PROLOG

4 1 0
                                    

Let me photograph you in this light

In case it is the last time

That we might be exactly like we were

Before we realized"

When We Were Young Adele

– Czy któregoś dnia będę mógł na niego wsiąść?

Mały chłopiec o bladej skórze z hebanowymi włosami, które opadały mu na czoło, nachylał się nad ogrodzeniem w stronę karego źrebaczka uważnie przyglądając się kolejnym jego krokom. Co prawda miał zaledwie kilka godzin, a już chodził wokół swojej matki.

– Myślę, że któregoś dnia, kiedy będziecie wystarczająco silni, podołacie nie tylko wsiadaniu, ale także jeździe. – Mężczyzna o dojrzałych rysach twarzy spojrzał na zachwyconego sześciolatka, aby po chwili znów przenieść wzrok na łąkę i pasące się konie. Doskonale wiedział, że to jedyne miejsce na świecie, gdzie bez obaw mógł przebywać ze swoim synem. Nie zwracając uwagi na to, co dzieje się dookoła. Pomimo młodego wieku dziecka, widział w nim czyste dobro, które przedzierało się przez ciemny mrok stąpający wokół wielu ludzi. Patrzył na kogoś, kto pewnego dnia stania u boku swojego starszego brata i splącze zło wpływające powoli do jego wnętrza.

– Czy on będzie nosił imię, tato? – Niebieskie oczy ani na chwilę nie przestały obserwować coraz mniej chwiejących się nóżek ogierka. Jakby nie chciał stracić go z oczu, kiedy mógłby upaść i nikt inny z wyjątkiem niego, nie byłby w stanie mu pomóc.

– Każdy z nas nosi imię. – Drżąca, męska dłoń spoczęła na plecach niebieskookiego, dodając mu otuchy po słowach jakie za chwilę miał usłyszeć. Mężczyzna omal się nie załamał, kiedy ujrzał piękną, nieskazitelną twarz chłopca. Patrzył i dotykał ciała swoich dzieci dzień po dniu zdając sobie sprawę, że od pewnej chwili w ich życiu, tą nieskazitelną strukturę będą kiedyś pokrywały świeże rany i ich blizny. Zaś ręce będą twarde i szorstkie, a nie miękkie i gładkie. Zielone oczy mężczyzny zamigotały od napływu słonych łez. Odwrócił pośpiesznie głowę nie mogąc dłużej patrzeć na swoją małą kopię siebie, stającą tuż przy jego ciele.

– On nie musi nosić żadnego imienia. – Ciężar spoczywający na plecach dorosłego z dnia na dzień przygniatał go coraz bardziej do ziemi. Dwa lata pierwsze lata spędzone z jego pierwszym synem nigdy nie dorównywały temu odkąd pojawił się niebieskooki. Był jego wymarzonym synem, lecz dzień po dniu przekonywał się jak bardzo zostanie skrzywdzony w nadchodzącej przyszłości. – Chociaż on może pozostać być wolnym.

Mężczyzna przełknął głośno ciążącą mu ślinę, czując jak po jego policzkach spływają ciepłe łzy. Doskonale wiedział, jak bardzo jego syn znienawidzi swojego życia. Jak bardzo znienawidzi za to jego.

– Tak. Masz rację. Pozwólmy mu być wolnym. – Ze smutnym uśmiechem przyklejonym do twarzy, obrócił się do czarnowłosego. Iskrzące się niczym niebo w czasie burzy tęczówki dokładnie prześledziły jego twarz. Zatrzymał się na mokrych policzkach, zaciskając swoje małe usta w cienką linię.

Oboje zdawali sobie sprawę, że któregoś feralnego dnia stanie się coś, co na zawsze odwróci ich dawne życie. Świadomość tego, że nigdy więcej nie ujrzą tego co widzieli dzisiaj i wczoraj. Dla nich czas płynął za szybko, aby zatracić się w czymś lepszy niż jutro.

Ciemnoniebieskie oczy dziecka zwróciły się w kierunku pasących się koni. Bystrym wzrokiem spojrzał na nie ostatni raz, zapamiętując w głowie wnikliwe błękitne oczy karego źrebaka. I rżenie, które odprowadziło ich do miejsca, z którego nie było powrotnej drogi.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 28, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Woven EvilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz