Dwudziesty

165 24 1
                                    

Jerzy w zastraszającym tempie ogarniał wszystkie formalności związane z kupnem nowego domu. Sprawę ułatwiała spora ilość gotówki, którą dysponował od ręki, a której nie byłam świadoma. Przez tyle lat nie przyszło mi do głowy sprawdzać, poza stanem wspólnego konta, lokat i kont oszczędnościowych. Tak czy inaczej nie musząc czekać na decyzję banku o kredycie, mogliśmy od razu umówić notariusza i zacząć przenosić swoje rzeczy.
Siedzieliśmy ostatni raz przy kuchennej wyspie i mimowolnie patrzyłam w miejsce przy drzwiach na ogród. Przypomniałam sobie jak Damian mnie w ty miejscu… Cholera, jak mi było bez niego źle. Gardził mną, a ja tęskniłam dalej, jego zachowanie niewiele zmieniło. Miałam jeszcze przed sobą poważną rozmowę o dziecku, którego nie planowaliśmy, a które było już w drodze na świat. Z  moich obliczeń wychodził piąty tydzień, a wizytę u lekarza miałam mieć za kolejne sześć dni. Podniosłam filiżankę z kawą do ust i spojrzałam na czytającego jakieś dokumenty męża.
–Jurek? – Czekałam, aż podniesie na mnie wzrok.
–Hmm?
–A ty chciałbyś mieć dzieci? – spytałam szybko, by nie zdążyć się rozmyślić.
Uśmiechnął się na to pytanie i po odłożeniu papierów na blat pochylił się w moją stronę.
–Kochanie, nie zapominaj, ile ja mam lat.
–Co to zmienia? Pytam czy byś chciał. Nigdy o tym na poważnie nie rozmawialiśmy, a ja…
–Chciałabyś? – spytał oschle i zburzył tym moje wyobrażenie o wspólnym rodzicielstwie.
–Zbliżam się do trzydziestki. To takie nienormalne, że chcę być matką? – Poczułam szczypanie w nosie, sama nie wiedziałam dlaczego. Może dlatego, że los zdecydował za mnie, a mi nie pozostało nic innego jak się z tym pogodzić. – Jeśli nie teraz, to kiedy?
–Kochanie rozumiem to, ale zrozum mnie. Mam wadę, którą mogę przekazać dziecku.
–Ale to przecież nie reguła.
–No nie, ale jestem już w tym wieku, że… – Urwał, bo z tego wszystkiego zaczął latać mi podbródek. – Nigdy nie chciałem mieć dzieci, nie wyobrażam sobie posiadania ich i byłem pewien, że też ich nie chcesz. Dlatego tak bardzo mi na tobie zależało, bo chciałem uniknąć rozmów o tym.
Podniosłam na niego wzrok i z wymuszonym uśmiechem pokiwałam głową. Nie pozwoliłam mu się  przytulić. Zostawiłam kolację i uciekałam do sypialni. Po zamknięciu drzwi łazienki zaczęłam cicho płakać. Oparta plecami o zimną ścianę osunęłam się na podłogę i oparłam czoło o podkulone kolana. Nie wiem, co sobie wyobrażałam, czego oczekiwałam, ale na pewno nie tego, że związał się ze mną, bo nie chciał mieć dzieci. Wiedział, że go nie kochałam i że wyszłam za niego, walcząc o przetrwanie, ale nie sądziłam, że to wykorzysta w taki sposób.
–Kochanie porozmawiaj ze mną, nie to chciałem powiedzieć! – Jurek stał po drugiej stronie, a ja nie miałam ochoty na niego patrzeć. W końcu dając za wygraną, podniosłam się i przekręciłam klucz, ale nie wyszłam. Kucnął przy moich nogach i na siłę podniósł moją twarz. – Lusia, zrozum, moje uczucia do ciebie to jedno, bardzo cię kocham, chcę z tobą być i chcę do śmierci na ciebie patrzeć, ale to nie łączy się z dziećmi. Wiedziałem, że wychodząc za mnie nienawidziłaś mnie i wierzyłem, że dzieci nigdy nie przyjdą ci do głowy. Odsuńmy na chwilę ten temat. Zajmijmy się przeprowadzką, zmianą twojej pracy i rozbudową firmy.
–Dla kogo ta rozbudowa? Dla mnie? Do grobu zabierzesz te pieniądze? – Nieprzerwanie na mnie patrzył, a jego milczenie podpowiadało mi tylko jedną odpowiedź. – Masz jakieś nieślubne dzieci?
–To wymyśliłaś! – Zaśmiał się w głos.
–Masz? – Nie wiedziałam, jaka odpowiedź byłaby tą lepszą, przecież nawet gdyby miał, to jako matka dziecka niewiadomego ojca nie mogłabym mieć do niego pretensji.
–Kochanie nie mam ani dziecka, ani drugiej rodziny. Ty jesteś wszystkim co mam.
–Skąd to wszystko, skąd ten pęd do mnożenia majątku, skoro już teraz stać cię na wszystko? Dla kogo to?
–Serduszko moje… – Chwycił moje dłonie i opuścił wzrok, pochylając się i całując moje palce. – Nie dożyję setki, nawet siedemdziesiątki nie dożyję i nie zaprzeczaj. To źle, że chcę zabezpieczyć twoją przyszłość? Że chcę, żebyś nie musiała się martwić, za co utrzymasz dom?
Nie wierzyłam, że to mówił. Gdzieś był haczyk, o którym nie wspominał, ale nie tym zaprzątałam sobie głowę. Bardziej chciałam wiedzieć, jak zareaguje na wieść o dziecku.
Cały następny dzień zbieraliśmy z domu najważniejsze oraz najbardziej cenne przedmioty i pakowaliśmy je do opisanych pudeł, które sami przywieźliśmy do nowego domu. Resztą wyposażenia miała się zająć specjalna firma. Jurek nie chciał zabierać wszystkiego, miał ochotę na odświeżenie wnętrz i wieczorem, umordowani, usiedliśmy w nowym salonie z katalogami ze sklepów meblowych. Dokładnie to ja usiadłam do mebli, bo Jurek zajął się wyposażeniem swoich pracowni. Zerkałam na niego znad katalogu i próbowałam dostrzec w nim mężczyznę swojego życia. Był nim, był facetem, na którym zawsze mogłam polegać i który mnie nie zawiódł. Mogliśmy się kłócić i nie zgadzać, ale zawsze przy mnie był, i to dawało mi poczucie bezpieczeństwa przez cały czas trwania naszego małżeństwa. Byłam egoistką, dąsając się, zamiast znaleźć w tym wszystkim plusy.
–Jutro mam klientów, ale muszę ich przyjąć tutaj – odezwał się nagle.
–Czemu tutaj? – Trochę mnie to zaskoczyło, bo nigdy nie prowadził takich spotkań w domu.
–Kochanie, rzeczy w biurze już są zapakowane, a nowe biuro jeszcze nieotwarte, to gdzie ich mam przyjąć, w ogródku?
–A o tak, jasne. – Klepnęłam dłonią w czoło. – To wszystko idzie w takim tempie, że trudno się połapać.
–Nie masz nic przeciwko?
–Nie no skąd. – Uśmiechnęłam się i wróciłam do zaznaczania w katalogu wybranych mebli. Nie było tego wiele, nigdy nie lubiłam zastawionych przestrzeni. Jedynie szafa w garderobie miała być okazała, by móc pomieścić wszystko co niezbędne.
Pierwsza noc w nowej sypialni, choć jeszcze na starym łóżku, nie mogła się obyć bez klasycznego małżeńskiego pożycia. Próbowałam pokazać mu, że chcę czegoś nowego, czegoś ekscytującego, żeby przestało to być spełnieniem małżeńskich obowiązków, a zaczęło przygodą życia. Nie udało mi się, jedyną nowością były zapalone dwie nocne lampki, które dawały delikatne światło. Szczyt perwersji mojego małżonka.
Obudziłam się z nudnościami, ale udało mi sie opanowac wymioty. Nie chciałam pokazywać jeszcze Jurkowie, że coś się zmieniło. Dni do wizyty u lekarza zostało już tylko cztery, więc musiałam to jakoś wytrzymać. Po prysznicu, po którym zrobiło się od razu lepiej, poszłam na śniadanie. Nasza sypialnia była teraz na piętrze, cicho zeszłam po schodach do kuchni połączonej z salonem i rozejrzałam się po zagraconym wnętrzu.
–Właśnie przywieźli. – Usłyszałam z głębi głos męża i pokiwałam głową.
–Czeka nas sporo pracy. – Stanęłam obok niego i od razu objął mnie ramieniem.
–Nie jesteś zadowolona z tej przeprowadzki.
–Nie zdążyłam się przestawić. – Trąciłam go łokciem. – Będzie śniadanie?
–Jakieś specjalne życzenia? – Mocno mnie do siebie przycisnął i od razu zarzuciłam mu ręce na kark. Miałam ochotę na smażoną kiełbasę z cebulką, taką cholernie tłustą, i do tego musztardę. Niestety nie mogłam sobie na to pozwolić. Nigdy nie lubiłam kiełbasy, nie mówiąc już o ohydnej musztardzie. Być może nie załapałby o co chodzi, ale nie chciałam mu dawać powodów do rozmyślań nad zmianą moich upodobań.
–Tosty francuskie na bogato, jakie tylko ty robisz.
–Przyznaj się, że wcale tak bardzo ci nie smakują, tylko leniwa jesteś.
–Przyznaję.
–Ale ty mną orzesz. – Zaśmiał się i chwytając mnie w talii, lekko mną podrzucił. Jego twarz od razu się zmieniła. Złapał się za klatkę piersiową i zacisnął powieki.
–Siadaj. – Podprowadziłam go do fotela.
–Zaraz mi przejdzie, to nic takiego.
–Zadzwonię po lekarza! – Zaczęłam się rozglądać za telefonem, ale Jurek złapał mnie za rękę.
–Daj mi chwilę, to mi zaraz minie.
–Nie dyskutuj ze mną! – Wyrwałam się i dopadłam do jego telefonu leżącego na blacie. Wśród listy ostatnio wybranych numerów nie mogłam znaleźć lekarza, ale w końcu mi się to udało.
Facet przyjechał w kwadrans, przez ten czas nawet się nie ubrałam, podałam mężowi leki, które miał zapisane w razie ataku i czekałam na diagnozę. Lekarz po badaniu tylko pokręcił głową i usiadł przy stoliku.
–A ja nie wspominałem, że ma się pan oszczędzać? – spytał, trochę drwiąc z sytuacji. – Niech pan weźmie na poważnie sprawę, bo to się źle skończy.
–Oszczędzam się. – Jurek głośno westchnął, na co lekarz rozejrzał się po salonie.
–No właśnie widzę. Panie Bielski, oszczędzanie się, to nie tylko nie dźwiganie ciężkich rzeczy, życie w biegu też może być dla pana groźne. Proszę to przemyśleć.
Cierpliwie czekałam, aż gość wyjdzie, a kiedy drzwi za nim się zamknęły spojrzałam groźnie na męża. Widziałam jak było mu głupio i rozumiałam jak źle musiał się czuć.
–Ja zrobię śniadanie, a ty posiedź chwilę – odezwałam się, a kiedy chciałam odejść, złapał moją rękę.
–Przepraszam cię Lusia.
–Za co? – Kucnęłam przed nim.
–Że poprosiłem cię o rękę. Nie powinnaś być z takim starym dziadem jak ja. Powinnaś bawić się życiem, a nie opiekować mną.
–Przestań.
–Dziękuję, że jeszcze ze mną jesteś, że nie zostawiłaś mnie dla jakiegoś młodego chłopaka, który by się umiał tobą zająć.
–Ty umiesz się mną zająć. I nie mam zamiaru cię zostawiać dla nikogo. – Starałam się mówić szczerze. – Jurek jest mi z tobą dobrze, razem przejdziemy przez ten kryzys i jeszcze będziemy się z tego śmiać.
–Będziesz miała ze mną kłopot jak zniedołężnieję.
–Ty ze mną masz kłopoty, odkąd się znamy. – Uśmiechnęłam się i położyłam dłoń na jego policzku. – Jurek, nie zostawię cię i nie mów, że jesteś dla mnie ciężarem. Razem damy sobie radę ze wszystkim, tak?
–Jesteś aniołem.
–Nie jestem, niestety. – Wzruszyłam ramionami. – Ale zrobię co mogę, żeby było nam razem dobrze i zacznę od śniadania, nie będzie smażonych tostów, bo nie wolno ci tłustego. Będą tosty zapiekane w grillu z chudą wędlinką.
–Wykończysz mnie kobieto – westchnął, udając ciężko chorego.
Po pocałowaniu go w czoło poszłam do kuchni i zajęłam się robotą. Nie podobało mi się, że miał jeszcze mieć spotkanie, ale uprzedziłam go, że nie wyjdę z domu i będę go pilnować, co by go nerwy nie ponosiły. Do południa ekipa rozstawiła wszystkie meble tak, jak wydawało mi się, że chcę aby stały. Nie do końca wykonanie pokrywało się z moją wizją i wiedziałam, że będą jeszcze zmiany. Jurek nie wtrącał się w to co robiłam. Siedział przy stoliku i sprawdzał dokumenty na spotkanie.
Kiedy rozległ się dzwonek, podeszłam do drzwi i od razu je otworzyłam. Przede mną stała dość miło wyglądająca para.
–Dzień dobry, nie wiem czy dobrze trafiliśmy, do pana Bielskiego.
–Tak zapraszam. – Odsunęłam się, żeby mogli wejść i zamarłam, kiedy za mężczyzną pojawił się Damian. Zastąpiłam mu drogę i z wyrzutem spojrzałam w oczy.
–Nie wpuścisz mnie? – zapytał bezczelnie.
–Po co przyszedłeś? I skąd wiedziałeś gdzie mieszkam?
–Twój mąż był łaskaw podać moim rodzicom swój adres. Przyznaję, że nieźle się urzadziłaś.
–To twoi rodzice? – Obejrzałam się na witających się z Jerzym ludzi.
–Tak wyszło. Sam im poleciłem waszą firmę, nie masz mi za złe?
Nie chcąc robić zamieszania, wpuściłam go do środka i razem weszliśmy do salonu. Od razu usiadłam przy Jurku i udając spokój, przysłuchiwałam się rozmowie. Damian nie wyglądał na zainteresowanego ani spotkaniem, ani mną. Błądził wzrokiem po ścianach i dopiero po kilku minutach, wbił we mnie wzrok. Nie umiałam się oprzeć i odwzajemniłam spojrzenie. Wyglądał jak zawsze, trochę rozmarzony, trochę uwodzicielski.
Kiedy rozmowa nabrała rozpędu, zaproponowałam gościom kawę. Zaskoczyło mnie, że kiedy wstałam, podniósł się z fotela Damian.
–Przepraszam, czy ja mógłbym skorzystać z łazienki? – Spojrzał na mnie z uśmiechem, a ja miałam ochotę odmówić. Niestety nie mogłam. Podeszłam z nim do korytarza i wskazałam dłoniąm drzwi na samym końcu. –Mogłaby pani? Nie chciałbym być niedyskretny i wejść nie tam, gdzie trzeba.
Z mordem w oczach zacisnęłam zęby, bo już dawno wszedł tam, gdzie nie trzeba. Teraz nie pozostało mi nic innego jak udawać miłą panią domu, więc ruszyłam przed siebie. Czułam za plecami jego zbyt bliską obecność, a zapach jego ciała wręcz mnie palił. Wszystkich mogłam oszukać, ale nie siebie. Tylko on działał na mnie w ten sposób. Zatrzymałam się i naciskając klamkę, pchnęłam ciemne drzwi.
–Teraz pan nie zabłądzi? – spytałam, ale zamiast odpowiedzieć, docisnął mnie do ściany i przywarł twarzą do mojej szyi.
–Tęsknię za tobą – wyszeptał, a ja w sekundę zmiękłam.
–Daruj sobie.
–Kocham cię Luiza, nigdy nie przestałem.
–Zostaw mnie w spokoju. – Odepchnęłam go, ale nie zabrał rąk. Wciąż mnie trzymał i opierał o mnie swoje czoło.
–To był szczeniacki wybryk. Daj mi szansę, błagam.
–Bo co? – Oderwałam od siebie jego dłonie. – Przegrasz zakład?
–Już go przegrałem, ciebie przegrałem.
–Trudno. Trzeba było wcześniej o tym myśleć, a teraz pan wybaczy. – Odwróciłam się na pięcie i zanim zdążył mnie zatrzymać, poszłam do kuchni.
Przy kawie spędziliśmy kolejną godzinę. Ja niewiele się wtrącałam do rozmowy. Zrozumiałam tyle, że państwo Koziccy chcą otworzyć pensjonat w górach i potrzebują fachowca do instalacji przeciwpożarowej, monitoringu i całej reszty okablowania. Po ustaleniu wszelkich szczegółów, zaczęliśmy bardziej swobodną rozmowę. To byli bardzo mili i weseli ludzie, i już po kilku minutach czułam się jak ze starymi znajomymi.
–Państwo się wprowadzają czy wyprowadzają? – Matka Damiana wskazała głową opakowane w folię meble wypoczynkowe.
–Wprowadzamy. – Jurek pierwszy zabrał głos i złapał moją dłoń. Kątem oka dostrzegłam zmianę w twarzy Damiana i coraz bardziej się bałam, że coś zaraz wymyśli.
–Piękny dom – kontynuowała Kozicka. – Ogród też. Idąc do państwa, podziwiałam możliwości.
–Żona sama będzie urządzać przestrzeń. – Jerzy podniósł moją dłoń do swoich ust. – Będzie dużo miejsca na meble ogrodowe, wszystko się zmieści łącznie z basenem i piaskownicą. – Zaśmiał się.
–Mają państwo dzieci? – Kobieta spoglądała raz na mnie, raz na Jurka. Chciałam zaprzeczyć, ale nie zdążyłam.
–Nie mamy. – Tym razem Jurek zabrzmiał smutno. – Ale planujemy w najbliższym czasie powiększyć rodzinę, więc miejsce się przyda.
–O! To w takim razie na urlop zapraszamy do nas razem z dziećmi.
Kozicka mrugnęła do mnie okiem, a ja przeniosłam wzrok na siedzącego obok niej syna. Nie mogłam znieść jego spojrzenia i odwróciłam się do męża. Czy ja się mogłam władować w większe bagno, no chyba już nie.
Po wizycie gości, Jurek odprowadził ich do auta, a ja zabrałam się za wkładanie naczyń do zmywarki. Słysząc za sobą ruch, odwróciłam głowę i odsunęłam się od podchodzącego do mnie Kozickiego.
–Co tu robisz? – zapytałam drżącym ze strachu głosem.
–Zostawiłem telefon. – Uniósł kącik ust. – Nie rób tego. Nie chcesz mnie to trudno, ale nie rób sobie z nim dziecka, dlatego że spierdoliłem to, co było między nami.
–Za wysoko się cenisz.
–Będziesz żałowała, nie kochasz go!
–Nie kocham ciebie i żałuję, że poświęciłam ci wszystko, co miałam. Postawiłam na szali nie tylko swoje małżeństwo, ale i godność. Zdeptałeś to i wystawileś mnie na pośmiewisko. Nie oddasz mi poczucia wartości. Tego już nie naprawię i zawszę będę czuła do siebie obrzydzenie, ale małżeństwo mogę się choć starć polepszyć. Dziecko wiele zmieni, zbliży nas do siebie.
–Albo odsunie.
–Nie twoja sprawa, zabieraj telefon i wynoś się z mojego życia.
Długo patrzył mi w oczy, zanim zdecydował się opuścić nasz dom. Byłam przerażona, kiedy przez okno zobaczyłam, jak podchodzi do Jerzego, ale tylko podali sobie dłonie. Miałam nadzieję, że to ostatnie nasze pożegnanie.

Niemiłość [Zakonczona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz