- Ojciec wysłał sowę. Oczekuje nas w Malfoy Manor - prychnął trzymając pergamin w ręce.
- Nas? - popatrzyłem na niego zdziwiony.
Starając się nie być zbyt głośno i nie zbudzić Luny. Spała na kanapie z głową ułożoną na moich kolanach. Nie chciałem zabierać jej jedyną chwilę spokoju.
- Pewnie do twojego ojca nie dotarło, że naprawdę chcesz opowiedzieć się po innej stronie. Albo po prostu duma nie pozwala mu przyznać, że poniósł porażkę. Mojego ciekawi dlaczego dalej jestem w Hogwarcie i jeszcze nie pojawiłem się w domu - pokręcił głową wzdychając ciężko i znowu prychając. - Zbliża się kolejne zebranie. Wszyscy śmierciożercy na nim będą. Ja też powinienem być.
- Chcesz mi powiedzieć, że śmierć Dumbledore'a nic nie zmienia? Masz zamiar nadal być śmierciożercą?
- A czy kiedyś nim przestanę być? Do końca swojego życia będę nosił jego mroczny znak.
- Nie bądź głupcem, Draco. Ten znak nie definuje tego kim jesteś.
- Posłuchaj, Theo. Nie deklaruje posłuszeństwa Voldemortowi. Chcę tylko go zmylić.
- Zmylić?
- Nie mogę teraz otwarcie przyznać się do przejścia na stronę bliznowatego. Tylko pomyśl. Czy nie było by dobrze wiedzieć o każdym ruchu Voldemorta?
- Jak niby chcesz to zrobić? Wyjaśnij mi to proszę. Bo chyba nie nadążam.
- Wrócę do Malfoy Manor i dalej będę udawał. Udawał pieprzonego śmierciożerce.
- Jesteś pewny, że na pewno będziesz tylko udawał? Czy teraz i mnie nie próbujesz zwodzić?
- Tak jestem pewny. Pomogę Gwardii. Przeniosę moją matkę w bezpieczne miejsce i pokonamy tego karalucha.
- Pomogę ci.
- Co?
- Pomogę ci.
- Tak słyszałem co powiedziałeś, ale jak chcesz niby to zrobić?
- Udam się razem z tobą do Malfoy Manor. Lucjusz jasno się wyraził pisząc, że oczekuje nas obu. Pojawiając razem z tobą uciszę niepotrzebne domysły.
- A co z Luną? - spytał patrząc na niczego nie świadomą dziewczynę.
- Nie zostanie przecież tu sama. Graham i Blaise zadbają o jej bezpieczeństwo. Już Pansy na pewno o to zadba.
- Jak tam sobie chcesz. Poradziłbym sobie sam.
- Nie marudź już, Malfoy. Nie puściłbym cię samego.
***
Powoli rozchyliłam powieki. Zmarszczyłam brwi. Próbowałam przypomnieć sobie gdzie się znajdowałam. To na pewno nie było moje dormitorium.
- No nareszcie! Myślałem, że będziemy czekać wieki za nim się obudzisz - usłyszałam donośny głos Blaise'a.
Podskoczyłam raptownie. Przed sobą ujrzałam wyszczerzoną twarz Blaise'a Zabiniego. Wyglądał tak samo jak Irytek robiący komuś psikusa. Chodź wydaje mi się, że Ślizgon wyglądał na bardziej obłąkanego.
- Spokojnie. Przecież to tylko ja. Blaise.
- Zapewne właśnie dlatego tak się wystraszyła - powiedziała uśmiechając ironicznie Pansy. - Wystarczy na ciebie spojrzeć.
- Czy ty chcesz mnie obrazić, Parkinson?
- Wcale cię nie obrażam, Zabini. Obrażiłabym cię gdybym mówiła nie prawdę. A ja stwierdzam tylko fakty.
CZYTASZ
Love or Nott? (theodor nott x luna lovegoood)
FanfictionPierwszy ff o Tunie na polskim wattpadzie Fanficfion na podstawie książek J.K. Rowling