Rozdział osiemnasty

85 2 0
                                    

- Będziesz fatalnym ojcem, przecież jeśli urodzi się dziewczynka i będzie miała oczy Rose, będziesz jej na wszystko pozwalać – zakpił Vincent, gdy zaciągał się blantem, którego przed chwilą skręciliśmy. Zaśmiałem się i poklepałem go po ramieniu.

- Uwierz, jeśli dziecko będzie miało oczy Rose, nikt się mu kurwa nie oprze – stwierdziłem po czym sam się zaciągnąłem. Siedzieliśmy właśnie na ławce niedaleko szpitala. Pielęgniarki kazały nam wyjść, po tym jak stwierdziły, że 3 w nocy to nie najlepsza pora na granie w pokera z pacjentką, która powinna odpoczywać. Nie chciało nam się jechać do domu, więc przysiedliśmy na ławce, a po chwili podszedł do nas jakiś dzieciak i spytał czy chcemy towar. Nie musiał pytać dwa razy.

- Robię w biznesie narkotykowym od lat a to może mój trzeci blant w życiu – zauważył Victor, dusząc się kaszlem po zaciągnięciu.

- Bo jesteś straszną pizdą – odwarknął Donatelli. – powinniśmy zostawić coś Rose, uwielbia zioło.

- Pojebało Cię? Jest w ciąży. – mruknął Will, który siedział na trawie i głównie milczał podziwiając gwiazdy.

- A no, zapomniałem – Stwierdził Vince, po czym wybuchnął śmiechem. Szybko do niego dołączyłem. Nie wiem co nas tak śmieszyło, ale nie potrafiłem przestać.

- Myślicie, że Rose się zmieni? No wiecie jak zostanie matką? – oparłem głowę na rękach, które zaparłem na kolanach.

- Nie zmieniła się mimo gówna które przeszła, więc raczej po porodzie też się nie zmieni. W końcu to dobra rzecz. Chyba – William podniósł się, jednak szybko zmienił zdanie i znów usiadł na trawie.

- Musimy urządzić pokój mojemu dziecku – Victor podniósł się z ławki i szeroko rozłożył ramiona. – musimy iść na zakupy! – krzyknął. Zmierzyłem go zdziwionym spojrzeniem.

- Przecież zostało jeszcze w chuj czasu – zauważyłem, również wstając.

- Powinniśmy kupić coś Rose, przyszłym matką chyba coś się kupuje nie? – Vincent rzucił o ziemię blantem i zdeptał go butem.

- W takim razie idziemy na zakupy! – podekscytowany głos Willa, zachęcił nas wszystkich. Nie pamiętam zbyt wiele z tek akcji. Wiem, że po drodze do centrum handlowego, wstąpiliśmy jeszcze do jakiegoś baru, a później weszliśmy do jakiegoś sklepu z biżuterią. Szukaliśmy jakiś ładnych kolczyków dla Rose. Później nagle przyjechała policja i coś tam pierdolili, po czym stwierdzili, że zabierają nas na komisariat. Nie dyskutowaliśmy zbyt długo, przynajmniej nie musieliśmy się męczyć i wracać do mieszkania po drugiej stronie miasta.

Powoli otworzyłem oczy, moje powieki były ciężkie a pierwsze co poczułem to tępy ból głowy. Próbowałem ruszyć ręką, jednak szybko zrozumiałem, że jest ona zakuta w kajdanki i przypięta do jakiejś metalowej rurki. Co jest kurwa? Szybciej rozejrzałem się po pomieszczeniu. Trochę się rozluźniłem, gdy zobaczyłem obok siebie resztę swojej paczki. Vincent wciąż spał, Victor próbował wydostać rękę a Will, wgapiał się w swoje buty.

- Gdzie my kurwa jesteśmy? – wymruczałem.

- Są panowie na komisariacie – odezwał się jakiś kobiecy głos, w którego stronę szybko odwróciłem głowę. Drobna blondynka siedziała zza biurkiem wklepując jakieś dane do komputera.

- W nocy włamaliście się do sklepu jubilerskiego i wybieraliście kolczyki dla jakiejś kobiety, narobiliście sporo szkód, ale jeśli je pokryjecie właściciel nie wniesie oskarżenia – dodała po chwili.

- Czyli możemy stąd wyjść? – spytał Victor, marszcząc brwi.

- Ktoś musi przyjechać i wpłacić kaucję – kurwa. Spojrzałem w oczy Victora. Mamy przejebane.

Zagubiony w przeszłości  - "Nowe pokolenie #2"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz