- Marie! - usłyszałam tuż po tym, jak dzwoneczek przy drzwiach obwieścił moje wejście. - Dziecko! Jak ty wyglądasz!
Nim się obejrzałam, ktoś mocno wtulił się mnie w swoje ciało. Mocny zapach męskiego potu i przyjemnych, drażniących perfum ogarnął mnie całą. Uma. Był bezpośredni jak zawsze. I radosny jak zawsze.
- Blada, słaba, oczy jak dwa małe smutki. - Uma odsunął się i spojrzał na mnie z uwagą. - Marie, jesteś chora? Potrzebujesz wilczego smalcu, prawda?
- Nie, Uma - odpowiedziałam. - Skór. Potrzebuję skór.
Uma Jan zrobił nieco niezadowoloną minę. Wciąż trzymał ręce na moich ramionach, przyglądając mi się z uwagą. Był mężczyzną po czterdziestce, silnym, rosłym i nieco odmiennym od ludzi, mieszkających w Sudaro. Pochodził zza morza, z Bilgewater, ale wiedziałam, że jego rodowód jest o wiele ciekawszy - jego ojciec był noxiańczykiem, a dziadek od strony matki ścigał trolle w dalekim Freljordzie.
- Potrzebujesz to czegoś mocniejszego, Marie - zarządził, sadzając mnie na stołku przy jednym z warsztatów - Jesteś blada jak śmierć! W środku lata!
- Ale ja... - zaczęłam.
Uma jednak nie słuchał. Zamknął warsztat, przewiesił wywieszkę informująca o zamknięciu i otwarciu, po czym zasłonił okno półprzezroczystą roletą. Westchnęłam jedynie. Uma był cudowny, rubaszny, szczery i bezpośredni. Bardzo rzadko też przyjmował odmowę względem wypicia jego specjalnego, samodzielnie pędzonego alkoholu.
- Co się dzieje, Marie? - zapytał, wyjmując spod lady dwie szklanki i butelkę żółtawego, klarownego płynu. - Interesy nie idą?
- Ida świetnie - odpowiedziałam, rozpinając chustę. - Potrzebuję mocnych skór, Uma. I jeszcze...
- Nie, nie, to potem, Marie! - przerwał mi, rozlewając alkohol do szklanek. - Co się dzieje?
Przyciągnęłam do siebie szklankę i upiłam łyk. Ciecz zapaliła w język, policzki, a potem w gardło. Przyjemnie rozgrzała i momentalnie sprawiła, że było mi dziwnie lżej. Odetchnęłam tylko i upiłam kolejny łyk, tym razem o wiele większy.
Uma Jan usiadł obok, również w milczeniu popijając swój alkohol. Patrzył na mnie jednak z uwagą, przez co w końcu westchnęłam i odpowiedziałam:
- Nic mi nie jest, Uma. Wszystko jest w porządku.
- Wyglądasz tak słabo, Marie - jęknął.
Odetchnęłam. Nie bardzo mogłam powiedzieć, nawet Umie, czemu tak naprawdę jestem nieco osłabiona i tak blada. Z Wysp Cienia wróciłam już jakiś czas temu, ale wciąż odzyskiwałam siły. Przeklęte królestwo przeklętego króla nie posiadało własnego życia, zatem wysysało go z każdego, kto nieopatrznie się tam znalazł. Nawet jeśli Mgła pilnowała mnie zazdrośnie, nie potrafiła do końca ochronić mnie przed magią Wysp.
- To nic, Uma, dużo pracuję - wyznałam. - Wszyscy przygotowują się do balu, miałam bardzo dużo zleceń.
Mężczyzna pokiwał głową. Widziałam po nim i po jego warsztacie, że u niego było całkiem podobnie. Niektóre rody wolały zwiewne tiule i błyszczące jedwabie, ale byli też i tacy, którzy przywdziewali futra i ciężkie skóry. Uma miał zatem nie mniej pracy niż ja i całkiem dobrze rozumiał moje zmęczenie. Rozumiałby, gdyby było ono wynikiem tylko i jedynie pracy.
- Nie powinnaś tyle pracować, Marie - jęknął, dolewając mi i sobie kolejną porcję alkoholu. - Młodziutka jesteś, powinnaś szukać męża, a nie tyle pracować.
- U-uma... - jęknęłam, czerwieniąc się ponad miarę.
- Chyba że już znalazłaś - zaśmiał się.
CZYTASZ
Łamacz serc (League of Legends: Viego & OC FanFiction)
FanfictionPo walce ze Strażnikami Viego tkwi uwięziony na Wyspach Cienia. Tymczasem wyspy Sudaro atakowane są przez morskie potwory. Czy zwykła, łagodna szwaczka będzie w stanie ocalić swój kraj i swego króla? Czy uda jej się sprowadzić Zrujnowane Ostrze i po...