Adon pozostawił mnie pod drzwiami do pracowni. Przytulił mnie czule na pożegnanie i z uśmiechem pomachał jeszcze z drugiego końca ulicy. Odetchnęłam, otworzyłam drzwi do warsztatu i zniknęłam w środku. Południowe słońce powoli zaczynało wypełniać pracownię. Zamknęłam drzwi za sobą i usiadłam ciężko przy jednym z warsztatów.
Moje serce drżało, zmrożone wzrokiem Arii i zbolałe widokiem radosnych oczu Joela. Wiedziałam, jaka jest prawda – nigdy, przenigdy nie będę mogła spełnić swoich marzeń, Joel nigdy nie będzie mój. Jednak uświadomienie sobie tych faktów bolało, bolało tak mocno za każdym razem.
Ukryłam twarz w dłoniach. Moje ramiona zadrżały, a do oczu zaczęły cisnąć się słone łzy.
- Marie?
Zamarłam. Viego. Przez ten cały żal i smutek niemal zapomniałam, że właściwie nie mieszkam już sama. Szybko przetarłam oczy i wygładziłam suknię.
- Już wróciłam – odpowiedziałam, starając się nadać głosowi radosny ton.
- Widzę.
Przejechałam rękoma jeszcze raz po sukni i ściągnęłam zapinkę z szala.
- Marie.
- Jeśli potrzebujesz ksiąg albo map, to powiedz, będę dziś iść na targ, więc...
- Wystarczy, Marie.
Miał spokojny, ale twardy ton. Zamilkłam posłusznie i drżącymi rękoma odłożyłam na warsztat zapinkę. Nie odwróciłam się do zrujnowanego króla. Moje serce wciąż bolało, bałam się, że nie będę jednak w stanie przy nim ani nie płakać, ani nie ukazywać swojego smutku.
Viego nie był łatwym przeciwnikiem, jeśli chodziło o takie rzeczy. Poczułam, jak Mgła zawirowała wokół mnie, a chwilę później tuż obok kucnął Viego. Złapał mnie jedną dłonią za ręce i ze zmarszczonym czołem zapytał:
- Co się stało?
- Nic, Viego – odpowiedziałam, ale drżenie mojego głosu było idealnie wyczuwalne. – Król chciał złożyć zamówienie na suknię.
- Dlaczego nie jest przy tobie? – Viego drugą dłoń ułożył na moim policzku, zmuszając mnie, żebym na niego spojrzała. – Czy jest aż takim głupcem, że pozwolił tak po prostu ci odejść, Marie?
Chciałam wyjaśnić mu, że nie, że przecież to nie miało znaczenia, że całe to moje płoche uczucie i tak było bez sensu – ale nie potrafiłam. Do moich oczu napłynęły łzy. Viego momentalnie wyprostował się i wtulił mnie w siebie, rezygnując całkowicie ze zwykłej mu ostrożności i dystansu. Jego zimny, martwy uścisk był czuły i silny.
- Oh, Marie... - westchnął, gładząc moje włosy. – Miałaś stać wyprostowana z uniesionym spojrzeniem. Pamiętałaś o tym?
Pokiwałam tylko głową, twarz ukrywając w jego ciele.
- Głupia szwaczko, czemu zatem płaczesz?- zamruczał. – Skoro wygrałaś jedną bitwę, wygraj teraz całą wojnę, Marie.
Wygrałam cokolwiek? Pociągnęłam nosem i już nieco uspokojona oparłam czoło o ciało Viego. Zrujnowany król wciąż trzymał mnie w mocnym uścisku, a jego zimne czułości uspokajały mnie jak nic innego.
Co wygrałam? Przyszłam do Pałacu jako zwykła szwaczka i jako zwykła szwaczka stamtąd wyszłam. Nie zmieniło się nic, kompletnie nic, wciąż byłam daleko od Joela i wciąż to uczucie nie miało najmniejszej możliwości bytu.
- Byłaś tam z uniesioną głową, szwaczko - zauważył cichym, spokojnym i czułym tonem Viego. - I uwierz mi, nawet bogowie spojrzeliby na ciebie z przychylnością. Twój Joel jest jedynie królem. Oczywiście, że to wygrałaś, Marie.
Viego odsunął się nieco i spojrzał na mnie z uśmiechem. W jego martwych, wypełnionych przeklętą magią oczach widziałam władcę wieków, tytana, który chce i ma. Ta siła... była tak niezwykła, tak niepokonana, że niemal zadrżałam na widok tych pewnych oczu.
- Poza tym - ciągnął Viego - to ona wyszła pierwsza.
Zamrugałam oczyma. Skąd Viego... jak on...
- Viego?
- Poprosiłaś mnie, żebym poszedł z tobą - zauważył zrujnowany król. - A ja obiecałem ci, że będę niedaleko. Chyba nie myślałaś, Marie, że nie dotrzymuję swojego słowa.
Zrobiłam nieco głupią minę. Szalony, szalony król bez żadnych zahamowań! Był taki niezwykły i bliski mi jednocześnie. Oh, Viego! Czy to dzięki twojej obecności wtedy uniosłam głowę i spojrzałam w twarz Arii? Czy to dzięki tobie zgodziłam się na to zamówienie, podejmując wyzwanie, którego nie podjąłby się nikt?
Uśmiechnęłam się tylko do Viego, a zrujnowany król odpowiedział podobnym gestem, W końcu zaśmiał się i postukał mnie kilka razy palcami w nos. Ten delikatny, zadziorny gest zawsze sprawiał, że czułam się jednocześnie lepiej i gorzej - dokładnie tak Viego ukazywał swoją czułość, jednocześnie sprawiając, że czułam się jak niesforne dziecko. Skrzywiłam się nieco i odsunęłam, pocierając nos palcami.
- Nie poddałaś się, prawda, Marie?
Pokręciłam głową. Jeszcze kilkanaście minut temu powiedziałabym, że to koniec, że mam wszystkiego dość i że wystarczy już płochych marzeń, ale teraz, z tą pewnością Viego, z jego siłą i uporem - wszystko wydawało mi się możliwe.
- Dobrze. - Viego uśmiechnął się lekko. - Głupia szwaczka, nie możesz się poddawać, jeśli cel jest tak prosty do spełnienia.
Odetchnęłam tylko. Viego, szaleńcze jakich mało... dla ciebie wszystko jest proste. Jesteś tytanem wieków i władcą utraconego kraju, nie ma dla ciebie niczego niemożliwego.
- No, a teraz wstań, zbierz się na targ i przynieś mi księgi, szwaczko. - Viego odsunął się i oparł o warsztat. - Mogę cię o to prosić, prawda, Marie? I trochę map ze wschodnich granic? Im starszych, tym lepiej.
Westchnęłam tylko, ale podniosłam się i pokiwałam głową. Z Viego było mi ze wszystkim lżej. Uspokajał mnie, wspierał i koił moje smutki. Gdy zabrałam przeczytane już przez niego księgi i wychodziłam na targ, pomyślałam, że bez niego będzie mi o wiele ciężej.
Wtedy to nagle przez umysł przebiegła mi myśl, że przecież nie chcę, aby go nie było. Zatrzymałam się na środku rynku i spojrzałam za siebie, na swoją pracownię. Co za szaleństwo! Viego nie mógłby przecież tu zostać na zawsze. Nie mógłby być ze mną do końca wszystkiego.
Prawda?
CZYTASZ
Łamacz serc (League of Legends: Viego & OC FanFiction)
FanfictionPo walce ze Strażnikami Viego tkwi uwięziony na Wyspach Cienia. Tymczasem wyspy Sudaro atakowane są przez morskie potwory. Czy zwykła, łagodna szwaczka będzie w stanie ocalić swój kraj i swego króla? Czy uda jej się sprowadzić Zrujnowane Ostrze i po...