Dwudziesty piąty

188 21 18
                                    

Dni zmieniały się w tygodnie, tygodnie w miesiące. Minęła wiosna, a w połowie lata, Jurek zaproponował nam wspólny wyjazd nad morze. Z całych sił starałam się ułożyć nasze życie. Nie mogliśmy być razem szczęśliwi, ale przecież mogło być dobrze. Nie my jedni żyliśmy w takim związku, najwyraźniej to możliwe. Mimo ochłodzenia się naszych relacji Jurek nie przestał być wspaniałym ojcem. Zajmował się Piotrusiem z ogromnym zaangażowaniem i nie ukrywał miłości, jaką darzył tego malucha.
Przyglądałam się jak leżą na kocu i czułam spokój. Taki wewnętrzny ład, który daje poczucie bezpieczeństwa.
–Włoski mu zjaśniały – odezwał się nagle Jerzy i pogładził kształtną główkę naszego syna. – Jak się urodził miał czarne.
–Może to od słońca. – Odwróciłam wzrok i sięgnęłam ze stolika szklankę z sokiem.
–Nie! – Zaśmiał się. – Zobacz, tu ma takie świeżo wyrośnięte. – Przejechał palcem po tyle jego główki. – One są od razu jasne. Będzie blondyn, jak moja mama i Anka. – Szczerze się ucieszył i wycałował odsłonięte rączki Piotra.
–Kto wie. To piękne kobiety, więc pewnie i on w końcu wyrośnie na łamacza niewieścich serc.
–Mam nadzieję, że tych zdolności nie odziedziczy po ojcu, bo czarno widzę jego przyszłość. – Mrugnął do mnie okiem, a ja przypomniałam sobie Damiana, jak mnie uwodził i jak umiał mnie od siebie uzależnić.
Nie chcąc ciągnąć tematu, oparłam się wygodnie o leżak i przymknęłam oczy. Szum fal i krzyk fruwających nad naszymi głowami mew nie męczył i mogłam tego słuchać godzinami. Kiedy otworzyłam oczy, słońce było już po drugiej stronie. Automatycznie spojrzałam na koc, ale brak moich chłopaków wcale mnie nie zaskoczył, rzadko siedzieli na lądzie. Z daleka dostrzegłam stojącego w wodzie Jurka, który asekurował pływającego w kółku Piotrusia. To był naprawdę piękny widok. Oswoiłam się z myślą, że tak będę żyła i przestałam się buntować. Sny o Damianie co prawda się nie urwały, ale nie rozpamiętywałam tego i udawałam, że już o nim nie pamiętam. W końcu przecież musiałam o nim zapomnieć, tak jak on zapomniał o mnie.
Po powrocie z urlopu, wróciliśmy do codziennych spraw. Jurek projektował te swoje instalacje, monitoringi i inne rzeczy, na których się nie znałam, a ja przygotowywałam się do egzaminów kwalifikacyjnych na nowy kierunek. Jako matka mogłam sobie pozwolić tylko na zaoczne studia, ale odpowiadało mi to. Jerzy namawiał mnie na dzienne, ale ja nie chciałam zostawiać syna na tak długo pod opieką obcej osoby. Byłam z nim bardzo związana, może czasem za bardzo, ale wciąż miałam wrażenie, że beze mnie stanie mu się krzywda. Był jedynym szczęściem w moim życiu i bardzo bałam się go stracić.
W ostatnich dniach sierpnia dostałam wiadomość o przyjęciu mnie na kierunek resocjalizacji, ale dopiero od semestru zimowego. Z jednej strony było to wygodne, Piotruś miałby już rok, z drugiej, nie chciałam siedzieć w domu kolejnych miesięcy.
Wrzesień oprócz marnej pogody przyniósł nam rocznicę śmierci taty. Obiecałam mamie przyjechać po porodzie, ale jakoś do tej pory nie znalazłam chęci na tę wizytę. Teraz zdawało się, że nie miałam wyjścia, zwłaszcza że Jurek na to bardzo nalegał. Dla niego związki rodzinne zawsze były bardzo ważne. Po spakowaniu torby dla nas i dla Piotra spojrzałam na rozmawiających ze sobą chłopaków.
–Patrz jaki silny! – Jurek zawołał, kiedy Piotr, trzymając jego palce, próbował stawiać pierwsze kroki. – Zaraz na nogi pójdzie.
–Czego się spodziewasz? Duży i zdrowy, je tyle co chłop od kosy, to ma krzepę. – Podeszłam do uśmiechniętego syna i wzięłam go na ręce. – Zjadłabym cię ty ptysiu słodki. – Słuchając głośnego śmiechu, całowałam go po całej buźce.
–A mnie? – Jurek spytał czule i przytulił nas oboje.
–Obawiam się, że jesteś łykowaty.
–Kochana żona. – Zmarszczył nos. – Spakowani? Możemy jechać?
–Możemy, możemy. – Nie ukrywałam niezadowolenia z tego pomysłu, ale wiedziałam, że tego nie uniknę.
Droga zajęła nam nieco ponad godzinę, i to tylko dlatego, że musiałam nakarmić i przebrać Piotra. Mama na nasz widok wybiegła z domu i zanim przywitała się ze mna, wzięła na ręce wnuka. Widziała go w lutym, kiedy go ochrzciliśmy. Od tego czasu żadna z nas nie poczuwała się do kontaktu.
Do wieczora miałam wolne od syna, bo babcia poczuła nagły przypływ troski i uczuć, i oddawała mi go tylko na karmienie. Jurek wymieniał ze mną porozumiewawcze spojrzenia, próbując mi chyba uświadomić, że matka nie jest taka zła, ale ja miałam o niej swoje zdanie i nic nie zapowiadało zmian na lepsze.
W piątkowy poranek szykowaliśmy się do kościoła. Piotr był niespokojny i wciąż domagał się uwagi, przez co moje nerwy z każdą minutą się wyczerpywały. Jurek, widząc już łzy w moich oczach, wziął dziecko i wyszedł z nim przed dom.
–Popłakałby i przestał. – odezwała się matka, zanim zdążyłam wziąć oddech.
–Wiem – odparłam, przykładając szczoteczkę od tuszu do rzęs. – Znam ten sposób. Ja też zawsze byłam pozostawiona sobie, aż się wypłakałam.
–Nic ci nie było.
–Teraz mi jest. Teraz dociera do mnie wasze chowanie, bo nie wychowanie. Dziecko pozostawione sobie do wypłakania nie uspokaja się, ono pada ze zmęczenia i z poczucia bezsilności. Nieważne ile ma lat, płacz nie rozwiązuje problemu dziecka.
–Rozpieścisz go i tyle!
–Kocham go, jest dla mnie całym światem. – Odwróciłam się do niej i zniżyłam głos. – Jeśli miłością można rozpieścić, to tak, rozpieszczam go. Chcę, żeby czuł się kochany, żeby czuł się potrzebny i chciany. Żeby miał to, czego ja nigdy nie zaznałam.
–Nie pozwalaj sobie! Daliśmy ci z ojcem wszystko! – Zaczynała krzyczeć przez łzy.
–Wszystko? Pokój i jedzenie to nie wszystko. Wolałabym spać na podłodze, ale mieć matkę, do której mogę się przytulić! Która na mój widok nie mówiłaby, a ta znów przyszła! – wykrzyknęłam. – Tak, słyszałam jak to powiedziałaś i brzmi to w moich uszach do dziś!
Na to mi nie odpowiedziała. Przez chwilę na mnie patrzyła, po czym wzięła z krzesła torebkę i wyszła z domu. Kiedy wszedł Jurek, kończyłam makijaż. Nie odzywałam się, ale znał mnie i wiedział, żeby o nic nie pytać. Musiałam sama wszystko najpierw przetrawić.
Msza ciągnęła się w nieskończoność. Piotrek po kilku minutach zasnął w wózku, a ja odmawiałam wszystkie modlitwy bezmyślnie i mechanicznie. Na cmentarzu nie było tego dnia wielu osób. Przeszliśmy wąskimi alejkami do grobu taty, a ja nie czułam niczego. Wyrzucałam sobie bark uczuć, on już był po drugiej stronie, nie miał szans na wyjaśnienia i rozmowę, powinnam mu była wybaczyć i zapomnieć, a jednak nie potrafiłam. Siedziało to chyba we mnie zbyt głęboko. Zapaliliśmy kilka zniczy i tyle. Matka chlipała, ja przewracałam oczami, a Jerzy stał między nami, nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić.
Ten dzień nie zakończył się tak szybko i łatwo, jak tego oczekiwałam. Planowałam powrót do domu zaraz po mszy, jednak mój mąż, nie pierwszy zresztą raz, zdecydował inaczej.
–Prosze zostań do końca weekendu. – Zatrzymał mnie, zanim doszłam do walizki.
–O co ci chodzi?
–O to, że została ci tylko ona. Będziesz kiedyś żałowała, że nie dałaś jej szansy.
–Jurek, nie poruszaj tego tematu. – Zagroziłam.
–Zrób to dla mnie, kochanie. – Oparł dłonie na moich biodrach i lekko mną zakołysał. – To raptem dwa dni. Jutro mam zajęty cały dzień, ale w niedzielę wieczorem po was przyjadę. Dajcie sobie chwilę tylko dla siebie. Pokłóćcie się, wyzwijcię się od najgorszych matek i wyrodnych córek, ale porozmawiajcie. Obu wam się to należy. Ułóżcie wszystko, kto wie, może lepiej ci się będzie żyło, jak zamkniesz stare rozdziały.
–Psycholog od siedmiu boleści.
–Zabiorę was w niedzielę przed wieczorem, tak że spać będziemy już w domu, tak?
–Robię to tylko i wyłącznie dla ciebie i nie obiecuję, że cokolwiek z tego wyjdzie.
–Dla mnie to i tak wiele. – Przytulił mnie do siebie i wcisnął twarz w moją szyję. – Pięknie pachniesz. Trzymam kciuki.
Po wyjeździe Jurka nie odzywałysmy się z matką do siebie. Ona ostentacyjnie mnie mijała, a ja udawałam, że tego nie widzę. Tak czy inaczej, aż do wieczora nie zamieniłyśmy słowa. Sobota przyniosła ładniejszą pogodę i zaraz po śniadaniu wyszłam z Piotrem na spacer. Zafascynowany przyglądał się mijanym na polu krowom i wyciągał do nich rączki. Kiedy minęliśmy wypasane zwierzęta, wjechałam z wózkiem w dróżkę prowadzącą do lasu, ale zatrzymałam się na polanie przed nim. Rozłożyłam nam koc i posadziłam na nim syna. Miałam w torbie trochę zabawek i Piotruś bardzo chętnie odkrywał jej zawartość. Ja mogłam w tym czasie po prostu popatrzeć w niebo. Może to nie był najgorszy pomysł, żeby tu zostać.
Piotruś w końcu zauważył rosnące wokół nas rośliny i z uwagą im się przyglądał, po czym poczłapał do brzegu koca i sięgał zielone gałązki. Co chwile musiałam wyciągać coś z jego buzi. Zrobiłam mu kilka zdjęć i wysłałam do Jurka, jednak żadnej z wiadomości nie odebrał, a kiedy próbowałam się do niego dodzwonić, miał wyłączony telefon. Zanim wróciłam do domu, dostałam wiadomość z obcego numeru o treści “To ja, odbierz” zaraz po jej przeczytaniu zadzwonił mój telefon. Z uniesionym kącikiem ust odebrałam
–Telefon ci się rozładował? – odezwałam się pierwsza.
–To ja. Nie rozłączaj się. – Zacisnęłam zęby, uświadamiając sobie z kim rozmawiam.
–Czego chcesz?
–Porozmawiaj ze mną. Potrzebuję twojego głosu. – Jego szept uwalniał ze mnie dawno zapomniane emocje.
–Nie będę. Bardzo żałuję, że się wtedy do ciebie odezwałam, ale chciałam zamknąć tamten rozdział. Zrobiłam to, od naszej ostatniej rozmowy ani razu o tobie nie pomyślałam i… – Wstrzymałam głos, kiedy Piotruś na cały głos zawołał “mama”.
–To było… – Damian nagle zamilkł i słyszałam tylko jego oddechy.
–Tak, mamy z Jerzym syna. Właśnie usłyszałeś jego pierwsze słowo. – Mój głos zadrżał ze wzruszenia. – Przepraszam cię, ale muszę kończyć. Nie dzwoń do mnie więcej. Zablokuję każdy numer.
–Popełniłem największy błąd swojego życia, pozwalając ci odejść. – Po tych słowach zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech, wręcz czułam wokół siebie jego zapach. – Byłaś i jesteś sensem mojego istnienia i tylko świadomość, że chodzisz po tej samej planecie co ja, jest dla mnie powodem, żeby żyć.
–Daj spokój, to nie wróci. Żadne z nas nie było gotowe na to, co się stało, tak jest lepiej. Ja mam rodzinę, ty znalazłeś dziewczynę i niech tak zostanie. Trzymaj się i niech ci się wiedzie. – Rozłączyłam się i zablokowałam numer. Nie liczyłam już na kontakt z jego strony. Wieść o dziecku powinna była być dla niego sygnałem, że nie ma już nas.
Uśmiechnęłam się, kiedy Piotruś doczworakował do mnie i powoli wdrapał się na moje kolana.
–Widzisz kwiatuszku… – Pomogłam mu się podnieść. – Wszystko nam się posypało. Nie ma wyjścia, trzeba przestać bujać w obłokach i zejść na ziemię.
Posadziłam go w wózku i po zabraniu rzeczy powoli ruszyliśmy w stronę drogi. W domu nie obyło się bez wysłuchiwania o skarbie jakim jest mój mąż, ale czego bym nie powiedziała, dostawałam po łbie. Mówiłam, że jest dobry, że dba o mnie i nawet kiedy się kłócimy, to jest ok, to wysłuchiwałam, jak to go nie doceniam, bo przecież powinnam każdego dnia na kolanach go w drzwiach witać. Jak mówiłam, że się z nim nie zgadzam i że wiele nas dzieli, to też nie próbowała mnie zrozumieć, bo co ja gówniara jedna wiem o życiu, on jest starszy, to powinnam szanować. Miałam dość, serio, z minuty na minutę miałam jej bardziej dość. Ona zdawała się nie słuchać tego, co mówię, bo kiedy dla świętego spokoju zaczęłam się z nią zgadzać we wszystkim, to oberwałam za to, że tak wszystkiemu ulegam.
–Mamo zejdź ze mnie! – Podniosłam w końcu głos. – Czego wy wszyscy ode mnie chcecie? To zrobię, źle, tamto zrobię, gorzej! Czy ktoś kiedyś pomyślał o mnie? O tym, czego ja chcę? Wybraliście mi szkołę, wybraliście męża. Czy któremuś z was przyszło do łba, że ja nie chcę! Że się boję? Postawiłaś się kiedyś na moim miejscu? Pomyślałaś co czułam, kiedy wypchnęliście mnie z domu w ręce starszego o dwadzieścia lat faceta? Dla ciebie on nie był stary, dla mnie był prawie dziadkiem! Miałam czas na miłość, na ślub i seks! Mogłam poznać kogoś, kogo bym się nie brzydziła! Tak mamo, ja się Jurka po prostu brzydziłam! Długo mi zajęło przywyknięcie do niego i do życia z nim, ale was to nie bolało, nie? Wam ubyło długów i obowiązków!
–Zrobiliśmy to dla twojego dobra!
–Gówno prawda, zrobiliście to dla jego pieniędzy! Zniszczyliście mi życie dla kasy!
Uderzyła mnie w twarz, a z moich oczu natychmiast spłynęły dwie łzy. Wszystkiego się spodziewałam, ale nie tego. Byłam tak zaskoczona jej reakcją, że nawet się nie odezwałam. Otarłam policzki i poszłam się spakować. Zanim wyszłam z domu zadzwoniłam po taksówkę, bo miała ponad dziesięć kilometrów do przejechania. Do walizki wrzuciłam wszystko jak leciało, bez składania i układania, po czym wzięłam na ręce śpiącego syna. Matka próbowała mnie zatrzymać, ale nawet się na nią nie spojrzałam. Kiedy auto wjechało na podwórko, poprosiłam kierowcę o pomoc i bez pożegnania zamknęłam za sobą drzwi. Na dworcu byłam godzinę przed kolejką. Poszłam do restauracji i wciąż próbowałam dodzwonić się do mężą. Byłam coraz bardziej zdenerwowana jego milczeniem, bałam się o jego zdrowie. W nerwach wybrałam numer Kryśki i czekałam kolejny sygnał aż odbierze. Niestety się nie doczekałam, fatum jakieś nade mną wisiało, a do tego Piotrek bardzo marudził.
Kiedy pociąg ruszył, kołysanie i szum uspokoiły juniora i po szybkim dokarmieniu zasnął. Przede mną było półtorej godziny jazdy, na szczęście bez przesiadek. Przestałam dzwonić do Jurka i modliłam się, żeby nic mu się nie stało. Było późno kiedy kolejną taksówką jechałam w stronę domu i gdy byliśmy już niedaleko, coś mnie tknęło.
–Proszę się tu zatrzymać – zawołałam i kierowca natychmiast zjechał na pobocze.
–Coś się stało?
–Prosze mnie tutaj wysadzić. – Wyszukałam w torebce portfel.
–Ma pani jeszcze jakieś dwieście metrów.
–To nic, wezmę wózek, torby nie mam ciężkiej – mówiłam szybko.
–Jest pani pewna?
–Tak. – Podałam mu pieniądze. – Reszty nie trzeba.
Facet popatrzył na mnie krzywo i po otwarciu bagażnika, pomógł mi rozłożyć wózek. Starałam się iść szybko, ale nie na złamanie karku. Przed domem stał samochód Jurka, a mój pod garażem. Nie pamiętałam czy tak go zostawiłam, czy Jurek go wyprowadził, ale nie to było ważne. Cicho przekręciłam klucz w drzwiach i wręcz na palcach wprowadziłam wózek ze śpiącym synem. W kuchni świeciły się ledy, co dawało przyjemny półmrok, jednak nie to przykuło moją uwagę, a leżąca na wyspie torebka. Damska torebka, którą sama kiedyś kupiłam. Po zablokowaniu kółek w wózku poszłam na piętro, modląc się, żeby nie zobaczyć czegoś, co zniszczyłoby moje życie. Każdy krok w stronę sypialni był ostrożniejszy, a kiedy stanęłam przy drzwiach, wiedziałam co zastanę. Docierały do mnie ich głosy. Z zamkniętymi oczami nacisnęłam klamkę i podniosłam wzrok. Oplatała go nogami, a on, trzymając ją za nadgarstki, kołysał się i dyszał. Nie potrafiłam zareagować. Gapiłam się jak dziecko, które nie rozumie co robią dorośli. Kryśka pierwsza mnie zobaczyła. Zaczęła krzyczeć i się zasłaniać, a Jurek zeskoczył na podłogę i owinął się kocem. Nie czekałam na nic, zbiegłam na dól i chwyciłam rączkę wózka. Zanim którekolwiek zdążyło do mnie przyjść, przełożyłam Piotra do fotelika i z piskiem opon wyjechałam poza bramę.

Niemiłość [Zakonczona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz