwania pracy. Zobaczyłem ogłoszenie, że w miejscu, w którym aktualnie jesteśmy powstanie firma. Jej nazwa mnie zaintrygowała i postanowiłem spróbować dowiedzieć się czegoś więcej. W końcu rzadko spotyka się firmę, która próbuje zdobyć serca ludzi nazwą najpopularniejszego słowa w tym kraju.
- Co właściwie oznacza nazwa Hygge? - nie zwróciłam na to wcześniej uwagi, ale najwidoczniej to słowo musiało znaczyć coś więcej.
- Szczęście, ale w dokładniejszym wyjaśnieniu chodzi tu o to, że firma ma się kojarzyć z czymś miłym. Ma być dla ludzi drugim domem, żeby mogli czuć się tutaj bezpiecznie i dobrze. No i co najważniejsze, żeby tutaj wracali z uśmiechami na twarzy. Firma w głównym założeniu stawia na pracowników. Zadowolony pracownik to dobry pracownik. Trzeba o niego dbać, a wtedy się nam odwdzięczy.
- To ma sens, a dla samych Duńczyków?
- Hygge oznacza chwile szczęścia, ciepła, bliskości, które możemy odnaleźć nawet w najzwyklejszych sytuacjach. Nasz naród nie oczekuje zbyt wiele i ceni sobie wspólne spędzanie czasu z rodziną i przyjaciółmi. O to w tym chodzi Hermiono. - to miało sens. Już powoli zaczęłam rozumieć, dlaczego Snape odniósł taki sukces. Utożsamił się z Danią i jej ludźmi. Złapał ich serca słowem, które jest tutaj bardzo ważne. Odniósł sukces, bo jego obietnice nie okazały się puste. Dotrzymał słowa i troszczy się o nich, dlatego tak wielu ludzi tutaj pracuje i dobrze zarabia. Firma ma dochody, a ludzie za dobrą pracę otrzymują należne pieniądze.
