Rozdział dziewiąty

80 1 0
                                    


Siedziałem właśnie na spotkaniu oficerów i bawiłem się swoim długopisem, nie wiedząc nawet o czym ci idioci dyskutują. Nieważne. I tak zrobię co zechcę a oni będą musieli udawać, że moja decyzja była zajebista więc nie rozumiem po co w ogóle odbywają się te spotkania. Dopiero stukot szpilek na korytarzu, który wróżył, że zbliża się tu moja sekretarka wybił mnie z transu.

- Panie Parker, pański gość, przybył już na umówione spotkanie – powiedziała moja sekretarka słodkim głosem a ja pokiwałem głową.

- Wciąż nie uważam, żeby ten sojusz z Chicago był dobrym pomysłem – odezwał się jeden z żołnierzy, podczas gdy ja zgarniałem czarne teczki ze stołu.

- Właśnie dlatego spotkam się z ich szefem. Jeśli okaże się, że jest to jakiś stary pojeb, nie będzie żadnego sojuszu – westchnąłem – nie mniej jednak, jeśli ich propozycja będzie dobra, a szef normlany taki sojusz bardzo by się nam przydał. Poza tym krążą plotki, że to oni załatwili Rosjan, jeśli to prawda, to ten sojusz będzie wręcz wskazany.

- Tylko proszę Luca, trafnie oceń sytuację. Jeśli chcesz mogę ci towarzyszyć – wtrącił się Carlos, gdy już kierowałem się ku wyjściu.

- Zapewniam was, że nie dam się na nic nabrać. Moja decyzja będzie racjonalna, przecież gość nie przekupi mnie na piękne oczy – zażartowałem a na twarzach moim żołnierzy pojawiły się uśmieszki. Ufali mi, a to liczyło się dla mnie najbardziej.

Wpatrywałem się w ziemię, gdy drzwi windy w końcu otworzyły się na najwyższym piętrze, spojrzałem przed siebie i dosłownie odebrało mi oddech.

Na jednym z krzeseł siedziała czarnowłosa kobieta w ciemno brodowym garniturze. Jej oczy były praktycznie czarne a brwi równie ciemne jak włosy. Kto to kurwa jest?

- Jeśli przyszła Pani na rozmowę kwalifikacyjną to pomyliła Pani piętra, proszę zjechać na 28. – powiedziałem ukrywając podziw. Zbliżyłem się do czarnych drzwi gabinetu, przecież to musi być pomyłka. Jednak, gość miał już tu na mnie czekać.

- Zdaje mi się, że jestem na poprawnym piętrze Panie Parker. Byliśmy umówieni. – powoli odwróciłem się do kobiety, ponownie lustrując ją spojrzeniem. Kurwa teraz wyglądała jeszcze lepiej. Pod marynarką miała jedynie czarny, koronkowy top, który idealnie podkreślał jej kształty. Wyglądała jak chodzący ideał.

- Czyli R. Donatelli, to nie skrót od Roberta – zaśmiałem się, maskując tym samym wkurwienie jakie zrodziło się w stosunku do mojej sekretarki. Jak mogą mi nie powiedzieć, że mój gość będzie kobietą? Teraz wyszedłem na fiuta, który uważa, że kobiety nie nadają się do mafii.

- Rose – odparła – Rose Donatelli, szefowa Chicagowskiej mafii – wyciągnęła do mnie rękę, a ja szybko odwzajemniłem jej gest.

- Luca Parker, szef Nowojorskiej mafii – przedstawiłem się , po czym gestem zaprosiłem ją do gabinetu. Panna Donatelli od razu skierowała się do dużych okien, gdzie widziałem jej podziw, gdy przyglądała się panoramie miasta.

- Napije się Pani czegoś? Może wina? Cóż nie mam wina, ale na pewno coś się znajdzie – zaproponowałem, w końcu kobiety piją wino prawda? Przynajmniej Lily zawsze je piła.

- To, że jestem kobietą nie znaczy, że pijam tylko słodkie wino panie Parker. Poproszę whiskey, czy cokolwiek tam Pan ma. – jej głos był ostry ale jednocześnie tak delikatny. Poza tym pije whiskey i jest pewna siebie. Czy to nie jest kurwa ideał? Myślałem, nalewając trunek do szklanki a potem stawiając go przed kobietą.

- Proszę wybaczyć to nieporozumienie. Moja sekretarka zapisała tylko inicjały, nie spodziewałem się.. – nie dała m jednak dokończyć :

- Nie musi Pan przepraszać, przyzwyczaiłam się, że nikt nie spodziewa się tego, że to kobieta może rządzić. Mam nadzieję, że w żaden sposób to Panu nie przeszkadza – jak taki widok mógłby mi przeszkadzać?

- Oczywiście, że nie. Szczerze mówiąc muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. W aktach jakie zdobyłem na Pani temat widniała informacja, że świetnie rzuca Pani nożami, proszę powiedzieć, czy jest to prawda? – uśmiechnąłem się delikatnie, zaintrygowany tym co wcześniej czytałem.

- Cóż, pokaże panu, dopiero jeśli dojdziemy do porozumienia. Rozumie Pan, nie mogę okazywać moich silnych stron gdy nie mam pewności co do przyszłości naszych relacji.

- Naturalnie – westchnąłem i potarłem swoją brodę. – W takim razie, co może mi Pani zaproponować?

- Wydaje mi się, że możemy sobie pomóc. Jak pan zapewne wie, ostatnio Rosjanie ponownie rozpoczęli z nami stan wojny, co prawda ich przywódca już nie żyje, jednak nie możemy być pewni ich następnych działań. Proponuje współpracę w zwalczaniu wspólnego wroga. Sojusz dzięki któremu w razie ataku innych oddziałów, pomożemy sobie nawzajem.

- Czy przyczyniła się Pani do śmierci Maximoffa?

- Tak – stwierdziła pewnie, biorąc duży łyk alkoholu. – Porwał bliskie mi osoby, więc zasługiwał na karę. – Nigdy nie prowadziłem przyjemniejszej rozmowy biznesowej. Już w tym momencie wiedziałem, że Rose jest urodzona do tego by rządzić.

- Ten skurwiel doprowadzał mnie do szału – wyznałem szeroko się uśmiechając. - Szczerze mówiąc Pani oferta jest bardzo kusząca i muszę przyznać, ze sam rozważałem takie zagranie. Jaką jednak będę mieć pewność, że w razie faktycznego ataku pomoże nam Pani?

- Chyba musimy sobie zaufać – stwierdziła pewnie, a ja ponownie wbiłem w nią spojrzenie. Przyglądałem się jej po raz 3. Jej nos był zgrabny, usta pełne a czarne włosy idealnie podwijały się na końcach. Garnitur, w który była ubrana idealnie na niej leżał. Na palcach miała 3 pierścionki. Chwila. 3? Ponownie spojrzałem na jej dłoń. Sygnet bossa, pierścionek z jakimś różowym kamykiem i złota obrączka. Kurwa. Mój idealny diabełek ma męża.

- Wyda Pani córkę jakiegoś oficera, dla żonę dla mojego wspólnika? – odezwałem się w końcu.

- Nie chcę Pan żony dla siebie? – spytała zaskoczona. Chcę ciebie, ale jakiś chuj już mnie wyprzedził – pomyślałem.

- Cóż, wydaje mi się, że jedyna kobieta którą byłbym zainteresowany siedzi właśnie przede mną z obrączką na palcu – spojrzała na swoją dłoń i uśmiechnęła się. Wiedziała, że mi się podoba.

- Cóż chciałam zaprzestać zmuszania młodych dziewczyn do małżeństw, jednak jeśli taki jest Pana warunek to się zgadzam. – kolejne zaskoczenie. Jestem pewien, że jej oddział nie ma z nią łatwego życia.

- Widzę, że wprowadza Pani 21 wiek do waszego oddziału.

- Ktoś musi – westchnęła i dopiła alkohol.

- W takim razie mam inny warunek –wstałem i zbliżyłem się do swojego biurka na którym postawiłem szklankę z alkoholem. – zgodzę się na współprace jeśli uda się Pani trafić nożem w ścianę, pomiędzy tymi dwoma obrazami – gestem wskazałem dwa malowidła, które wisiały za moim biurkiem. Rose uśmiechnęła się, wstała po czym wyjęłam nóż ze swojej torebki. Dokładnie przyjrzała się celowi i pewnym ruchem wprawiła nóż w ruch. Już po sekundzie, można było usłyszeć dźwięk, jaki wydał po spotkaniu ze ścianą. Zbliżyłem się do noża i dokładnie mu się przyjrzałem. Pokiwałem głową, po czym odwróciłem się z uśmiechem na ustach. Jeszcze nigdy nie widziałem kogoś, kto byłby w stanie zrobić coś takiego, a skoro potrafiła takie rzeczy, to musiała potrafić też wiele więcej.

- Wydaje mi się, że mamy układ Pani Donatelli. – Chyba okłamałem swój oddział. Do sojuszu zdecydowanie przekonały mnie duże, piękne czarne oczy. Jednak nie żałowałem tej decyzji, czułem, że będziemy w stanie nieraz pomóc sobie nawzajem. 

Zagubiony w przeszłości  - "Nowe pokolenie #2"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz