Rozdział 11

3 0 0
                                    

Wstaje. Wychodzę z pokoju. Saba zostaje na łóżku, aby pilnować swojego rewiru. Schodzę na dół. Wchodzę do salonu. Matka siedzi w czerwonym fotelu. Ja siadam na skórzanym. Patrzę jak czyta. Jej oczy przesuwają się z lewej do prawej w ślad za literami. Wpatruje się w jej skupioną twarz nie wiedząc jak zacząć. Zerkam na zegar. 16: 40. Ocieram spocone dłonie o udo. Zerkam na sufit. Mógłby być bardziej kolorowy. Zniżam oczy i patrzę na podłogę. W śnie była czerwona od krwi. Czy to było to pomieszczenie? Wątpię. W śnie nie było dywanów i półek. Być może ktoś specjalnie wyłożył podłogę dywanami? Muszę to sprawdzić choć wątpię, żebym coś znalazł. Raczej nikt nikogo tu nie zabił. To mało prawdopodobne. W śnie było coś w pomieszczeniu czego tu nie ma. Nie wiem co? Zamykam oczy. Oddycham. Otwieram.

-Co czytasz?- pytam, aby jakkolwiek zacząć.

-Książkę- odpowiada nie podnosząc głowy.

Tyle to i ja wiem. Zerkam na ścianę.

-Śnił mi się sen- informuje nie patrząc na nią.

-Mhm- wydobywa z siebie.

Wzrok wraca ze ściany na nią.

-Był to bardziej koszmar- mówię.

Zero reakcji. Czemu ona taka jest?

-W nim ojciec ciebie zabił- mówię nie do końca prawdę.

Pragnę zauważyć choć cień zaskoczeniu czy strachu na jej twarzy lecz tak się nie dzieje.

-Słuchasz mnie?- pytam.

-Tak, tak- mówi jakby sama do siebie.

Wstaje i wychodzę. Z nią się nie dogadam. Wracam do swojego pokoju. Siadam na łóżku. Saba patrzy na mnie jakbym zrobił coś złego.

-To też moje łóżko- mówię.

Chwilę patrzy na mnie jakby trawiła moje słowa, po czym wraca do swej drzemki. Kładę dłoń na jej głowie. Lubię czuć pod palcami gładkość jej sierści.

-Przynajmniej ty dobrze sypiasz.

Zero reakcji na moje słowa. Dalej leży. Zerkam na zegar. 17:00. Opadam plecami na łóżko. Saba od razu kładzie łeb na mój brzuch. Wpatruje się we mnie swoimi ślepiami. Kładę dłoń na jej głowie i zaczynam gładzić sierść. Zamyka oczy z lubości. Głaszczę dalej, patrząc jak powoli zasypia. Nie chcąc aby się obudziła cały czas jeżdżę ręko po jej sierści. Zamykam oczy. Biorę oddech. Siedzę w ciemności. Przez głowę przechodzą mi obrazy mojego snu. Nie wiem kim była mordowana kobieta lecz wiem, że jej oprawcą był mój ojciec. Jego obłąkane oczy napawają mnie lękiem. Nigdy ich nie widziałem i raczej nie chciałbym widzieć. Znam ojca jako nauczyciela, rodzica i męża. Nie znam go jako mordercy. Nie wygląda na kogoś kto traci nad sobą kontrolę. Czyżby zakładał maskę? W domu jest normalny lecz gdy tylko wyjdzie poza próg domu staje się obłąkanym człowiekiem. Sieje postrach w okolicy. Ja siedzę w domu, bo być może nie chce mnie narażać na zemstę kogoś z rodziny swych ofiar. Z jednej strony jest potworem, a z drugiej kochającym, troskliwym rodzicem. Czy to nie jest śmieszne? To jakaś parodia człowieczeństwa. Czy życie tak wygląda? Czy zawsze będę już więźniem tego domu przez wybory mojego ojca? Czy już nigdy nie ujrzę blasku dnia? Plaża, słońce, zielone drzewa. To wszystko to tylko marzenia, które zostaną na zawsze w mojej głowie. Nigdy nie zaznam spokojnego życia. Czy będę kiedykolwiek pracował? Czy będę żył prawdziwym życiem jak normalny człowiek?

Dlaczego jest tyle pytań bez odpowiedzi? Dlaczego ja? Dlaczego akurat ja muszę być dzieckiem potwora? Nie rozumiem tego. Ojciec być morze wytłumaczy mi niektóre sprawy. Tylko ile będzie w tym prawdy, a ile kłamstwa?

Kim jestem?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz