Krzemionka spał bardzo twardo. Nie obudził go ani pierwszy, ani dwusetny z trzystu ustawionych budzików. Jego narzeczona i ich robot pomocnik starali się go obudzić. Trzęśli nim na wszystkie strony, krzycząc przy tym Rysiek wstawaj. Wreszcie, stary wstał.
-Która jest przepraszam bardzo!? Siódma!? - zapytał przejęty mężczyzna patrząc na zegar - Dlaczego mnie nie obudziliście!? - kontynuował.
-Aha, nie budziliśmy... - odparli razem dziewczyna i robot jednocześnie kiwając głowami - Ubieraj się bo nie zdążysz do pracy, Al-3 zrobi ci śniadanie, a ja już muszę iść. - zakończyła całując Ryszarda w policzek, po czym wyszła zbijając żółwika z robotem.
-Panie Ryszardzie oto pański garnitur. - powiedział dopiero co wracający z garderoby Al-3 - Co zechciałby Pan zjeść? - zapytał robot.
-Zrób mi kakao na mleku gekona i kanapki z dżemem brzoskwiniowym. - odpowiedział mężczyzna.
-Oczywiście mój panie! - odpowiedział droid, wychodząc w stronę kuchni.
Rysio zamknął drzwi od swojego pokoju i włączył swoją ulubioną muzykę klasyczną graną przez Marsjańską Orkiestrę Symfoniczną. Miał też w pokoju ogromne, wysuwane z sufitu lustro, w którym lubił się przeglądać. Szybko ubrał swój garnitur, na który składały się czarne spodnie i smoking, biała koszula oraz granatowa muszka. Gdy po pięciu minutach wyszedł z pokoju, kakao i kanapki były już gotowe. Mężczyzna uwielbiał mleko gekonów, gdyż było ono delikatne, aksamitne i kremowe. Mleczne gekony nie były zwyczajnymi gekonami, a ich ewolucyjni następcy z jakiejś odległej planety. Codziennie rano, około czwartej, Al-3 jechał na farmę państwa Krzemionków gdzie doił gekony, zbierał owoce a następnie przynosił je do domu Ryszarda w centrum miasta.
Po kolejnych dziesięciu minutach pełnych poleceń robota, aby panicz nie spieszył się z jedzeniem, bo się udławi, kanapki i kakao zniknęły. Oczywiście skoro mężczyzna miał na sobie swój ulubiony garnitur, to musiał obsypać się okruszkami z kanapki. Droid szybko wyciągnął odkurzacz i pozbył się tego strasznego problemu. Al-3 był niebywałą pomocą dla Krzemionki i jego narzeczonej. Potrafił robić tak naprawdę wszystko, więc mieszkańcy domu mogli skupić się na rzeczach ważniejszych niż sprzątanie. Kształtem robot przypominał człowieka. Był wykonany z tytanu pokrytego warstwą złota. Jego żółte fotoreceptory imitujące oczy, świeciły bardzo przyjemnym światłem, często zastępując lampę. Krzemionka sam skonstruował sobie Al-3 mniej więcej w wieku czterech lat, i dotąd droid nieustannie mu służy. Oczywiście od czasu do czasu trzeba mu wprowadzać pewne usprawnienia.
Rysiu wstał od stołu, złapał teczkę z dokumentami, zabrał inne ważne rzeczy, założył buty, by wreszcie wyjść z domu żegnając się z robotem.
Wstał na tyle późno, że został już właściwie jeden autobus, którym zdąży dojechać do ósmej na drugi koniec miasta. Odjeżdżał dokładnie za pięć minut - tyle ile było od domu Rysia do przystanku, i to przystanku na żądanie, więc jeśli nikogo nie będzie na przystanku to z dużą dozą prawdopodobieństwa będzie musiał za autobusem biec.
Po drodze mijał różne elektroniczne billboardy informujące o różnych nudnych rzeczach. Całe miasto wyglądało kolorowo i nowocześnie. Wszyscy uprzejmie się witali i rozmawiali o różnych przyziemnych jak i kosmicznych rzeczach. W 2077 roku normalnym był widok kosmity na ulicy miasta. I tak oprócz ludzi powszechnie widoczni byli na ulicach: mali zieloni (bardzo słodcy), szaracy, rodianie, durosi, reptilianie (podłe sknery), Ewoki (jeszcze słodsze od małych zielonych misie), i inne różne, różniste rasy. Oprócz tego masa robotów, które usprawniały życie mieszkańcom miasta. Po drodze spotkał Rysio kilku żebrzących szaraków, którym wrzucił do kapeluszów po sto cebulionów. Podobno zbierali na napęd świetlny do statku.
Wreszcie dotarł na przystanek i na tablicy rozkładów zobaczył następującą informację, którą również potwierdził system zapowiedzi głosowej: "Autobus linii szesnaście w relacji Pętla Staromiejska - Pętla Niepodległości przez Osiedle Modrzewskiego i Osiedle Dębowe uległ awarii. Aby dotrzeć na Pętlę Niepodległości mogą państwo skorzystać z przystanku Wąwozowa 01 obsługiwanego przez autobus linii pięć, który odjedzie stamtąd za siedem minut. Zadysponowany zostanie autobus zastępczy. Za utrudnienia przepraszamy."
Krzemionka musiał znowu biec do oddalonego o dziesięć minut marszu przystanku. Miał nadzieję, że zdąży. Gdyby nie rządowa dyrektywa zabraniająca wjazdu samochodów do miast, życie byłoby prostsze.
Będąc minutę od przystanku zauważył piątkę czekającą na skrzyżowaniu. Włączył jakieś heroiczne wręcz tempo biegu i zdążył. Spocony i rozczochrany, ale zdążył. Kupił szybko bilet z przystankowego automatu i stanął przy krawędzi peronu. Akurat podjechał biało-czerwony Solaris Urbino 18 chyba już dwudziestej generacji, z którego wysiadła garstka ludzi. Ryszard wszedł przednimi drzwiami i po skasowaniu biletu dosiadł się do swojego małego zielonego kolegi Ungi-Bungi, który siedział na najbardziej zaszczytnym miejscu w autobusie.
-Uszanowanie Ryszardzie! - powiedział kosmita ze swoim charakterystycznym marsjańskim akcentem.
-Witaj Ungo! - odpowiedział mężczyzna.
-Od kiedy to jeździsz piątką? - zapytał kosmita.
-Szesnastka się wykrzaczyła, i musiałem tu biec, bo inaczej bym nie zdążył. - odpowiedział Krzemionka.
-Myślisz, że rząd udzieli nam autoryzacji na produkcję łóżek? - zapytał.
-Nie wiem, myślę, że mamy...
-Dzień dobry, kontrola biletów! - przerwał ich rozmowę niski szarak w garniturze z logiem Zarządu Transportu Miejskiego i służbową legitymacją. Gdy kontroler skierował się w ich stronę Rysio i Unga posłusznie wręczyli mu swoje bilety, co ten, po ich obejrzeniu, skwitował krótkim dziękuję. Mężczyzna i kosmita nie wrócili już do poprzedniej rozmowy, gdyż bądź co bądź był to temat poufny. W międzyczasie, gdzieś w okolicach godziny siódmej pięćdziesiąt autobus zatrzymał się na wjeździe do osiedla przy ul. Niepodległości. To znaczyło, że za plus minus kilometr wjedzie na pętlę, przy której znajduje się siedziba główna BioTechex. Autobus jednak stał. Kierowca wyszedł z kabiny i wyszedł na środek pojazdu, gdzie miała miejsce jakaś awantura. Ktoś chyba się schlał jakąś tanią wódą. Kierowca uprzejmie poprosił o opuszczenie pojazdu, jednak spotkał się z nieco mniej uprzejmą odmową. Wobec tego pan kierowca oznajmił, że dopóki pan schlany nie wysiądzie to nigdzie nie jedziemy. Pan kontroler jeszcze był w autobusie, więc starał się pomóc kierowcy. Panowie zadzwonili więc po policję. Z tyłu pojazdu wyszedł inny wysoki zielony kosmita, który wypalił do pijaka:"Ty mały imbecylu, spieprzaj z autobusu!" Wobec braku reakcji złapał faceta za szmaty i z całej siły wyrąbał go z pojazdu, mówiąc: "Co panie kierowco, możemy jechać?" Menelix zaliczył bliskie spotkanie twarzy z betonem, a kierowca ponownie wszedł do kabiny. Popatrzył chwilę na sytuację żulika, po czym zamknął drzwi i odjechał w stronę pętli przy ulicy Niepodległości.
Ryszard i Unga grzecznie pożegnali kierowcę i pobiegli w stronę BioTechex'u. Była dokładnie siódma pięćdziesiąt siedem. Kosmita szybko poprawił szybko włosy mężczyzny, po czym wbiegli do sali konferencyjnej, krzycząc wspólnie: "Przepraszam za spóźnienie", lecz ku ich zdziwieniu w sali było całkowicie ciemno i brak w niej było przedstawicieli rządu. Wobec tego wyszli do recepcji.
-Esmeraldo, co tu się odbywa? Gdzie są przedstawiciele rządu? - zapytał Ryszard.
-Dzwonili, że przyjadą po dziesiątej, bo mają coś ważniejszego do roboty? - oznajmiła Esmeralda.
Krzemionka nic odpowiedział. Pokiwał wyłącznie głową, zachowując minę 'jest dobrze', lecz w środku był absolutnie wkurzony. Poszedł więc do swojego gabinetu na dwudziestym piątym piętrze, gdzie zadzwonił do Al-3, żeby przywiózł mu inny garnitur, bo ten niekoniecznie nadaje się do używania w obecności członków rządu. Droid szybko i posłusznie wykonał polecenie, bo już za dziesięć minut pojawił się w siedzibie BioTechex. Ryszard przebrał się i oczekiwał na rządowe szychy.
CZYTASZ
Krzemionka: W imię miłości
Genç KurguJest rok 2077. Praprawnuk Ryszarda Krzemionki z "Róż malowanych kredą" staje przed wyzwaniami związanymi ze swoim pochodzeniem. Musi stawić czoła swojej przeszłości i swojemu przeznaczeniu.