Rozdział 7

536 17 4
                                    

Szczerze mówiąc, ceremonia ważenia różdżek nie była niczym szczególnym. Cała sprawa polegała na tym, że Ollivander przyglądał się każdej z różdżek mistrzów, wygadywał jakieś bzdury, którymi Harry naprawdę nie mógł się zbytnio przejmować, i rzucał zaklęcie, by upewnić się, że różdżka działa.Zaraz potem miała też odbyć się sesja zdjęciowa... ale kiedy Dumbledore przeniósł się, by ożywić Ritę i jej kamerzystę, Harry i Viktor odwrócili się na pięcie i opuścili klasę na znak ich dezaprobaty.

Według nich bezmyślne owce, które były mieszkańcami magicznej Wielkiej Brytanii, mogą jeszcze trochę poczekać na wieści o wydarzeniach Turnieju Trójmagicznego.

Następny tydzień minął według dość standardowej rutyny. Harry i Viktor podzielili swój czas, szukając więcej wskazówek na temat pierwszego zadania (co zwalniało, bo jak zwykle w każdym źródle informacji o turnieju nie tyle mówiono o zadaniach, ile o wysokiej śmiertelności), lekcje (Harry pominął bezużyteczne bzdury, takie jak Wróżbiarstwo, aby dołączyć do Viktora w jednej z dodatkowych lekcji na pokładzie statku Durmstrang) i po prostu spędzać razem czas.

Jednak główny problem nie ustąpił. Nie mieli pojęcia, jakie było pierwsze zadanie ani z czym się ono wiąże.

Szczerze mówiąc, Harry zaczynał się frustrować. Po odsunięciu na bok ostatniej książki, by znaleźć nic użytecznego, zwrócił się do Viktora, który siedział obok niego w bibliotece.

"Znalazłeś coś, Viktorze?"

"Nie," szukający potrząsnął głową, odkładając książkę w dłoń, "Co jest z nimi wszystkimi zawsze mówiącymi o śmierci?"

"Ludzie są żądni krwi, Viktorze" odpowiedział Harry. "Nazwijmy to ludzką naturą, ale myślę, że jeśli chodzi o rozrywkę, ludzie uwielbiają widzieć przelewaną krew."

Viktor skinął głową. Przeczytali już dobre trzydzieści trzy książki, a żadna z nich nie dostarczała żadnej wskazówki, a przynajmniej wzoru, który wskazywałby im właściwy kierunek szukającego wskazówki.

To wszystko było bardzo nerwowe i stresujące.

"Hej, kolacja jest za jakieś piętnaście minut, masz ochotę na spacer po jeziorze?" zapytał Harry.

"Przydałoby mi się trochę świeżego powietrza" zgodził się Viktor, wstając, by odłożyć książki.

Kolacja była prawie standardowa. Usprawiedliwiając się przed przyjaciółmi Viktora, dwójka szukających opuściła Wielką Salę, przecięła się przez hol wejściowy i wyszła na teren.

Słońce prawie zaszło, ostatnie ślady pomarańczy i czerwieni na niebie zmieniły się w fiolet, granat i czerń, gdy noc powoli zaczęła rządzić krainą. Minął listopad, miesiąc, w którym jesień przechodzi w zimę. Nawet bez wiatru powietrze było wciąż zimne od spadających temperatur. Harry szybko rzucił zaklęcie rozgrzewające na siebie i Viktora.

W mgnieniu oka dotarli do jeziora. W pobliżu nie było nikogo, wszyscy ukryli się w ciepłym zaciszu Wielkiej Sali lub gdzieś indziej w zamku. Znikające słońce odbijało się od kryształowej tafli jeziora, odzwierciedlając odbicie innego iluzorycznego świata za szybą. Sylwetki drzew tworzących Zakazany Las i cienie masztu statku Durmstrangu dodawały ciemności do niezliczonej ilości kolorów na niebie.

Harry i Viktor podeszli do pojedynczej wierzby na brzegu jeziora, której żałobne gałęzie i liście ciągnęły się po powierzchni wody, jakby była zagubioną duszą, próbującą znaleźć cel życia po wielkiej traumie.

Dwóch szukających usiadło przy korzeniach drzewa. Wyglądając na zewnątrz, obserwowali, jak liście lekko falują w gasnącym świetle dnia, woda faluje wokół liści, które przebijają jego kryształową powierzchnię. Żadne słowa nie były potrzebne do wypowiedzenia, cisza i spokój były potrzebne po całym dniu aktywności i wysiłku psychicznego.

|PL| Vestiges of NormalcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz