Rozdział ósmy

89 1 0
                                    


Trzy miesiące później 

- Jeśli zaraz nie powiesz mi, kto zmusił cię do tego żebyś zaczął nas oszukiwać i sprzedawać lewy towar to możesz być pewien, że już nigdy nie zobaczysz świata poza tą brudną piwnicą – zagroziłem łysemu kolesiowi, przystawiając mu broń do czoła. Mężczyzna jeszcze do niedawna był naszym dostawcą narkotyków, jednak zaczął robić przekręty finansowe i sprzedawał nam jakieś gówno, przez które straciliśmy kilkunastu zaufanych klientów.

- Co taki dzieciak może mi zrobić? – prychnął rozbawiony. Chyba chciał dodać coś jeszcze jednak nie chciało mi się słuchać jego dalszego pierdolenia, więc od razu pociągnąłem za spust. Krwawa dziura pojawiła się idealnie na środku jego czoła. Przeniosłem broń na następnego mężczyznę, z tego co mi się wydawało pomocnika tego pierwszego.

- Skoro już widziałeś, że moje gadanie nie jest zwykłym pierdoleniem i bez wahania Cię rozjebie, możesz ty powiesz mi kto was zmusił? – widziałem przerażenie w oczach chłopaka. Był może niewiele starszy ode mnie ale zdecydowanie mniej doświadczony.

- Ja...Ja, nie wiem, nie wiem – wymruczał przez mocno zaciśnięte wargi. Czy oni kiedykolwiek się nauczą, że taka odpowiedź mnie nie satysfakcjonuje? Wziąłem głęboki oddech.

- Nazywasz się Roberto, prawda? – spytałem zdecydowanie zbyt spokojnie.

- T-tak – jęknął, gdy mocno kopnąłem go w piszczel tak by przyśpieszyć wydobycie z niego odpowiedzi.

- Roberto, naprawdę mam Ci mówić co stanie się, jeśli zaraz nie powiesz mi prawdy? Na pewno wiesz, że umrzesz, to nic nowego. – wzruszyłem ramionami i przeładowałem pistolet, mocniej przykładając go do czoła chłopaka, który trząsł się coraz mocniej. – Znajdę twoją mamę, i siostrę i obie zmuszę do pracy w moim burdelu, co ty na to? Wyobraź sobie twoją małą siostrzyczkę obłapianą przez stado strach, obleśnych facetów – dokładnie akcentowałem każde słowo, by tylko dołożyć napięcia.

- Naprawdę nie wiem! – zawył Roberto – kolejny strzał. Tym razem był mniej precyzyjny przez co krew prysnęła na moja idealnie białą koszulę. Kurwa. Nie trudząc się w sprzątaniu zwłok zadzwoniłem po swoich ludzi, po czym skierowałem się do swojego biura. Z krwią na rękach wszedłem na spotkanie zarządu. Jak zawsze wszystkie oczy były skierowane w moją stronę, jednak mi to wcale nie przeszkadzało.

- Wyciągnąłeś coś od nich? – spytał Carlos, jeden z moich najbardziej zaufanych ludzi.

- Jeden nie chciał gadać, a drugi nic nie wiedział – powiedziałem po czym zanurzyłem usta w szklance z alkoholem.

- Możemy przeszukać ich dom, może coś się znajdzie – zaproponował jakiś inny żołnierz a ja przytaknąłem. Wiedziałem, że raczej nic nie znajdziemy ale zawsze warto było spróbować.

- A co z kobietami? – podniosłem wzrok na debila, który zadał to pytanie.

- Nic. Nie robimy im żadnej krzywdy. Jeśli będą utrudniać to co najwyżej je zwiążcie ale żadnej innej przemocy. – odparłem pewnie. To, że wcześniej groziłem Robertowi, że skrzywdzę jego rodzinę nie znaczy, że naprawdę chciałem to zrobić. Nie krzywdzę kobiet, które na to nie zasługują. Nigdy nie sprzedał bym do burdelu małej, niewinnej dziewczynki, szybciej bym sobie kurwa wydłubał oczy albo odciął ręce.

- Z tej małej mógłby być niezły pożytek – kontynuował żołnierz. Krew we mnie zawrzała. Gwałtownie wstałem i wyciągnąłem broń. Już po chwili ten jebany idiota wił się z bólu z powodu kulki, która przed chwilą umieściłem w jego ramieniu.

- Ile razy mam kurwa powtarzać!? – ryknąłem – nie bijemy kobiet, nie gwałcimy ich, nie sprzedajmy na czarnym rynku ani kurwa nie bierzemy do burdeli. Dopóki kobieta nie jest niczemu winna najlepiej trzymajcie się od niej metr dalej. Macie jechać do ich domu i szukać wszystkiego co mogło by mieć związek z powodem dla którego próbowali nas ojebać. Tyle. Nie więcej nie mniej. Czy czegoś jeszcze nie rozumiecie? – moja klatka piersiowa unosiła się szybko i gwałtownie. Nikt więcej się już nie odzywał, dlatego szybkim krokiem ruszyłem do swojego gabinetu. Dobrze, że zawsze trzymałem tam zapasową koszulę, dzięki której nie musiałem chodzić już w tej zakrwawionej. Odświeżony położyłem się na skórzanej kanapie i w ciszy wpatrywałem się w sufit.

Ktoś kto nie żyje w naszym świecie mógłby zapewne pomyśleć, że mam jakieś wyrzuty sumienia. W końcu dziś zabiłem dwie osoby a przez ostatni miesiąc chyba z 15. Byłem mordercą. Z zimną krwią i bez najmniejszego zawahania zabijałem. Choć zabrzmi to dziwnie, nie byłem jednak taki zły. Nie zabijałem dla zabawy, z chorej fascynacji czy z jakiegokolwiek innego pojebanego powodu. Zabijałem tych, którzy na to zasługiwali. Żadna z moich ofiar nie była niewinna. Dilerzy, gwałciciele czy jacyś idioci, którzy próbowali mnie okraść. Nie czułem wyrzutów sumienia. Od ponad 3 miesięcy czułem niewiele. Kiedy umarła LIly, umarłem też ja. Nieraz w nocy budziłem się zlany potem, kiedy przed oczami widziałem jej zakrwawione ciało. Nieraz przykładałem pistolet do swojej skroni z myślą, że w końcu uwolnię się od tego wszystkiego. I choć byłem mordercą, który zabijał tylko winnych, nie potrafiłem zabić największego potwora. Siebie samego. Poza tym po śmierci i tak nie spotkam siostry. W końcu jeśli niebo istnieje, Lily na pewno właśnie opala się na chmurkach. Ja natomiast po śmierci bez wątpienia skończę w najgłębszych otchłaniach piekła. Chociaż, może przynajmniej wtedy będę cierpiał odrobinę mniej?

Miesiąc później

- Błagaj o litość Parker – warknął Peter Santan, właściciel sieci małych klubów, który miał aspirację na zostanie przywódcą czegoś większego. Wszystko kończyło się jednak na aspiracjach, bo to marzenie nigdy się nie spełni. Poczułem mocne kopnięcie w brzuch, a pistolet, który ktoś wbijał mi w tył głowy, uwierał mnie coraz bardziej. To Santan przekupił moich dilerów by mnie okradali. To on wymyślił, że zniszczy mnie od środka, jednak dziecko zrobiłoby to sprytniej od niego. Teraz jednak zaatakował mnie w moim mieszkaniu, w środku nocy kiedy akurat pierwszy raz od dawna udało mi się w spokoju zasnąć.

- O co mam błagać? – zakpiłem – o swoje życie? Proszę cię, nawet dla mnie nie jest ono na tyle cenne by się przed tobą poniżać. – Peter wbił we mnie zaskoczone spojrzenie. Czy on kurwa naprawdę myślał, że będę go błagał o to, żeby mnie nie zabił? Naprawdę jest tak głupi?

- Zabiję cię i przejmę twoją pozycję – nie wytrzymałem dłużej. Wybuchnąłem głośnym śmiechem, choć sprawiał mi on ból, pewnie miałem złamane żebra.

- Muszę cię zasmucić, ale to tak nie działa. Nawet jeśli mnie zabijesz nie zostaniesz bossem. Przed tobą jest już cała kolejka moich następców. Trochę jak w rodzinie królewskiej wiesz? To w sumie się zgadza, w końcu jestem pieprzonym królem tego miasta – drażnienie Santana sprawiało mi zdecydowanie zbyt wiele satysfakcji i radości. Widziałem jak jego oko delikatnie drga.

- Więc to był twój wielki plan Peter? – ponownie zakpiłem, za co oberwałem kolejnym uderzeniem w twarz. Krew spływająca do moich oczu, w dużej mierze zasłaniała mi wyraźny obraz, jednak i tak zebrałem się na wywołaniu na swojej twarzy chytrego uśmieszku – chciałeś rozjebać mnie od środka ale szybko się zorientowałem i wszystko naprawiłem. Naprawdę twoim drugim pomysłem było wtargnięcie do mojego mieszkania w środku nocy i zamordowanie mnie? Nie postarałeś się przyjacielu. – zdecydowanie nadeszła pora zakończyć ten pieprzony teatrzyk. Pewnym ruchem zerwałem się na równe nogi, zaskakując ochroniarza Santana, dzięki czemu udało mi się wyrwać mu broń i szybko strzelić prosto w jego serce. Sekundę później celowałem już w Santana. Widziałem przerażenie w jego oczach. Jak można być tak głupim i przychodzić do mnie tylko z jednym pieprzonym ochroniarzem? Nie zastanawiałem się jednak nad tym zbyt długo i oddałem kolejny strzał.

Po kilku minutach do mieszkania wpadł mój oddział, który pewnie spodziewał się większej ilości wrogów i był zaskoczony gdy zobaczył tylko dwa ciała. Zleciłem jednak podpalenie wszystkich klubów Santana i znalezienie wszystkich jego współpracowników. Sam natomiast skierowałem się pod prysznic by w końcu zmyć z siebie krew, która ostatnimi czasy coraz częściej pojawiała się na moim ciele.  

Zagubiony w przeszłości  - "Nowe pokolenie #2"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz