Podniosłam ciężką od bólu głowę z poduszki i spojrzałam na puste miejsce obok siebie. Zanim wstałam, ułożyłam sobie w głowie plan dnia. Musiałam pojechać do Jerzego, zrobić zakupy i zajrzeć do biura. Zbliżały się drugie urodziny Piotra i wszystko wskazywało na to, że spędzę je z nim sama. Matki się nie spodziewałam, rodzice chrzestni mogli zjechać z Anglii dopiero w lutym, Jerzy w szpitalu. Zostałam z Jolą, która okazała się być świetną opiekunką.
Zanim obudził się Piotruś, zrobiłam sobie kawy i usiadłam przy wyspie. Nawet na śniadanie nie miałam ochoty. Było mi samej źle, przytłaczał mnie nadmiar obowiązków, a perspektywa rozpoczęcia sesji jeszcze bardziej mnie dobijała.
Po przygotowaniu śniadania synowi zaczęłam zbierać się do wyjścia. Z Jolą minęłam się w drzwiach i poszłam do samochodu. Pierwszy przystanek to sklep spożywczy. Kupiłam Jerzemu trochę lekkich przekąsek, owoce i wodę.
Na szpitalnym korytarzu spotkałam pielęgniarkę, która, jak ja, wchodziła do sali Jerzego. Od razu spojrzałam na męża, ale spał.
–Jak noc? – spytałam starszej od siebie kobiety.
–W porządku, odliczamy dni do wypisu, ale mąż będzie musiał bardzo teraz uważać.
–Będzie. – Pokiwałam głową i poczekałam, aż poda mu leki.
Kiedy wyszła, usiadłam przy łóżku i wyjęłam przyniesione rzeczy. Nie czekałam na niego długo, po niespełna godzinie zaczął się budzić i od razu uśmiechnął się na mój widok.
–Jak się czujesz? – spytał, a ja w głos się zaśmiałam.
–Ja? To ty jesteś chory.
–Nic mi nie będzie. – Podciągając się na rękach, usiadł na łóżku. – Pojutrze urodziny młodego.
–Pojutrze dostanie upominek, a z tortem poczekamy na ciebie, on w końcu nie wie, że to urodziny.
–Mam nadzieję, że to nie ostatnie urodziny, na których będę. – Ze smutkiem zwiesił głowę.
–Po co to? – warknęłam. – Nie pomagasz sobie w ten sposób, masz o siebie dbać, masz dla kogo!
–Przepraszam, ale jakoś ostatnio nie mogę pozbyć się myśli, że to już niedługo.
Popatrzyłam na niego z żalem, bo naprawdę źle wyglądał. Był blady i nieadekwatnie do wieku stary. Złapałam jego dłoń i uścisnęłam. Musiałam go jakoś podtrzymać na duchu, choć sama bardzo się bałam.
Po wizycie u męża przyszedł czas na pracę. Odkąd był na zwolnieniu ja musiałam ogarniać jego pracę, a właściwie to nadzorować jego zespół. Na szczęście biuro znajdowało się naprzeciwko naszego domu. W drodze do pracy zrobiłam zakupy na tydzień i po zwaleniu na Jolę rozpakowania toreb, poszłam do pracy. Po przywitaniu się ze wszystkimi, zrobiłam sobie kawy i usiadłam przy komputerze. Opłaciłam najpilniejsze rachunki i zrobiłam przelew za konieczne materiały. Kiedy drzwi się otworzyły, podniosłam wzrok i szczerze zaskoczona rzuciłam długopis na biurko.
–Każdego bym się spodziewała, ale nie ciebie – odezwałam się na widok stojącej w drzwiach Kryśki. – Co cię sprowadza? – Dumnie uniosłam głowę i wskazałam jej fotel naprzeciwko siebie. – Siadaj.
–Słyszałam, że Jurek jest w szpitalu.
–Pff! No proszę, zadzwonił do ciebie?
–Nie. Odkąd do siebie wróciliście, nie zamieniłam z nim słowa.
–Kochanie, my do siebie nie wróciliśmy, bo nigdy się nie rozstaliśmy. Każde z nas miało coś na sumieniu. Jesteśmy kwita. Tylko do ciebie mam żal, że mi to zrobiłaś. Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami.
–Byłyśmy, może nadal jesteśmy.
–Przestań, przyjaciółce nie robi się takich rzeczy. I nie chodzi o to, że rozłożyłaś przed nim nogi, a o to, że spotykaliście się mi pod nosem, a mnie wmawiałaś, że jest stary i nie warty uwagi. Już teraz wiem, czemu mnie tak pchałaś w romans. Robiłaś sobie drogę. Gratuluje pomysłu.
–On przy mnie był inny, był wesoły i taki młody.
–Jeszcze słowo, a przestanę być miła. – Pochyliłam się i oparłam łokcie o blat. – Może mam ci jeszcze podziękować? Nie zrobię tego. Ja nie jestem święta i zrobiłam w życiu wiele złego, Jerzemu również, ale ty postąpiłeś jak świnia. Jeszcze ta ściema o Krystianie – zaśmiałam się – aż sama sobie się dziwię, że niczego nie zauważyłam. Chyba jestem gorszym psychologiem niż sobie wyobrażałam. A teraz przepraszam, ale pracuję.
Otworzyłam laptopa i udawałam, że coś robię. Kiedy stanęła w drzwiach odwróciłam do niej wzrok.
–Z Jurkiem nie jest najlepiej. – Przystanęła na moje słowa. – Jest na tyle stabilnie, że ma szansę niedługo wyjść, ale dobrze nie jest. Serce ma coraz słabsze.
–Pozdrów go – odezwała się cicho. – A gdybyś potrzebowała pomocy, to jestem.
–Ma nadzieję, że nie będzie takiej potrzeby. – Z wbitym w nią wzrokiem, czekałam aż wyjdzie.
Dopiero wtedy oparłam się w fotelu i wzięłam głęboki oddech. Byłam zmęczona tym zamartwianiem się, tą bezsilnością i czekaniem co się wydarzy. Nie byłam pewna niczego, obawiałam się każdego dzwoniącego telefonu i z żalem patrzyłam na pytającego o tatę syna.
Na szczęście załoga Jurka dawała sobie ze wszystkim radę i jeszcze przed trzecią byłam wolna. Po wejściu do domu usłyszałam perlisty śmiech Piotra i od razu wrócił mi nastrój. Wygląd raczej mi się nie poprawił, bo patrząca na mnie Jola, tylko pokręciła głową.
–Źle wyglądasz – odezwała się i wstała z podłogi.
–Źle się czuję.
–Zrobiłam zapiekankę makaronową z brokułem i kurczakiem, zjesz.
–Chyba nie.
–To nie było pytanie. Siadaj, jeszcze nie wystygła.
Nie chciało mi się słuchać jej marudzenia, dlatego grzecznie usiadłam przy wyspie.
–W sobotę urodziny Piotra. Przyjdziesz prawda? – Spojrzałam na nią, z nadzieją że mnie nie zostawi.
–Oczywiście. – Odwróciła się do mnie z uśmiechem i postawiła wypełniony po brzegi talerz. – Potrzebujesz zrobić jakieś zakupy? Pomóc ci?
–Jutro chcę pojechać po prezent. Nie zjem tyle. – Wskazałam palcem zapiekankę.
–Zjesz, zjesz. A ty w ciąży nie jesteś?
–Dlaczego?
–Taka ciągle zmęczona, blada.
–Nie jestem.
–Na pewno, wiesz, czasem tak się…
–Od dawna ze sobą nie… – Zawiesiłam głos. – Od tej akcji z Kryśką prawie wcale. Obojgu nam chyba zaszkodziły te romanse.
–Bywa. – Ze zrozumieniem pokiwała głową. – Dobrze, że mimo to umiecie ze sobą rozmawiać, być, wychowywać dziecko. To ważne, dla niego najbardziej. – Wskazała głową Piotrka.
–Wierzyłam, że jak sobie wybaczymy, to będzie lepiej.
–Jak to mówią, na dwoje babka wróżyła. – Bezradnie rozłożyła ręce. – Nie przewidzisz. Mogło być gorzej, rozwód, szarpanina, dziecko, nie wiedzące co się dzieje. Nie polecam.
–Myślisz, że jeszcze się między nami ułoży?
–Oczywiście. Bez wielkiej miłości też da się żyć.
Po jej wyjściu zabrałam się za naukę. Musiałam trochę nadgonić materiał i wykorzystywałam każdą chwilę zabawy Piotra, żeby coś poczytać. Później kąpiel, kolacja bajka na dobranoc i o dwudziestej drugiej i ja miałam wolne.
Dzień zaczęłam dość późno jak na mnie bo przed dziewiątą. Zjedliśmy wspólne śniadanie, choć raczej je w siebie wmusiłam. Piotrek przeciwnie, wcisnął w siebie więcej niż normalnie i poleciał się bawić. Ja po wypiciu mocnej kawy pożegnałam się z Jolą i wyleciałam z domu w poszukiwaniu prezentu. Centrum handlowe nie było jeszcze przepełnione zwiedzającymi, ale znalazło się trochę ludzi. Przechadzałam się między sklepami i nic mnie nie interesowało. Wzięłam kilka koszulek dla Jerzego, sobie jakieś kosmetyki, ale dla Piotrka nic nie mogłam upatrzyć.
–Dzień dobry? – odezwała się do mnie młoda ciemnowłosa dziewczyna stojąca obok mnie przy witrynie sklepu z butami.
–Dzień dobry – odpowiedziałam niepewnie i rozejrzałam, bo chyba mnie z kimś pomyliła.
–Pani Luiza… – zawiesiła na chwilę głos. – Bilska?
–Bielska – poprawiłam ją, marszcząc czoło – Przepraszam, my się znamy?
–Poznałyśmy się w hotelu…
–A tak! – zwołałam. – Przepraszam, nie poznałam. Pani jest dziewczyną Damiana.
–Już nie – odparła z uśmiechem.
–O, przykro mi.
–Nie! Nie w tym sensie, juz nie dziewczyną. – Uniosła dłoń. – Pobieramy się niedługo.
–A. – Przez chwilę nie wiedziałam co powiedzieć. – No, przyznam, że nie spodziewałam się, że Damian jest z tych chętnych do ożenku. – Przypomniałam sobie jego ostatnie słowa i sama z siebie się śmiałam.
–No, trochę go do tego zmusiłam. – Mrużąc jedno oko pokręciła głową. – Nie w sensie udawanej ciąży czy czegoś takiego. Jęczałam po prostu, że koleżanki już się hajtają, a ja jak ta dupa sama zostanę i końcu mam swoje cudo. – Spojrzała na lśniący pierścionek.
–Życzę wam szczęścia, naprawdę. A kiedy ten piękny dzień?
–Piętnastego maja w samo południe. – Dumnie uniosła głowę.
–Piękny czas – westchnęłam, bo to nasz rocznica rozstania.
–A może ma pani chwilę na kawę? – Na jej pytanie lekko skrzywiłam usta. – Ja przepraszam, ale nie znam chyba nikogo znajomego Damiana, a pani wydaje się być fajna.
No zaskoczyła mnie, bo nie wyobrażałam sobie rozmówek towarzyskich z jego obecną narzeczoną. Co miałam jej powiedzieć? Pokiwałam głową i zadowolona wskazała mi knajpkę po drugiej stronie centrum. Wysłuchiwałam planu na ślub i wesele, i nie wiedziałam co jej odpowiadać.
–To miło spotkać taką szczęśliwą parę. – Zmusiłam się do odezwania. – Nie każdy ma taką możliwość.
–No, on nie miał lekko, podobno poprzednia ukochana strasznie go potraktowała. – Nagle jej ton głosu się zmienił i gołym okiem widać było, jak bardzo ją to bolało.
–Opowiadał ci o niej?
–Nie chciał. Powiedział tylko, że przez nią nie ufa już żadnej kobiecie. Mi samej długo zeszło, żeby go do siebie przekonać.
–To przykre – odezwałam się i spojrzałam na zegarek.
–Ma laska szczęście, że jej nie spotkałam, bo jej byłoby przykro.
–Przepraszam, ale muszę już iść, syn ma jutro urodziny, muszę kupić prezent. – Podniosłam się z fotela.
–Cieszę się, że cię poznałam, miał rację, że jesteś fajna. – Niespodziewanie pocałowała mnie w policzek.
–Jeszcze raz życzę wam wszystkiego najlepszego na nowej drodze. Może się jeszcze kiedyś zobaczymy. – Dodałam już z grzeczności.
–Zaraz po ślubie chcemy jechać do Szwecji. – Na jej słowa wstrzymałam oddech. – Mam tam rodzinę i załatwili nam obojgu pracę.
–Rozumiem. – Uśmiechnęłam się, opanowując emocje. – To tym bardziej życzę powodzenia.
Szłam przed siebie, nie rozglądając się i nie myśląc o niczym. Chciałam jego szczęścia i skoro znalazł je właśnie z nią, to powinnam być zadowolona. Dlaczego nie byłam? Dlaczego było mi źle, że ma inną i że chce z nią spędzić życie? Chyba gdzieś w środku wierzyłam, że nasze drogi jeszcze się kiedyś złączą. Straciłam nadzieję w jednej chwili i nie umiałam sobie z tym poradzić. Zatrzymałam się przy sklepie z zabawkami i po chwili patrzenia na wystawę weszłam do środka. Błąkałam się między regałami i zastanawiałam się, co sprawiłoby mu radość. W końcu skorzystałam z ekspedientki i jej porad. Niestety wszystko co mi pokazywała było zwyczajne, a ja chciałam czegoś łał, ale funkcjonalnego i rozwijającego. Kobieta popatrzyła na mnie krzywo i zaprowadziła mnie w drugą część sklepu. Tu zagościł na moich ustach uśmiech. Domowy tor przeszkód z drabinkami, mostkami i innymi tunelami do ćwiczenia koordynacji. Wiedziałam, że dla mojego ruchliwego stworzenia to będzie najlepsze. Ze względu na duży rozmiar, zamówiłam dostawę do domu i zapłaciłam za ekspres.
Urodziny Piotra minęły nam spokojnie i wesoło, a już po tygodniu do domu wrócił Jerzy. Był słaby i niewiele się ruszał, ale z dnia na dzień było lepiej. Za każdym razem kiedy mu w czymś pomogłam, mówił, że mu głupio, że nie powinnam być opiekunką, ale nie słuchałam tego. Nie wyobrażałam sobie zostawienia go tylko dlatego, że pokonała go choroba. Wierzyłam, że wkrótce dojdzie do sił i jeszcze będzie to tematem naszych rozmów przy kominku.
Byłam zabiegana, dom, praca, dziecko i studia, które już kilkukrotnie chciałam rzucić. Nie zauważałam upływających tygodni i wiosny, która promieniami słońca zapukała do okien naszej sypialni.
Uchyliłam powieki, słysząc jakieś szepty i poderwałam się, nie widząc obok siebie Jurka.
–Wszystkiego najlepszego! – zawołali obaj z Piotrem.
–Dziękuję – odpowiedziałam i spojrzałam na tacę ze śniadaniem. – A co to ma być?
–Dziś dzień kobiet. – Jurek przysiadł na łóżku i pocałował mnie w dłoń. – A ty jesteś naszą najważniejszą kobietą, kochanie.
–O Boże, dziękuję, kochani. – Pocałowałam policzek Piotrusia i spojrzałam na Jerzego. Jego czuły uśmiech rozkładał mnie na łopatki. Uważając na jedzenie, objęłam go za szyję i przyciągnęłam do siebie. To nie był pocałunek miłości, ale był prawdziwy.
–Bardzo cię kocham – wyszeptał tuż przed moja twarzą. Wiedziałam, że wciąż czeka na mnie.
–Też cię kocham Jurek. – Skłamałam, ale czułam, że on tego bardzo potrzebuje.
Na moje słowa szeroko się uśmiechnął, po czym założył mi za ucho luźne włosy.
–Doczekałem się przed śmiercią. – Nie odrywał ode mnie wzroku.
–Jeśli to miało być śmieszne, to nie było.
–Kochana moja, ja…
–Nie będę tego słuchać. Dziś mój dzień i ja będę decydować co kto mówi. – Z szerokim uśmiechem odwróciłam się do podkradającego mi śniadanie syna. Nie był w najmniejszym stopniu do mnie podobny, do Jurka trochę, jak się uśmiechał. Nie doszukiwałam się podobieństwa do Damiana, ale czasem spoglądał na mnie w ten sam sposób co on.
Po śniadaniu i kawce wstałam z łóżka i zeszłam na parter. Tu też czekała na mnie niespodzianka w postaci ogromnego bukietu i pięknych perfum. Chłopcy rozpieszczali mnie cały dzień i całkiem mi to odpowiadało. Niestety wieczorem Jurek znów osłabł. Próbował nie pokazywać po sobie zmęczenia, ale widziałam jak zwykłe podniesienie czajnika sprawia mu trudność. Kiedy do niego podeszłam, uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.
–Siadaj. – Wskazał mi głową wyspę.
–Jurek, daj to. – Powoli wyciągnęłam do niego dłoń, ale nie pozwolił mi niczego zrobić.
–Dam sobie radę.
–Zaleję i… – mówiąc to, złapałam za uchwyt czajnika.
–Poradzę sobie! – krzyknął tak niespodziewanie, że upuściłam dzbanek, a gorąca woda wylała się na moje przedramię. Od razu włożyłam ją pod zimną wodę i ostrożnie podciągnęłam rękaw bluzki. – Kochanie przepraszam. – Jurek próbował mnie dotknąć, ale się uchyliłam. – Nie chciałam.
–Wiem, nic się nie stało. – Wytarłam szybko ręce i odwróciłam się w stronę schodów.
– Stało. – Chciał mnie zatrzymać, ale uniosłam dłonie i od razu zrezygnował. – Zbyt gwałtownie zareagowałem, nie chciałem.
–Pójdę się przebrać. – Minęłam go. – Spójrz na Piotrusia, proszę.
Wiedziałam, że nie musiałam tego dodawać, bo nigdy się nie zdarzyło, żeby Jurek zostawił syna bez opieki, ale jakoś samo mi się to powiedziało. W łazience szybko zdjęłam przemoczoną bluzkę i sięgnęłam z szafki piankę na oparzenia. Miałam zaczerwienione całe przedramię i wierzch dłoni. Skóra niemiłosiernie mnie szczypała, a kiedy nałożyłam preparat na skórę, zrobiło się jeszcze gorzej. Zaciskałam zęby, ale już po chwili ból zelżał i mogłam się spokojnie ubrać. Wybrałam bluzkę z krótkim rękawem i zeszłam do salonu. Jurek zdążył już posprzątać i zrobić świeżą herbatę. Bez słowa usiadłam w salonie i podałam Piotrowi zabawkę, która leżała przy moim fotelu. Gdy Jurek usiadł naprzeciwko mnie, z uśmiechem spojrzałam mu w oczy. Wiedziałam, że nie zrobił tego specjalnie i strofowanie go nie polepszyłoby sytuacji. Musieliśmy przejść to w spokoju, którego niestety miałam w sobie mało.
–Wybacz – odezwał się i spojrzał na moją rękę. – Leki trochę mnie popsuły.
–Spokojnie, parę dni i nie będzie śladu.
–Jesteś aniołem. – Nie wiem który już raz mnie tak nazwał.
–Żaden ze mnie anioł. – Sięgnęłam po filiżankę, a Jerzy od razu podniósł się z fotela i mi ją podał. – Mam za dużo grzechów na sumieniu jak na anioła.
–Masz dobre serduszko. – Cmoknął ustami. – To ważniejsze niż grzechy.
–Dobrze, że nie zostałeś księdzem, bo przełożonym takie podejście nie bardzo by pasowało.
–Dobrze, że nie zostałem księdzem z zupełnie innego powodu.
–Jakiego?
–Choćby tamtego. – Wskazał głową bawiącego się Piotra. – Nie podejrzewałem, że będę się kiedykolwiek cieszył z tego, że mam dziecko. Nigdy nie uznawałem dzieci za ludzi. – Zmarszczył lekko brwi. – Dla mnie to były takie dziwne twory, nikomu nie potrzebne do szczęścia. Dopiero ty to zmieniłaś.
Patrzyliśmy sobie w oczy jak para zakochanych nastolatków i tak bardzo chciałam, żeby żył, żeby przezwyciężył chorobę i był z nami…żeby był ze mną.

CZYTASZ
Niemiłość [Zakonczona]
RomanceŻycie Luizy płynie spokojnie u boku męża "z rozsądku" bez uczuć i bez szans na zmiany. Czy jedno spotkanie może ten spokój zburzyć i postawić główną bohaterkę przed życiowym rozstajem dróg? Którą ścieżkę wybierze młoda pani psycholog?