Dwudziesty czwarty

180 22 12
                                    

Po ośmiu godzinach porodu dostałam do rąk swoje dziecko. Był najpiękniejszy na świecie, choć brudny i zmęczony. Jego przeraźliwy krzyk wypełnił salę, ale kiedy tylko pielęgniarka położyła go na moich piersiach, umilkł. Nie umilkł za to Jurek. Płakał prawie w głos i bez przerwy mnie całował. Ja też prawie nic nie widziałam, łzy same płynęły mi z oczu, zamazując obraz, ale wystarczyło mi, że czułam dotyk miękkiej skóry syna. Mój mały cud był już ze mną i mogłam pierwszy raz powiedzieć, że byłam szczęśliwa. Nie był duży, miał nieco ponad trzy kilogramy i równe pięćdziesiąt centymetrów. Pół metra szczęścia. Nie chciałam się z nim rozstawać nawet na moment, ale lekarz musiał go zbadać. Jurek zamiast mnie poszedł go pilnować, a ja odetchnęłam z ulgą, że już po wszystkim.
Przewieziono mnie do pojedynczej sali, bo oczywiście Jurek nie mógłby pozwolić, żebyśmy leżeli z kimś. Śmiałam się z niego, ale trochę go rozumiałam. Podciągnęłam się na rękach, żeby usiąść, kiedy do sali wszedł dumny tata, popychający szpitalny wózek. Dopiero wtedy mogłam się przyjrzeć synowi i kolejny raz odetchnęłam, widząc na jego główce ciemne, prawie czarne włoski. W żaden sposób nie był blondynem i to dawało mi tymczasową nadzieję na spokój.
Do domu wyszliśmy po trzech dniach. Nie miałam żadnych powikłań po porodzie, a Piotruś zaczynał się uczyć porządnego ssania. W domu czekała na nas niespodzianka w postaci Kryśki. Mimo pozornej zgody, nie umiałam cieszyć się z jej obecności. Przywitałam ją dość oficjalnie, ale, widząc z jaką czułością zajmuje się moim dzieckiem, zaczęłam się zastanawiać, czy to nie ja przesadzam. Nosiła go i tuliła, nie mówiąc już o tonie prezentów jakie ze sobą przytargała. Nie miałam czego się przyczepić, bo razem z Jurkiem zajmowali się nim tak, że mogłam spać i budzić się jedynie na karmienie. Nie powiem, bardzo mi to pomogło tego pierwszego dnia w domu.
Kolejne tygodnie nie były takie kolorowe, to znaczy były kolorowe, bo lądowały na mnie jak nie kupy, to ulane mleko, ale czego się nie zniesie dla własnego dziecka. Prałam i cieszyłam się, że miałam pralnię z suszarnią i nie musiałam się martwić o miejsce na sznurki.  
Korzystając z drzemki młodego wzięłam się za prasowanie ubranek. Nie sądziłam, że taki mały człowiek będzie potrzebował tylu rzeczy. Patrząc bezmyślnie w telewizor, machałam żelazkiem i nawet nie zauważyłam, że ktoś wszedł do domu.
–Ty znow prasujesz? – Podskoczyłam na dźwięk męskiego głosu.
–Nie strasz mnie! – Zrobiłam groźną minę i wróciłam do pracy. – No prasuję, co mam zrobić.
–Odpocznij dziewczyno, całe noce nie śpisz, w dzień nie śpisz, wykończysz się.
–Świetny plan, ciekawe kto będzie karmił i go no… – Opuściłam głowę, słysząc w głośniku płacz. – Nosił – dokończyłam i po odstawieniu żelazka na stację odwróciłam się w stronę schodów.
–Usiądź, ja do niego pójdę. – Chwycił mnie za ramiona i wręcz posadził w fotelu.
–Muszę go nakarmić! – zawołałam, kiedy pobiegł na górę.
Już po chwili miałam syna w rękach i karmiąc, przyglądałam się jak Jurek próbuje prasować.
–Gdzie to się zaczyna? – Podniósł maleńkie body.
–Tu – odpowiedziałam ze szczerym śmiechem. – Nie tu, trzymasz do góry nogami.
Dość niezdarnie ułożył ubranko na desce i kilkukrotnie próbował przypasować żelazko do materiału. Nie szło mu to i w końcu zaczęłam się w głos śmiać.
–Aaa! Do dupy to! – Rzucił wszystko i wyjął telefon
–Na policję dzwonisz, czy do szpitala, żeby go zabrali?
–Pani Jolu! – zawołał do słuchawki. – Nie chce pani zarobić parę groszy? Super, to proszę do mnie przyjechać.
–Pani Jolu? – udałam wyrzut.
–Raz w tygodniu sprząta biura, na bank umie prasować.
–Daj spokój! – Wyśmiałam go. – Weź Piotra i ja to sama zrobię, przecież to godzina została!
–I dobrze, ty masz godzinę na spanie, ja mam godzinkę na spacer z synem, a ona zarobi trzy stówy. Wszyscy zadowoleni.
–Cóż za logistyczne podejście. – Uśmiechnęłam się i spojrzałam na dziecko. – Ale ty jesteś po pracy, powinieneś odpocząć.
–Mam zażywać ruchu. Spacer z wózkiem to nie maraton, damy sobie radę.
–Skoro tak mówisz. – Mrugnęłam okiem i po dokarmieniu Piotrusia przygotowałam go do wyjścia.
Przez okno patrzyłam jak wychodzą za bramę i zanim zniknęli, zdążyłam im jeszcze pomachać. Po powrocie do salonu zmarszczyłam nos na widok prasującej kobiety. Było mi głupio.
–Pani idzie się położyć – odezwała się, mimo że stałam za jej plecami.
–Mąż trochę przesadza. – Usprawiedliwiłam się.
–Mam trójkę dzieci. – Przechyliła lekko głowę. – Pamiętam jeszcze jak to jest i niech się pani cieszy, że ma pani przy sobie kogoś, kto ujmuje pani pracy, ja miałam kogoś, kto mi jej dokładał.
–To przykre – mruknęłam i usiadłam na kanapie, podciągając nogi na siedzisko.
–Tak wybrałam. – Pani Jola opuściła wzrok. Nie bardzo chciałam zagłębiać się w temat, ale z daleka było widać, że potrzebuje wysłuchania.
–Jest pani bohaterką. – Próbowałam ją rozweselić. – Kim są teraz pani dzieci?
–Nikim ważnym, ale radzą sobie, pracją.
–To tym bardziej powinna być pani z siebie dumna.
–Z nich jestem. – Podniosła na mnie pełne łez oczy. – Ja nie dałam im tego, co powinnam. Sami byli bardzo dzielni i silni. Mój mąż… – Wstrzymała głos i dopiero po złożeniu koszulki Piotrusia się odezwała. – To była wielka miłość. Wielka i gorąca, spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwilę, czytaliśmy sobie w myślach i oczywiście nie zwracałam uwagi na to, że wszyscy mówili, że to błąd, że będę żałować. Jak miałam żałować związku z ideałem, prawda? – Nie odpowiedziałam, ale nie liczyła na to. – Wybaczyłam, kiedy uderzył mnie pierwszy raz. Był zdenerwowany, bardzo się wtedy pokłóciliśmy. Tłumaczyłam go przed sobą, nie przed kimś, a jednak nie zauważyłam, że to początek końca. Bił, przepraszał, ja wybaczałam, bo chciał się zmienić. Dopóki wyżywał się tylko na mnie, liczyłam, że to minie, że w końcu jakoś do niego dotrę.
–Nie udało się?
–To zależy jak na to spojrzeć. – Zaśmiała się. – Kiedy pierwszy raz uderzył naszego najmłodszego syna, coś we mnie pękło, coś się zmieniło. Przejrzałam na oczy, lecz do dziś wyrzucam sobie, że tak późno, że moje dzieci przez tyle lat na to patrzyły.
–Co z nim teraz?
–Nie mam pojęcia. – Z nową energią wzięła się za prasowanie. – Po rozwodzie miał ustalone godziny widzeń z dziećmi, ale nawet raz tego nie zrobił. Wie pani… – Odwróciła się do mnie. – Wierzę w miłość, to nie tak, że dla mnie to uczucie nie istnieje, ale wiem też inną rzecz, że biorąc ślub z rozsądku, wiemy po co się pobieramy. To chłodne kalkulacje w żaden sposób nie podszyte miłosnym hajem. Chcę mieć wygodne życie, wychodzę za bogatego, chcę mieć kurę domową, żenię się z taką, która tak chce spędzić życie. Nie ma żadnych rozczarowań, bo nie ma oczekiwań. Miłość to piękne uczucie i do dziś wspominam nasze początki, ale to za mało, żeby stworzyć dobry związek.
Zastanawiałam się nad jej słowami. Miała trochę racji, może właśnie dlatego mimo braku uczuć między nami, od dziesięciu lat jesteśmy w stanie ze sobą być.
–Ach, przepraszam panią, że tak wywlekam!
–Nie, nic się nie stało – odparłam i podniosłam się z kanapy. – Napijemy się po lampce czegoś dobrego.
–Pani karmi. – Zmarszczyła brwi. – Ale oczywiście to pani sprawa.
–Mam na to sposób. – Mrugnęłam okiem i mijając ją, wyłączyłam stację parową. – Zostawi to pani, ja jutro skończę.
–A pan Bielski?
–A pan Bielski nie będzie wiedział, że pani nie skończyła, bo to facet. Zapraszam.
Usiadłyśmy przy kuchennej wyspie i po postawieniu na blacie dwóch kieliszków do czerwonego wina wyjęłam z dolnej szafki karton soku o smaku jabłkowo wiśniowym. Nalałam nam solidne porcje, a resztę schowałam do lodówki.
Rozmawiałyśmy o głupotach i mimo rożnicy wieku, fajnie mi się z nią gadało, tak swobodnie i bez spiny. Nie wychowywała mnie na swoją modłę,nie robiła uwag co do mojego życia czy macierzyństwa i podobało mi się to. Kiedy do kuchni wszedł Jurek, od razu poznałam, że nie jest zadowolony. Przenosił wzrok ze mnie na Jolę i ostrożnie wyjął Piotrka z wózka. Obie patrzyłyśmy jak rozbiera go z kombinezonu i układa w leżaku na środku salonu. Gdy podszedł do nas, odruchowo napięłam mięśnie, jakbym się go obawiała.
–Rozmawiacie sobie? – zapytał nieprzyjemnie.
–No tak. To źle?
–Pani Jolu, dziękuję za pomoc. – Odwrócił się do niej i położył na stole trzy banknoty. – Wzięła je, ale nie odeszła od razu. – Do widzenia.
Dopiero teraz pokiwała głową i uśmiechając się na pożegnanie, wyszła. Kiedy drzwi za nią trzasnęły, Jurek złapał wypełniony do połowy kieliszek i rzucił nim o szafkę. Podskoczyłam przestraszona i spojrzałam na dziecko.
–Jesteś kompletnie nieodpowiedzialna! – krzyknął i złapał mnie za nadgarstek.
–Zwariowałeś? Puść mnie!
–Karmisz nasze dziecko i pijesz? Co ty masz w głowie?
–Dziękuję – szepnęłam. – Gdybyś powąchał to wino, zamiast nim rzucać, to byś zauważył ,że to sok.
–Wiesz co? Nie kompromituj się!
W nerwach chwyciłam kieliszek Joli i chlusnęłam zawartością w twarz męża. Z satysfakcją patrzyłam jak łapie powietrze i czekałam aż spojrzy mi w oczy.
–Smacznego panie Bielski – odezwałam się łamiącym głosem i podbiegłam do Piotrusia.
Z nim na rękach poszłam na piętro, a kiedy zamknęłam za sobą drzwi sypialni, wzięłam kilka głębokich oddechów. Nie dotknął mnie tym, że oskarżył mnie o coś, czego nie zrobiłam, a tym, że nawet mnie nie wysłuchał. Potraktował mnie jak gówniarę, która nie ma własnego rozumu. Słysząc na schodach kroki, przekręciłam klucz w drzwiach.
–Otwórz. – Dotarł do mnie jego głos.
–Nie.
–Kochanie…
–Nie! – zawołałam. – Nie chcę dziś z tobą rozmawiać. Pogadamy jutro.
–Luśka, przesadzasz! – Uderzył pięścią w drzwi i to mnie upewniło, że nie powinnam otwierać.
Położyłam się przy kręcącym się synu i zanim dobrze się rozbudził, podałam mu pierś. Ciepłe mleko zadziałało na niego uspokajająco, bo zmrużył powieki i po chwili ponownie zasnął.
Obudziłam się w nocy. Nadal leżałam z cyckiem na wierzchu, obolała i zziębnięta. Szybko naciągnęłam na siebie kołdrę i zanim znów się położyłam, obmacałam pieluchę Piotrusia. Była pełna, więc nie mogłam go tak zostawić. Ostrożnie go przebrałam, ale nie zakładałam spodenek. Okryłam nas razem kołdrą i przytuliłam. Mimo zmęczenia nie mogłam zasnąć. Leżałam dobrą godzinę i w końcu z nudów wyjęłam telefon. Przeglądałam zdjęcia i stare wiadomości. Kilku nie usunęłam, po parę razy czytałam smsy od Damiana, w których pisał jak za mną tęskni, jak bardzo mu zależy. Żeby on wiedział, jak bardzo ja za nim tęskniłam i jak go potrzebowałam. W takich chwilach jak ta, zawsze do niego pisałam. Nie musiał znać szczegółów, a jednak umiał mnie jakoś oderwać od rozmyślań i pocieszyć.  Może to głupie i może niepoważne, ale nadal bardzo mi na nim zależało. Każdego dnia wspominałam wspólnie spędzony czas i to, jak na siebie patrzyliśmy. Być może byłam przedmiotem zakładu, ale nie udawał, kochając się ze mną. Byłam jego kobietą, a on moim mężczyzną. Na chwilę zapominałam przy nim o swojej beznadziejności i życiowych błędach.
Nie wiem, co mna kierowało, ale schowałam się do garderoby i usiadłam pod ścianą. Kiedy wybrałam jego numer modliłam się, żeby nie odebrał. Słysząc kolejny sygnał, traciłam nadzieję na rozmowę, ale w ostatniej chwili usłyszałam, że ktoś jest po drugiej stronie.
–Hej – szepnęłam cicho.
–Halo? – Jego głos był zaspany i tak bardzo mój.
–To ja. – Sama nie wiedziałam co powiedzieć.
–Ślicz… – urwał nagle. – Luiza?
–Przepraszam, że o tej porze.
–Coś się stało? Gdzie jesteś?
–W domu. Nic się nie stało, tylko… Tak chciałam zapytać, jak ci się wiedzie i w ogóle.
–Jest prawie trzecia i dzwonisz, żeby spytać co u mnie? – Nie widziałam go, ale czułam jak się uśmiecha. – W porządku. Możesz wrócić na uczelnię, po twoim odejściu rzuciłem psychologię. – Wciąż szeptał.
–To raczej nie wchodzi w grę.
–Lusia?
–Hmm? – Zamknęłam oczy, czekając na każde jego słowo.
–Dobrze ci beze mnie?
–Dobrze. – Skłamałam i usłyszałam jakiś dziwny dźwięk. Chciałam się odezwać, ale Damian zrobił to za mnie. Kiedy powiedział “Śpij kochanie, to pomyłka, nic ważnego”, pękło mi serce. – Nie powinnam była dzwonić, przepraszam, nawet nie zapytałam, czy ty… No nic.
–Zaczekaj. – Jego szept trafiał w moje rozbite serce z taką siłą, że ledwo powstrzymywałam płacz.
–Narzeczona?
–Dziewczyna, ale…
–Bardzo się cieszę. Naprawdę. – Chyba bardziej przekonywałam siebie niż jego. – Dobrej nocy.
–Nie rozłączaj się jeszcze. – Ewidentnie gdzieś szedł, a mi było naprawdę źle, że okłamywał swoją kobietę. – Może spotkajmy się na kawę, Mam ci tyle do opowiedzenia, nikt nie umie słuchać jak ty.
–Nie zawracaj sobie mną głowy. – Dociskałam skroń do ściany i specjalnie robiłam to z całej siły, chcąc czuć jak najsilniejszy ból. – Damian, przepraszam cię.
–Kochanie, za co?
–Za to, że pojechałam w Bieszczady, że poszłam do klubu, że zgubiłam się w lesie, za wszystko cię przepraszam, za to, co ci mówiłam, i za to, czego ci nigdy nie powiedziałam, za to chyba najbardziej.
–Śliczności, powiedz co się dzieje? Błagam, spotkaj się ze mną!
–Nie. – Uśmiechnęłam się, wmawiając sobie, że dobrze robię. – Niepotrzebnie się odezwałam. Trzymaj się i nie spieprz tego związku. Nie warto. – Rozłączyłam się i zanim zdążył do mnie oddzwonić, zablokowałam jego numer.
Złapałam leżącą na półce ozdobną poduszkę i przyciskając ją do twarzy, zaczęłam płakać, na cały głos i z całych sił. Chciałam wyrzucić z siebie wszystko co się we mnie nagromadziło, miłość do Damiana, niechęć do Jurka i nienawiść do siebie. To miał być przełom w moim życiu, nie wiem, który z kolei. Od tamtej rozmowy miałam już nie wracać do wspomnień i obiecałam sobie, że tego nie zrobię, ale czy naprawdę umiałam o nim nie pamiętać i zostawić go za plecami, skoro od dawna był już częścią mnie?

Niemiłość [Zakonczona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz