Spojrzał na siebie w lustrze. Na jego twarzy malował się delikatny uśmiech, gdy mógł się sobie przyglądać, kiedy wyglądał tak pięknie. Czuł się tak, jakby miał zaraz unieść się i latać niczym ptak. Jakby miał sięgnąć gwiazd, a być może i stać się jedną z nich. Błyszczeć jak one na nieboskłonie albo być czyimś marzeniem, które mógłby spełnić, wpadając prosto w ramiona niczym gwiazda spadała poza horyzont. Choć już teraz jego policzki migotały delikatnie w świetle, a on mógł poczuć się, jakby jego blask był równie mocny co ten, który należał do jego przyjaciółek ukrytych gdzieś hen daleko.
Miał wrażenie, że gdyby mógł, krzyczałby z całych sił, jak cieszy się. Jak piękny i dumny z siebie jest.
Na dodatek w pomieszczeniu unosił się delikatny, kwiatowy zapach, który przyjemnie drażnił jego nozdrza. Ale teraz nie skupiał się na zapachu. A przynajmniej nie aż tak mocno.
Zaczął bowiem skanować oczami swoje długie nogi, mając czasami wrażenie, że te mogłyby sięgnąć dalej niż do nieba. Starał się zapamiętać każdą ich krzywiznę, gdy poruszał nimi delikatnie. Jak łydki napinały się, gdy stawał na palcach, aby wyglądać na jeszcze wyższego. W końcu spojrzał na swoje kolana, ale im nie poświęcił aż tyle uwagi. Czasami lubił na nie patrzeć, gdy te były czerwone, a czasami wręcz posiniaczone od klęczenia, ale teraz skóra była tak samo jasna i miękka, jak na reszcie ciała.
Po chwili przeszedł wyżej, gdy jego wzrok mógł zatrzymał się gdzieś na wysokości ud. Ud, które teraz w połowie były schowane pod czarnym materiałem spódniczki. Uwielbiał jej długość i materiał, który mógł co chwila poprawiać, aby tylko układał się na jego ciele idealnie. Podobało mu się to, jak plisy poruszały się, gdy on stawiał kolejne kroki, krążąc jeszcze chwilę wcześniej po swoim pokoju.
Spódniczka, którą miał na siebie choć kończyła się gdzieś na wysokości jego talii, to nie było tego widać, ponieważ jej górna część była schowana pod liliowym swetrem, którego skubał rąbki rękawów.
Westchnął, a na jego twarzy zamiast tej ekscytującej, niemal dziecinnej, radości pojawił się smutek. Już nie czuł tej samej dumy, która rozpierała jego pierś chwilę wcześniej. Chciałby móc wyjść tak z domu. Chodzić z głową wysoko uniesioną i uśmiechem pełnym dumy i pewności siebie.
Ale tego nie robił. Bał się ludzkiej opinii i tego, co mogłoby go spotkać, gdyby trafił na ulicy na nieodpowiednie osoby. A w gazecie czy w Internecie mógł czasami przeczytać o nieprzyjemnych incydentach, które przytrafiały się niejednej osobie.
On mimo wszystko nader cenił sobie bezpieczeństwo.
Jednak tego dnia mógł być sobą. Ubrać to, co było dla niego najpiękniejsze i najwygodniejsze. W czym czuł się sobą. Na swoich policzkach miał delikatnie wklepaną odrobinę różu, która dodawała koloru jasnej cerze, a usta były muśnięte pomadką, która lekko, prawie niewidocznie, zabarwiła miękkie wargi.
W końcu jednak odszedł od lustra, przed którym stał dłuższą chwilę i podszedł do łóżka, na którym leżał jego laptop. To był ten dzień, w który miał zapisać się na zajęcia i od rana czekał, aby tylko zalogować się na stronę i wybrać kursy, które interesowały go najbardziej. Jednak za każdym razem było to dla niego na tyle stresujące, że teraz znalazł przynajmniej sposób, aby chociaż troszeczkę się odstresować.
Był to jego ostatni semestr nauki, dlatego tym bardziej chciał zdobyć dla siebie jak najlepsze klasy. Nie chciał trafić na coś, co później będzie mu jedynie burzyło dobry obraz studiów, jaki miał do tej pory.
Dlatego też co chwila odświeżał stronę, licząc, że zaraz uda mu się zalogować.
Jednak kiedy wybiła równa dziesiąta, a on spróbował ponownie odświeżyć stronę, nagle przeglądarka, a może i sama platforma jego uczelni, przestała z nim współpracować. Wiedział, że nie tylko on prowadził walkę o najlepsze przedmioty. Dlatego też nadal próbował dostać się do panelu logowania wybrać idealne godziny dla siebie.
I udało mu się to po dobrych dziesięciu minutach. Na szczęście w udało mu się złapać miejsce u trzech profesorów, do których chciał pójść na zajęcia. Dwa kolejne przedmioty może nie były na liście jego marzeń, ale i tak na szczęście udało mu się dostać.
Jednak pojawił się problem, kiedy musiał wybrać ostatni. Miał do wyboru przedmiot, który brzmiał ciekawie i był w polu jego zainteresowań albo wybrać jakąś pierdołę. I dlaczego Harry miał aż taki dylemat?
Ponieważ pierwsza opcja była prowadzona przez doktora Louisa Tomlinsona. Chociaż wielu studentów śmiało się, że raczej diabła niż doktora, bo współczynnik oblanych studentów dzięki niemu pozwolił wydziałowi na, na przykład, wymianę drzwi wejściowych na automatyczne. A chociaż Harry wiedział, że to pewnie tylko plotki, to jakaś część jego mówiła mu, że przecież w każdej legendzie było ziarno prawdy.
A Tomlinson zdecydowanie był legendą tego wydziału.
— Cholera, co robić? — powiedział do siebie Harry. Słyszał za wiele historii o tym człowieku i nie wiedział, czy odważyłby się iść na jego zajęcia.
Musiał w końcu wziąć jakieś zajęcia. A nie chciał przecież stracić tych godzin na przedmiot, który w żadnym stopniu by go nie interesował. Miał swoją dumę i marnowanie czasu – tym bardziej, że studia darmowe nie były – nie wchodziło dla niego w rachubę.
Dlatego nie mają lepszej opcji wybrał zajęcia znienawidzonego przez większość wydziału doktora.
Westchnął, licząc jedynie na to, że nie będzie tak źle i będzie jednym z tych legendarnych szczęśliwców, których egzamin znajdzie się na biurku Tomlinsona a nie na podłodze.
Gdyby jeszcze wtedy wiedział, że nie tylko jego egzamin być może znajdzie się na mahoniowym biurku, to przemyślałby tę decyzję podwójnie.
CZYTASZ
The Princess and the Devil
FanfictionHarry stąpa raczej mocno po ziemi. Wierzy w równość, wierzy w zasady. Przy tym nienawidzi uprzedzeń i wywyższania się, z czym spotyka się niemal codziennie jako student. W końcu wykładowcy to prawie bogowie. Jednak prawdą jest również to, że Harr...