Część 3

3K 159 11
                                    

Zamarłam w bezruchu, wybałuszając na niego oczy. Powiedzieć, że poczułam się zaskoczona, to stanowczo zbyt mało.

– Oczywiście nie dostaniesz żadnych dodatkowych pieniędzy.

– Ja? – Musiałam szybko oprzeć się o jakiś mebel, bo zdecydowanie poczułam się nieswojo. – Ale mówimy o pracy tutaj, prawda? – dodałam zaniepokojona.

– Nie bój się dzieciaku, nie zamierzam dybać na twoją świętą cnotę – odparł z doskonale wyczuwalną ironią, spoglądając odrobinę pogardliwie.

Wymamrotałam pod nosem ciche przekleństwo. Jednak na dobrą sprawę, czy miałam jakikolwiek wybór?

– Skąd będę wiedziała, że mnie nie oszukasz?

– Podpiszemy umowę i takie tam oficjalne czy urzędowe. A teraz poproszę kawę, podwójne espresso, czarne i bez cukru.

– No wiesz – skrzywiłam się. – Z mlekiem i cukrem, to już nie espresso.

– Zdziwiłabyś się, co potrafią serwować w niektórych miejscach – mruknął, mierząc mnie nieodgadnionym spojrzeniem. – Porozmawiaj z rodzicami i jutro masz mi dać odpowiedź.

– Nie muszę czekać do jutra. Tak naprawdę to nie mamy wyboru – dodałam z goryczą.

– Zostawię ci prawie całkowitą swobodę. Zmieni się tylko kieszeń, do której popłyną pieniądze.

– Nie licz na wiele – powiedziałam szczerze, uruchamiając aparat do kawy. – To mało intratny interes. Czy w przeciwnym wypadku znaleźlibyśmy się w takiej sytuacji?

– Widać, twoi rodzice to para nieudaczników. Tak w ogóle, co to za beznadziejny wystrój, lipne menu, tani alkohol?

– Zamknij się złośliwa bestio, bo napluję ci do kawy – pogroziłam mu pięścią przed nosem.

– Nie zapominaj, że jestem teraz twoim szefem.

– O, nie! Akurat to, będzie mnie prześladowało przez najbliższy rok!

– Jak będziesz się tak odnosiła do klientów, to dostaniesz etat pomocy kuchennej.

Nie odpowiedziałam, tylko nadęłam się urażona. Zresztą, co tu dużo mówić, zgodziłabym się nawet szorować kible, jeśli dzięki temu uratuję naszą beznadziejną sytuację.

– To ja projektowałam całe to wnętrze – powiedziałam przez zaciśnięte zęby. – Od koloru ścian, po każdy, najdrobniejszy nawet szczegół.

– Ty? – zdziwił się obłudnie. – Myślałem, że masz lepszy gust?

– Jest przytulne, idealne do domowe obiady czy rodzinne spotkania.

– Jest beznadziejne. Później to zmienimy. – Upił mały łyczek kawy, kompletnie ignorując moją wściekłą minę.

Przez chwile milczałam, zastanawiając się, czy nie dosypać mu do jedzenia jakiegoś środka na przeczyszczenie? Albo cyjanku.

– O czym myślisz?

– O tym, za pomocą jakiej metody wysłać cię na tamten świat, nie wzbudzając podejrzeń policji.

Zaczął się śmiać. Jak widać odzyskał swój znakomity humor, w przeciwieństwie do mnie. Potem przerwał i spojrzał na mnie z ironią i zaciekawieniem.

– Dlaczego się nie zgodziłaś? Zarobiłabyś więcej niż przez rok w tej dziurze.

Zacisnęłam zęby i bez pośpiechu nalałam sobie wina do dużego kieliszka.

– Naprawdę sądzisz, że zgodziłabym się na mój pierwszy, wymarzony seks akurat z tobą? Bydlakiem bez sumienia, aroganckim palantem i podstarzałym inwalidą? Wierz mi, za żadne pieniądze!

Milczał, choć z jego twarzy zniknął pogardliwy uśmieszek. W zamian za to pojawił się smutek. W zamyśleniu wpatrywał się w resztkę kawy z dna filiżanki. Doprawdy, dziwny mężczyzna.

– Tak mnie widzisz? – spytał cicho, podnosząc głowę. – Nic pozytywnego, tylko gbur, staruch i kaleka?

Gdyby się ze mną dalej kłócił, byłoby o niebo łatwiej. A tak, poczułam nagłe wyrzuty sumienia.

– Dlaczego zamiast umówić się na randkę, zamówiłeś usługi agencji towarzyskiej?

– Dziwisz się? Jeśli każda sądzi o mnie, to co ty...

– Eee – usiłowałam zbagatelizować sprawę. – Jakieś zalety też by się znalazły. Na przykład świetnie całujesz – mrugnęłam jednym okiem, stawiając przed nim czysty kieliszek i otwartą flaszkę wina. Spojrzał na mnie uważnie, a potem się uśmiechnął. Tak jakoś inaczej, szczerze i prawdziwie. O matko! Bo właśnie ten uśmiech wywołał na moich policzkach nieoczekiwane rumieńce. Zmieszana, nalałam do pełna.

– Tylko nic sobie nie wyobrażaj – zastrzegłam od razu.

– Lepiej żebyś nie wiedziała, co sobie właśnie w tej chwili wyobrażam. – Znów wrócił do swej dawnej arogancji. Potem wstał i ominąwszy kontuar, podszedł do mnie, nie zważając na to, że odruchowo dałam krok w tył. – Za owocną współpracę Ido!

– Skąd wiesz jak mam na imię? – spytałam podejrzliwie. Jakoś nie podobała mi się ta bliskość.

– Naprawdę sądzisz, że tak trudno się tego dowiedzieć?

– Chyba nie. A teraz przepraszam, muszę zająć się lokalem.

– Jestem Gabriel.

– Cóż. Miło mi – uśmiechnęłam się nieszczerze, zastanawiając się, jakby tu elegancko się ulotnić.

– Zostaw – chwycił mnie za ramię. – Najpierw toast za naszą współpracę.

– Chyba z prośbą, byśmy sobie nie poprzegryzali gardeł?

– Nie sądzę – zmrużył oczy, lekko się pochylając.

Cholera! To już była najprawdziwsza panika. Jak widać, to co o nim sądziłam to jedno, a to w jaki sposób reagowałam na jego bliskość, to kompletnie coś innego.

– Muszę... – resztę mych słów stłumił pocałunkiem. Brutalnym, łapczywym, wygłodniałym. Pewnie powinnam była zareagować świętym oburzeniem, przywalić mu tak mocno, by zobaczył gwiazdy w biały dzień, ale... No właśnie. To było takie rozkosznie cudowne! Dopóki trwało.

– Brak wprawy nadrabiasz chęciami – usłyszałam rozbawiony szept. Otwarłam oczy i na wpół przytomna wpatrywałam się w jego bezczelnie rozbawioną minę.

Ożeż ty! A on, jakby specjalnie, dolał jeszcze oliwy do ognia.

– Zakład, że będę cię miał przed upływem roku?

– Zakład, że za następny taki numer wybiję ci zęby?

– To nic, kupię sobie nowe.

– Uch... Pierwszy dzień pracy u ciebie, a już mam ochotę złożyć wymówienie! – Zacisnęłam dłonie w pięści i jedną potrząsnęłam mu przed nosem.

– Nie możesz słonko, nie możesz.

Pewnie, że nie. Ale zupełnie niespodziewanie, pomyślałam, że wcale nie chcę. Wbrew wszystkiemu życie nabrało nagle niesamowicie intensywnych braw. No i musiałam udowodnić temu zarozumialcowi, że nie da rady.

– Rok, mówisz? Okay. Zakład, że nie dotrzesz nawet do pierwszej bazy?

– Ha, ha! Zdobędę każdy bastion i każdą twierdzę. I to nie raz – dodał złośliwie, z powrotem wracając na miejsce przy barze.

– O co się założymy?

– Mam w piwnicy bardzo cenną butelkę czerwonego wina. Kosztowała kilka tysięcy. Wygrasz, będzie twoja.

Zatarłam ręce.

– To szykuj się kochaniutki do walki na śmierć i życie! Gdy wygram, roztrzaskam ci ją na głowie.

Jakąż satysfakcję sprawi mi starcie z jego twarzy tego bezczelnego, pewnego siebie uśmieszku. Muszę tylko pamiętać o jednym – żadnych więcej pocałunków! Bo inaczej będę miała przechlapane.

Historia pewnego nieporozumienia [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz