Prolog - jak to się zaczęło?

463 28 14
                                    

Przeczytajcie notkę pod rozdziałem, proszę <333

***

Nad polem pełnym rozkwitających kwiatów rzepaku niosła się cisza. Tak głęboka i ciężka, że każda żywa istota w promieniu najbliższych kilku wiorst¹ zniknęła w swoich schronieniach. Dla ptaków były to gniazda i gałęzie w grubych koronach drzew; Leśna zwierzyna skryła się między starymi drzewami, które często pamiętają jeszcze początki tych upraw; Natomiast ludzie pozostali w swoich wiejskich chatach krytych strzechą.

Choć wieś była niewielka - mieszkało tutaj wiele dzieci, które mimo młodego wieku pomagały aktywnie przy zbiorach.

Była też jedna dziewczyna, co nie znała matki, ni ojca. Ludzie we wsi gadali, że ojciec zginął gdzieś na wojaczce, a matka tuż po porodzie, więc i ona sama wierzyła w plotki.

Była niezwykłym dzieckiem. Uczyła się szybciej niż inne dzieci, rosła wyżej, biegała szybciej, a coś o czym nikt nie wiedział były jej niezwykłe moce. Jednym pstryknięciem palców potrafiła sprawić, że ogień płonął w ognisku, jednym machnięciem dłoni zdolna była rozpętać sztorm nad jeziorem, jednym tupnięciem wywoływała trzęsienia ziemi. Zwierzęta ufały jej bardziej niż komukolwiek w okolicy. Potrafiła zapanować nad najbardziej nieokiełznanym ogierem, odprawić watahę wilków zagryzających bydło, czy też nakłonić zwierzynę leśną do zbliżenia się.

Często zdarzało jej się, że ludzie pluli na jej widok na drodze. Nikt jej nie lubił - była wyrzutkiem. Kochała ją jedynie starsza kobieta, która niedowidziała, więc i działania dziewki nie sprawiały na niej wrażenia. Z reguły była jej oczami, podawała co trzeba podczas gotowania, uczyła się wielu rzeczy na temat zielarstwa, bo to tym prawiła się baba, zwana we wsi Babą Gąską.

- Żmije² powstaną z ziemi... - mruknęła zdenerwowana kobiecina. - Już pierwsze wychodzą, zobacz. - wskazała brodą na ciemne, niemal czarne niebo.

- Ma pani rację, ale przecież zaraz pojawią się płanetnicy³ i rozprawią się z nimi raz dwa. - zapewniła Wojsława.

Staruszka pokręciła zdenerwowana głową, zamykając okiennice. Teraz jedynym źródłem światła w izbie stał się płomyk spod pieca, na którym ważyła się zupa i wywar ziołowy z malin.

- Ludzie ostatnio narzekają, że krowy mało mleka dają.

- Co baba podejrzewa?

- Rusałki.

Usiadły przy stole.

- Zbliża się śmierć. - powiedziała nagle.

- Słucham? - spytała zaskoczona dziewczyna.

Baba Gąska nie była nazbyt rozmowna, o ile w ogóle coś mówiła. Zawsze ucinała każdy temat i ceniła sobie ciszę w ogólnym zamyśle.

- Ano... Tak powiedział mi las, a leśnemu gąszczowi należy ufać... - poprawiła kwiecistą chustkę na głowie.

Młodsza podniosła wzrok na kobiecinę, dość zaskoczona wieściami.

- Powinnaś uciekać, Wojsławo. Najlepiej jeszcze dziś.

- Ale kto zajmie się roślinami, domem? I kto zajmie się babą? Przecież... Przecież baba jest już stara, kto zajmie się wioską, gdy baba odejdzie? - postawiła się.

- Właśnie dlatego o mnie nie powinnaś się dziwić. Ci ludzie i tak są nam niewdzięczni za cały trud jaki wkładamy w naszą pracę. Uciekaj dziecko. Masz całe życie przed sobą.

- Ale... - nie skończyła.

- Skończ już z tym "ale", bo cię wyrzucę, a nie chcę tego robić. - zdenerwowała się. - Bierz Kolkę ze stajni i jedź, póki jeszcze jest czas. Przeczucie mi mówi, że za kilka tygodni nie będzie czego zbierać z tej niewdzięcznej wsi.

BurzaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz