19.

59 3 0
                                    

Pov: Juliusz
  Nie miałem już sił. Byłem całkowicie wymęczony. Chciałem wrócić do domu, ale chyba nie dałbym rady. Polskę obiegła wiadomość, że Adam Mickiewicz nie żyje. Sprawiła ona, że coś w moim wnętrzu pękło. Każdą noc spędzałem na cichym płakaniu w miejscu gdzie wojska nie miałyby czego szukać. Wiedziałem, że nie zostało mi wiele życia, ale mimo to nadal się ukrywałem.
  Wlokłem się po polanie. Nie miałem już nic do jedzenia i picia. W pobliżu nie było żadnej rzeki czy innego źródła wody. Jagód też nie widziałem.
  Miałem mroczki przed oczami. Zobaczyłem jezioro. Wielkie jezioro. Resztką sił dowlokłem się do niego i już miałem się napić gdy jezioro zniknęło. Zdezoriętowany rozejrzałem się dookoła, lecz nie widziałem wody. Cudownie. Wyczerpanie powoduje iluzje.
  Po tej chwili nadzieji znowu wezbrała się we mnie rozpacz, a chłód przeniknął mnie aż do kości. Cały się trząsłem. Podniosłem wzrok i zobaczyłem przede mną wielkie drzewo. Tym razem byłem pewny, że to nie iluzja ani mara.
  Zmarzniętymi palcami rozpocząłem kopanie pomiędzy korzeniami. Ziemia była zamarznięta, lecz ja kopałem dalej. Chciałem poczuć ciepło. Choćby ten ostatni raz.
  Po czasie, który wydawał mi się wiecznością udało mi się wykopać małą jamę. Szybko się w nią wgamoliłem i zwinąłem w kulkę. Cały się trząsłem, ale w końcu moje ciało owinęła fala ciepła. To było takie kojące.
  Zamknąłem oczy, żeby rozkoszować się tym ciepłem i nagle ujrzałem przed sobą postać ubraną w czarne szaty, z kosą w jednej ręce. W drugiej dłoni prowadził kogoś, kto stał się całym moim światem. Ujrzałem uśmiechającego się do mnie Adama. Podszedł do mnie i uścisnął mnie delikatnie, z uczuciem. Ja wtuliłem się w jego tors. Chyba płakałem. Nie wiem sam. Postać w czarnej szacie odchrząknęła.
  -Musimy już iść, zaraz się sobą nacieszycie, ale ja mam jeszcze mnóstwo pracy więc nie każcie mi zostawać dłużej niż to konieczne - powiedziała chyba lekko zirytowana postać.
  -Ależ oczywiście, przepraszamy. Nie chcieliśmy cię zatrzymywać- powiedział natychmiast Adam.
  Spojrzałem na niego zaskoczony, ale on tylko się uśmiechnął. Złapał mnie za rękę i ruszyliśmy za Śmiercią w stronę światła.

I tak zakończył się żywot obojga poetów.
 

—————————————————————
Adam i Juliusz nie żyją. Kto się cieszy?

Papatki

Słowackiewicz historia prawdziwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz