3

26 2 0
                                    

Po raz piąty wstałam z łóżka, by wyłączyć brzęczący budzik, który zapomniałam zakopać głęboko w szafie zaraz po odbiorze świadectw. Momentami żałowałam swej nadmiernej wybuchowości. W końcu na własne życzenie musiałam opuszczać miękką pościel, a najzwyczajniej w świecie mogłam nim nie rzucać...

— Brooke, skoro już nie śpisz... — usłyszałam głos stojącego w progu Taylora, który opierał się o famugę drzwi.

— Śpię — ucięłam zapobiegawczo w razie, gdyby jego poranne przywitanie miało rozwinąć się do miliona próśb i zadań bojowych.

— Nie, nie śpisz — parsknął widząc jak majstruję przy dzwoniącym budziku. To cholerstwo nie przestawało hałasować. Co ja, głucha jestem czy jakaś niedorobiona?

— Bierz to ustrojstwo i wynoś się stąd — fuknęłam na brata. — i nie zapomnij się ubrać, tłuściochu. — dodałam z przekąsem mierząc go gorszącym spojrzeniem. Nie musiał chwalić się zrobionym brzuchem stojąc przede mną w samych dresach. Chłopak wywrócił brązowymi oczami i odepchnął moją wyciągniętą z urządzeniem dłoń.

— Sama sobie poradź — wzruszył ramionami, a następnie wyszedł i pociągnął za sobą drzwi. Nie mogąc dłużej znieść ciągłego buczenia, wyrzuciłam urządzenie przez otwarte okno i nie długo trzeba było czekać, by usłyszeć trzask plastikowych części, które przy bliższym spotkaniu z podjazdem najpewniej rozbiły się w drobny mak.

Przynajmniej mogłam cieszyć się spokojem.

— Ja pieprzę, zabijesz mnie! — usłyszałam dobiegający z zewnątrz krzyk. Podbiegłam do parapetu i wystawiłam głowę na zewnątrz, widząc sylwetę Grega.

Cóż, moja upragniona cisza nie trwała długo.

Chłopak patrzył to na mnie, to na rozbity budzik, z miną, jakby nie do końca rozumiał co właśnie się stało. Poniekąd sama byłam zdziwiona tak agresywnym ruchem z mojej strony, jednak tłumaczyłam to potrzebą wyładowania negatywnych bodźców.

— Co ty tu robisz? — zawołałam. Dopiero po chwili zobaczyłam jak blondyn wysoko unosi wypełnioną po brzegi reklamówkę. No tak, próba odpokutowania za swoje winy. Wywróciłam oczami. Niebieskooki zwykł wpychać we mnie jedzenie tak długo, aż nie przestawałam marudzić i godziłam się na kompromis, a przynajmniej próbował coś tym wypracować, bowiem ta zasada działała tylko w przypadku Evy i Graysona. Karmienie przyjaciół było wyrazem miłości, czasem próbą rekompensaty za bzdurne fochy, a nie chytrym planem zatuszowania czegoś grubszego. Najczęściej stojąc przed wyborem: porzygać się czy ustąpić głupszemu, po prostu odpuszczałam Wilsonowi.

Podpierałam się łokciami na stole i usiłowałam utrzymać głowę w pionie, jednocześnie wodząc wzrokiem za sylwetką Grega. W myślach liczyłam ilość zagnieceń na czerwonym podkoszulku z nadrukiem skrzydeł anioła na plecach, kątem oka zerkając na wybijający godzinę jedenastą zegar, który wcale nie przyspieszał. Wymachiwałam naprzemiennie nogami, czując się gorzej niż wrak człowieka. Obecność chłopaka wysysała ze mnie całą energię.

— Ubrałabyś się — patrząc na moją szarą koszulę nocną przedrzeźnił wchodzący do pomieszczenia Taylor. Stanął przy wysepce kuchennej i począł przygotowywać śniadanie. Jego czarne jak smoła, gęste, lekko przydługie, zaczesane do tyłu włosy wyglądały jak świeżo od fryzjera przy jasnym puchu na głowie Grega. Może to też wina różnicy wieku, choć fakt faktem: dwudziestopięciolatek przewyższał go o głowę i był o wiele lepiej zbudowany. I pomimo ogromnego powodzenia u dziewcząt, nadal pozostawał singlem. Co prawda pare razy wypytywał mnie o Evę, jednak było to ponad pół roku temu, a oboje od tamtego czasu zarzekali się, że są tylko dobrymi znajomymi.

Behind my back/+18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz