Dom

11 4 0
                                    


     Pewnego razu w piątkowy wieczór jak zawsze wracałam z korepetycji. Byłam wykończona nadmiarem nauki i zajęć dodatkowych. Rodzice ciągle tłumaczyli mi, że powinnam się skupić na swojej edukacji, a inne rzeczy nie powinny mieszać mi w głowie. Starałam się ich nie zawieść i uczyłam się systematycznie, ale czasami miałam już dosyć. Wiedziałam, że chcieli dla mnie jak najlepiej. Kończyłam podstawówkę i ciągle podsuwali mi oferty dobrych szkół średnich. Nie miałam nawet chwili wytchnienia, bo w szkole ciągle rozmawialiśmy o egzaminach, a w domu o szkole ponadpodstawowej. Miałam dosyć ludzi i rozmów z nimi.

Wiesz już gdzie pójdziesz? Masz jakieś plany?

Nie.

Czasami chciałabym uciec od problemów i nie myśleć o przyszłości. A moi rodzice wcale nie ułatwiali mi sprawy. Ich też miałam już dosyć, jak tylko po pracy wracali do domu, ja i moja przyszła szkoła byliśmy na pierwszym planie rozmów. Od miesięcy nie zjedliśmy rodzinnego obiadu, chociażby nie wspominając o tym choć jednego słowa. Ten temat prześladował mnie od dłuższego czasu, a ja tylko chciałam bezproblemowo skończyć szkołę. Chociaż nie byłam na to gotowa. Spędziłam w niej wiele lat swojego życia. Nie łatwo ot  tak się z tym rozstać. Miałam jeden wielki mętlik w głowie.

Przechodziłam właśnie przez park, kiedy zobaczyłam smutnego, starszego, zgarbionego mężczyznę, siedzącego samotnie na ławce. Nogi miał spuszczone na ziemie, łokcie oparte na kolanach, a głowę zwieszoną w dół. Jego widok był dobijający.

Zastygłam w miejscu, obserwując go. Wydawało mi się, że nad czymś myślał. I kiedy tan na niego patrzyłam, w pewnym momencie przez myśl mi przeszło, że być może obydwoje byliśmy odrobinę zagubieni. Postanowiłam podejść. Nie specjalnie śpieszyło mi się do domu. W sumie, nie czułam się w nim jak w domu. Ostatnio było jakoś inaczej. Jakieś dziwne napięcie między nami i stres spowodowany egzaminami oraz wyborem szkoły.

W miejscu gdzie powinnam czuć się jak w domu, czułam się tak nieswojo.

– Mogę się dosiąść? – spytałam, kiedy już stanęłam przy ławce. Mężczyzna podniósł głowę i spojrzał na mnie z opóźnionym refleksem, po czym tylko skinął. Bez słowa usiadłam. Nastąpiła kilku sekundowa cisza, która dłużyła mi się w nieskończoność. Przełknęłam nerwowo ślinę. – Czemu jest pan smutny? – spytałam głupio, spoglądając na mężczyznę.

Chciałam wiedzieć. Ludzie miewali gorsze problemy niż ja. Być może chciałam udowodnić sobie, że nie miałam najgorzej.

Starzec westchnął ociężale.

– Ponieważ mój dom jest daleko stąd – ton jego głosu był pusty, odległy. Wydawał się taki bezbarwny.

Zastanawiałam się czemu w ogóle zdecydował się ze mną rozmawiać. Byłam tylko dzieckiem, które nie miało zbyt dużego doświadczenia w życiowych sprawach. Może był samotny?

Zmarszczyłam brwi, obserwując jak spogląda w dal smutnym wzrokiem.

– Pan tu nie mieszka?

– Nie mam na myśli takiego domu – odparł zdawkowo.

– Nie rozumiem – zagadnęłam zainteresowana. Nie rozumiałam słów tego człowieka. Przecież tu mieszkał, tak?

Mężczyzna pomasował skronie, wzdychając ciężko. Coś niezwykle męczącego musiało siedzieć w jego głowie. Zerknął na mnie ze smutnym uśmiechem.

– Wiesz, mam za sobą burzliwe życie. Brałem udział w powstaniu listopadowym. Walczyłem o niepodległą Polskę – mówił, patrząc gdzieś przed siebie z pewnego rodzaju nostalgią. – O mój dom – powiedział już trochę ciszej.

– Aspinwall nie jest pana domem? – zapytałam, zszokowana nowymi wieściami.

– Nie. Moim prawdziwym domem jest Polska. Tam się urodziłem, tam się wychowałem, tam mieszkałem, i o tamten kraj walczyłem – w jego głosie słyszałam smutek, ale także dumę. – Mój dom jest tam, gdzie zostawiłem swoją rodzinę i gdzie są moje korzenie. Dom to miejsce, w którym czujesz bezpieczeństwo i szczęście. A przede wszystkim miejsce gdzie zostawiłeś swoje serce.

Między nami nastąpiła chwila ciszy, którą po chwili przerwałam.

– W takim razie, co pan robi tutaj?

Starzec odrobinę spochmurniał. Wyprostował plecy, spoglądając na swoje palce, które zaczął wykręcać.

– Właściwie to... nie wiem. Chyba... dalej szukam miejsca dla siebie.

– Jeszcze go pan nie znalazł?

– Nie. Chociaż przez chwilę myślałem, że w końcu znalazłem. Miejsce, w którym po tylu latach tułaczki, w końcu odpocznę. Będę mógł siedzieć i nic nie robić. Zdobyć upragniony spokój. Po prostu odetchnąć.

– Co to za miejsce? – byłam ciekawa.

– Latarnia. Pracowałem jako latarnik, ale straciłem stanowisko – po tych słowach między nami zapadła kilkusekundowa cisza. Nie wiedziałam co powiedzieć i czułam, że w tym przypadku żadne słowa nie były potrzebne.

Zaczęłam zastanawiać się nad słowami latarnika. Był z dala od miejsca, które kochał, za którym tęsknił. On przecież chciał tylko odpoczynku. Zrobiło mi się strasznie szkoda tego człowieka.
I wtedy coś zrozumiałam.

– Moim domem jest Aspinwall – uśmiechnęłam się, jednocześnie przerywając ciszę.

– Dobrze, że chociaż ty jesteś w domu – znów zapadła cisza, podczas, której każde z nas było pogrążone w swoich myślach. Dokładnie analizowałam jego słowa. – Chyba powinnaś już iść do domu. Pewnie rodzice się martwią.

– Nie chcę tam wracać wiedząc, że jak tylko przekroczę próg, będą mącić mi w głowie o nowej szkole. Chcą, żebym dostała się do jakiejś naprawdę dobrej – westchnęłam zmęczona. Wystarczyło kilka prostych słów aby, mój dobry humor nagle zniknął.

– Robią to ponieważ, cię kochają – zerknął na mnie. Chyba badał moją reakcję. Spuściłam głowę, uświadamiając sobie coś ważnego.

Wiedziałam to. Doskonale to wiedziałam. Przecież też ich kochałam. Może przesadzałam, może powinnam podejść do tego z dystansem. W końcu wszystko będzie dobrze i kiedyś to się skończy. Może powinnam zrozumieć, że robią to dlatego, że się martwią. O mnie i o moją przyszłość.

Mężczyzna zdjął mi niewidzialne klapki z oczu. To trochę przykre, że nie potrafiłam do tego dojść sama. Ale chyba w tym wszystkim najważniejsze było uświadomienie.

– Ma pan rację. Pójdę już – wyrwałam się z zamyślenia. Po tych słowach wstałam i chciałam odejść, ale po głowie chodziło mi jedno ciekawe pytanie. – Co będzie pan robił teraz? – zaskoczony mężczyzna spojrzał na moją twarz. Uśmiechnął się ponuro.

– To co robiłem przez cały ten czas. Będę tułał się po świecie – przez jego słowa ogarnął mnie nagły smutek. Był taki nieszczęśliwy...

– Żegnaj. Mam nadzieję, że jeszcze znajdziesz swoje miejsce na Ziemi. Powodzenia.

– Żegnaj – uśmiechnął się. Uśmiech był mały, blady i pogrążony w wszechogarniającym smutku, jednak był szczery. Odwróciłam się i skierowałam w stronę swojego domu.

Uśmiechnęłam się na myśl, że faktycznie wracałam do domu. Po rozmowie z latarnikiem już nie patrzyłam na to tak samo. Teraz nie wracałam do budynku, w którym mieszkałam. Teraz wracałam do rodziny. Do mojej prywatnej harmonii. Spokojnego i bezpiecznego azylu. Do spokoju. Miejsca, w którym się wychowałam. Rozmowa z tym mężczyzną otworzyła mi oczy. Myślę, że tego właśnie potrzebowałam. Uświadomienia.

Wracałam do domu...

UświadomienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz