Epilog

393 10 0
                                    

Charakterystyczny warkot silników dało się usłyszeć od momentu wejścia na teren Stadionu Olimpijskiego. Spojrzałem w lewą stronę, gdzie szedł mój syn, który uparł się, by przyjechać właśnie tutaj. Szatyn popatrzył na tor, na którym jeździło kilkoro zawodników, a następnie pociągnął mnie w stronę parku maszyn. 

Dawniej zajmowany przez Larę boks, obecnie należał do naszego syna. Sąsiadujący z nim do syna Maćka, który pełnił obecnie funkcję kapitana wrocławskiej drużyny. Szesnastolatek poprawił torbę na swoim ramieniu, a następnie pociągnął mnie w stronę boksu brata. Łukasza w nim nie było, najwidoczniej musiał być na torze. Przywitałem się z żoną oraz mechanikami syna, którzy grzebali coś przy drugim z motorów. 

- Mamo, kiedy skończą?- spytał Damian , siadając na krześle, na którym czekali zawodnicy na swoją kolej.

- Jak masz zamiar marudzić to wyjdź. Dobrze wiesz, że przegiąłeś- warknęła Lara, mając na myśli ostatnie słowa Damiana kierowane do niej w jednej z ich kłótni.- Dajesz Łukasz!- krzyknęła, podchodząc do dmuchanej bandy. 

- Dalej nie przeprosiłeś mamy?- zapytałem, poprawiając kaptur spoczywający na mojej głowie.

- Nie- mruknął Damian, wbijając wzrok w swoje dłonie.

Chwilę później w boksie zjawił się Łukasz, a zaraz za nim wróciła Lara. Blondynka zwróciła uwagę osiemnastolatkowi na czas reakcji, mówiąc na czym powinien się bardziej skupić stojąc pod taśmą. Chłopak słuchał uważnie rad matki, co wyglądało przyjemnie dla oka. Nie dość, że był chodzącą kopią wrocławianki, to jeszcze był wpatrzony w nią jak w obrazek. 

Z tego co Lara mówiła, Damian podobnie patrzył na mnie, ale odkąd dostał się do szkoły mistrzostwa sportowego traktuje Larę jak największego wroga, co spotyka się z moją dezaprobatą. Jednak wiele począć nie mogłem, będąc we Wrocławiu lub Jastrzębiu Zdrój, podczas gdy on był w Spale. 

- Maciek!- krzyknął Łukasz, do syna Livii.- Dawaj za chwilę ćwiczymy jazdę parą, trzeba pokazać twojemu bratu, kto rządzi.

- Dobra. Młody zaczął się ostatnio panoszyć do tego stopnia, że mama do mnie do Wrocławia przyjechała, mówiąc, że nie wytrzyma z tatą i Olkiem- odpowiedział Miśkowiak, który był piekielnie podobny do Norweżki. Jedyne co miał po ojcu to oczy, o czym wiedziałem od mojej żony.

Jeżdżący w tym samym klubie co kiedyś jego matka, Maciej udał się do swojego boksu. Łukasz obrócił się do mnie plecami, mówiąc coś do swojego mechanika. Skrzywiłem się lekko widząc, że zdecydował się mieć na kevlarze nazwisko panieńskie Lary. Wiedziałem, że moja żona wolała swoje, które w jej mniemaniu lepiej pasowało do jej pełnej wersji imienia, choć mimo to w papierach było ono dwuczłonowe. Nasi synowie również mieli podwójne nazwisko, z tym, że Łukasz częściej posługiwał się tym należącym do wrocławianki, a Damian moim. Żeby było śmieszniej, osiemnastolatek urodził się we Wrocławiu, a szesnastolatek w Krakowie i był moją kopią. 

- Czekaj... Maciek!- krzyknęła Lara za chrześniakiem.- Chcesz mi powiedzieć, że ta stara patelnia jest we Wrocławiu i mi nie powiedziała?

- Dokładnie tak ciociu- odpowiedział, odwracając się w stronę blondynki.

- A to pizda- burknęła pod nosem, na co się zaśmiałem. Pocałowałem żonę w skroń, a ta wróciła do pomagania Łukaszowi. 

- Dawaj zwijamy się do domu, bo oni się do meczu szykują. Wyjazd do Częstochowy jest dla nich obecnie priorytetem- rzuciłem do Damiana. Oboje skierowaliśmy się do wyjścia z parku maszyn, z tym, że ja pierw pożegnałem się ze wszystkimi.

______

- Kurwa Oskar!- krzyknąłem, widząc co robi mój syn. Wiedziałem, że to, aby przechodził do Częstochowy nie wyjdzie mu na dobre. Swoim krzykiem zwróciłem na siebie uwagę Kuby Miśkowiaka, który pomagał młodszemu z synów w jego boksie. Po części gości widziałem dobrze mi znaną trójkę z Wrocławia. 

Maciek, Lara oraz Livia szykowali się ze swoimi synami do wyjścia na obchód toru. Widziałem starszego syna Miśkowiaka, który zrównał krok z matką. Wyłapałem wzrokiem Magic'a oraz Cherry idących ramię w ramię ze swoimi potomkami. Paweł wraz z Łukaszem rozmawiali między sobą, zachowując zdrową rodzinną rywalizację na torze. Inaczej miało się to w przypadku Olka i Maćka Miśkowiaków, gdzie młodszy z nich starał się zdominować starszego. 

- Ruszaj dupę, bo obchód trzeba zrobić- warknąłem na syna, przez co ten posłał mi wkurwione spojrzenie.- Chcesz coś osiągnąć, czy mieć kolejny słaby występ?

- Spierdalaj- burknął i poszedł w swoją stronę. 

Wyszedłem z mechanikami syna na tor, aby chociaż coś się dowiedzieć. Był przyczepniejszy, ale dawało się to przeżyć. Ze smutkiem w oczach patrzyłem jak Janowscy tworzą zgraną drużynę. Wiedziałem, że młodszy z synów Lary próbował swoich sił w siatkówce, idąc tym samym w ślady ojca. Bolało mnie to, iż Janowska ułożyła sobie życie z kimś innym, ale pozostało mi to zaakceptować.

________

- Livia kurwa bieg przerwany- powiedziałam do przyjaciółki, patrząc jak sędzia macha flagą. 

- Co się stało?- spytała Norweżka.

- Syn Drabika wyjebał mojego syna i twojego- warknęłam przez zaciśnięte zęby.

- Kurwa... Czekaj... Olek jechał, co nie?

- Tak.

- Ja nie wracam do domu. Jadę do Wrocławia. Znowu będzie na wszystko narzekać. Wdał się w ojca... Maciek to nie dość, że po mnie to jeszcze ma tak spieprzonych chrzestnych, że niemożliwe jest by jeździł źle.

- Sama żeś wybrała mnie i Worynę. A co do chrzestnych, to niby Łuki ma lepiej tak? Połączenie ciebie i Piotrka. Ja chyba najebana musiałam być jak to wymyśliłam- rzuciłam, patrząc jak Łukasz wstaje o własnych siłach, a sędzia zapala czerwoną lampkę, informującą, że syn Maksyma został wykluczony.- I dobrze tak tej kurwie- mruknęłam i wyszłam na spotkanie synowi.

Szybkim krokiem znalazłam się w połowie prostej przed trzecim wirażem, wyrównując krok z blondynem.

- Chuj jebany- mruknął.

- Nic cię nie boli?

- Trochę lewy bok, ale przeżyję. Dam radę- odpowiedział, lekko się uśmiechając.

- Jak chcesz to w domu cię taśmami okleję.

- Dziękuję ci złota kobieto- zaśmiał się. 


Może i moje życie nie zawsze było idealne, ba częściej było mu do tego określenia dalej jak bliżej. Jednak koniec końców wszystko się poukładało. W mojej szafie z trofeami da się znaleźć różnorakie nagrody, podobnie jak w tej Tomka. Nie jeździłam już czynnie jakieś pięć lat, podobnie jak Livia. Fornal dwa lata temu zrezygnował z zawodowego grania w siatkówkę, zostając trenerem. Ja nadal miałam kontrakt z klubem jako fizjoterapeutka, ale częściej byłam w boksie mojego syna, pomagając mu.

Szczęście? Każdy ma swoją definicję. Dla jednego będzie to wygrana w Grand Prix, a dla drugiego wygranie z depresją. 

Z Tomkiem miałam wzloty i upadki. Kto ich nie ma. Stanowiliśmy dla siebie spory element w życiu codziennym i nie dawało się tego w żaden sposób obejść.

- Wiesz co ci powiem?- spytałam, siedząc wraz z Tomkiem na tarasie po powrocie z meczu.

- Hm?

- Nawet jakbym chciała to nie mogę udawać, że cię zapomnę.

------KONIEC------

Oficjalnie zjawiam się w tej książce ostatni raz. 

Nie sądziłam, że da się książkę napisać w dwa miesiące i trzy tygodnie (25.05.2022-15.08.2022). Daje to 82 dni podczas, których tworzyłam to. Jednak wszystko się kiedyś kończy.

W chwili obecnej mogę Wam podziękować, za czas spędzony na czytaniu tego.

Żegnam i zapraszam na inne moje bieżące książki ( I Can't  Hide How Feel About You| M.Verstappen/L.Norris oraz Partners in Crime|M.Schumacher\G.Russel)

PS. Kroi się coś nowego

I Can't Pretend to Forget You|  T.Fornal /M.DrabikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz