Epilog

472 37 16
                                    

Wychodzę z cmentarza i sama nie wiem, dlaczego idę w stronę rzeki. Dzień jest dziś idealny do spacerów, jest bardzo ciepło i słonecznie. Zanim wyjdę spomiędzy drzew parku, widzę słońce odbijające się w wodzie i z uśmiechem podchodzę do pobliskiej ławki. To tu przeżyłam kilka najmilszych chwil, to tu mówił jak jestem dla niego ważna i to tu kłamał mi w twarz. Miałam ich dwóch, i co z tego, teraz jestem sama. Nie jest mi ani dobrze, ani źle, jest nijak. Piotrek wypełnia moje życie i serce, i to on jest teraz ważny. Żałuję, że nie potrafiłam pokochać Jurka, był mimo wszystko dobrym mężem i świetnym ojcem.
Dziwnie się to nasze życie układa. Dążymy do czegoś, co sprawia, że jesteśmy szczęśliwsi, a tak naprawę pogrążamy się w coraz to większych kłopotach. Świadomie zniszczyłam sobie życie, i to nie tylko sobie. Dopiero teraz, kiedy wszystko jest za mną, dostrzegam, ile błędów popełniłam, chcąc więcej, niż potrzebowałam. Nigdy nie byłam silną kobietą i zawsze ulegałam innym, myśląc, że oni wiedzą, co dla mnie najlepsze i że chcą mojego dobra, a gdzieś w środku nie godziłam się z tym. Nie potrafiłam postawić na swoim. Jak dziś pamiętam pierwszą decyzję, którą podjęłam wbrew sobie.
Stałam przed lustrem w długiej białej sukni, zastanawiając się czy to, co robię, ma jakikolwiek sens. Nie chciałam za niego wychodzić, nie chciałam z nim być. Jego pozycja i pieniądze niczego nie zmieniały. Nie kochałam go. Zacisnęłam powieki, kiedy drzwi za moimi plecami się otworzyły i stanęła w nich moja matka, rozanielona i cała w skowronkach. Dokładnie tak, ona cieszyła się tym dniem, była dumna z przyszłego zięcia i pewnie chętnie sama by się za niego wydała.
– Córcia, wyglądasz cudownie. – Zapłakała, a ja opuściłam głowę. – Jerzy oszaleje na twój widok.
– Wolałabym, żeby dostał zawału – burknęłam, choć wiedziałam, że to jej się nie spodoba.
Miałam rację, chwyciła mocno moje ramię i pociągnęła w swoją stronę. W jej oczach widziałam czystą niechęć, a może nawet nienawiść. Nigdy nie byłam ukochaną córeczką, byłam wpadką, której nie mieli odwagi się pozbyć.
– Posłuchaj dziewczyno – warknęła tuż przed moją twarzą. – Lata lecą, my na twoją naukę dawać już nie będziemy, a on tak! Ma pieniądze i będziesz spokojnie żyć.
– Nie chcę za niego wychodzić. – Płakałam i ocierałam policzki.
– Wiem. – Tym razem jej głos brzmiał trochę inaczej. – Ja też nie wyszłam za mąż z miłości, tylko żeby nie martwić się o jutro. Ty masz o tyle lepiej, że Jerzy ma majątek, dzięki któremu nawet pracować nie będziesz musiała.
– Chcę się uczyć i pracować. Nie oddawajcie mnie…
Matka mnie objęła i już wiedziałam, że nic nie wskóram. Byłam nikim, we wsi nie było nikogo biedniejszego od nas i nikt mnie nie chciał. Sama nie wiem, dlaczego Jerzy zwrócił na mnie uwagę i chciał się ze mną ożenić. Był bogaty i dość dobrze wyglądał, ale był też stary. Ja miałam dziewiętnaście lat, on prawie czterdzieści. Nie chciałam go i bardzo się go bałam, wiedziałam jak wygląda małżeństwo i nie wyobrażałam sobie zbliżeń z nim.
Załamałam się, kiedy usłyszałam podjeżdżający pod dom samochód i ostatni raz spojrzałam w lustro jako Luiza Nowakowska.
Odwróciłam głowę do wchodzącego do pokoju mężczyzny i wysiliłam się na uśmiech. Jerzy podszedł do mnie z pięknym bukietem różowych frezji i z uśmiechem pochylił się do mojego policzka, delikatnie muskając go ustami. Zaciskałam zęby, nie chcąc się rozpłakać, a kiedy znów spojrzał mi w oczy, widziałam w nim litość. Bez słowa chwycił moją dłoń i poprowadził do stolika, na którym ustawiony był srebrny krzyżyk i woda święcona. W tej wsi wszystko musiało być zgodne z wieloletnią tradycją, błogosławieństwo rodziców, orkiestra przed domem i płot udekorowany balonami. Dziś było mi wszystko jedno, chciałam, żeby Jerzy się po prostu rozmyślił, ale nie miałam złudzeń.
Nie słuchając słów moich rodziców, przeżegnałam się i poczułam jak krople wody święconej opadają na moją skórę. Po wszystkim mój narzeczony podał mi dłoń i pomógł wstać, po czym wyprowadził mnie na podwórko. Ludzie klaskali na nasz widok, a ja nadal nie umiałam się cieszyć.
– Uśmiechnij się skarbie. – Facet odezwał się, pochylając do mojego policzka. – Będziesz żyła jak w bajce.
Pokiwałam tylko głową i sama siebie próbowałam przekonać, że dobrze robię. Na tym zadupiu nie miałam szans na nic, a chciałam iść na studia. Wymuszając na sobie uśmiech, wsiadłam do wielkiego, czarnego samochodu i patrzyłam jak mój rodzinny dom znika mi z oczu…
Ślubu i wesela prawie nie pamiętam, a później było już zwyczajnie. Teraz po latach inaczej na to wszystko patrzę. Na moje małżeństwo i na Jerzego. Niestety na zmiany jest już za późno i zostało mi tylko nie zepsuć tego, co jest przede mną.
– Luiza? 
Gwałtownie odwracam głowę i napotykam wzrokiem błękitnookiego, już nie chłopaka, a mężczyznę i wszystkie moje wspomnienia wracają jak dawno nie oglądany film.
–Nie spodziewałam się ciebie tutaj – odzywam się i odwracam twarz w stronę wody. – Myślałam, że jesteście w Szwecji.
–Ostatnio często tu przychodzę.
–Ja jestem tu pierwszy raz od naszego rozstania. – Kiwam lekko głową.
–Wiem, przychodziłem tu, żeby cię spotkać. W końcu się udało.
–Czemu nie przyszedłeś do domu, znasz adres.
–Bałem się, że zobaczę was szczęśliwych. Wolałem tu na ciebie czekać.
–Żona ci pozwoliła? – drwię trochę z niego, ale widząc jego poważny wzrok odpuszczam.
–Rozwiedliśmy się pół roku temu.
–Przykro mi – mówię całkiem szczerze, bo dziewczyna wyglądała na bardzo zakochaną.
–Mi nie. Od początku do siebie nie pasowaliśmy. Wiesz jak to mówią, ona chciała wielkiego wesela i białej sukni, a ja nie chciałem się żenić.
–Po co to było? Wyglądaliście na szczęśliwych.
–Proszę cię! – Zaśmiał się w głos. – Była dla mnie lekiem po tobie, nieskutecznym jak widać. Nigdy nie przestałaś być moja.
–Teraz to ja cię proszę. Oboje wiemy, że byłam przygodą, kupiłeś mnie sobie za miesiąc żarcia i chyba w tym wszystkim to właśnie o to mam do ciebie żal. Nie o to, że udawałeś, nie o to, że mnie wyśmiałeś i poniżyłeś. Byłam dla ciebie mniej warta niż paczka chipsów, a wydawało mi się, że jestem Bóg wie kim. – Śmieję się, płacząc. – Byłeś spełnieniem moich snów, a później koszmarem wspomnień.
–Minęło tyle lat – wzdycha i próbuje złapać moją dłoń. – Nie wybaczyłaś mi? To była głupota, już wtedy to wiedziałem, chciałem szybko załatwić z chłopakami ten zakład i wrócić do ciebie już normalnie.
–Normalnie? Jako kto? – Podnoszę głos. – Kim byłam co? No kim?
–A ja kim? Czy kiedykolwiek pomyślałaś jak ja się czułem, patrząc jak ściska cię twój mąż? Jak bardzo mnie to bolało? Przyznaj, że nigdy nie chciałaś od niego odejść! Zawsze byłem drugi!
–Nie chciałeś mnie na stałe! – Wstaję z ławki i nie zwracając uwagi na przechodniów, krzyczę. – Nie traktowałeś mnie poważnie!
–Kochałem cię. – Staje naprzeciwko mnie i ścisza głos do szeptu. – Bardzo cię kochałem. Nikt nigdy nie był wart dla mnie tyle co ty. Owszem zacząłem od głupoty, ale to, co działo się dalej było najprawdziwsze na świecie. Tylko ty masz takie oczy, tylko ty potrafisz się tak uśmiechać – mówiąc to, wyciąga do mnie dłonie i kładzie na moich biodrach. – Żadna kobieta na świecie tak nie pachnie jak ty, żadna nie przyspiesza bicia serca. Tylko ty dla mnie istniałaś.
–To już bez znaczenia. – Zsuwam z siebie jego dłonie, choć tak naprawdę to pragnę mieć go blisko. – Mam swoje życie, rodzinę.
–Mam nadzieję, że Jerzy daje ci to, czego nie dostałaś ode mnie.
–Jurek zmarł sześć lat temu – mówię ze łzami w oczach, bo okropnie mi żal. – Dziś jest rocznica jego śmierci.
–Przykro mi, nie wiedziałem. – Bez zastanowienia obejmuje mnie i mocno do siebie przytula. – Przepraszam za to, co powiedziałem. To ja ciebie wykorzystałem i jest mi wstyd. Może odwiozę cię do domu?
–Nie. – Odsuwam się i ocieram oczy. – Muszę jeszcze pojechać po syna, bo zaraz kończy lekcje.
–Dorosły facet już. – Uśmiecha się słodko jak zawsze.
–Osiem lat to nie bagatelka. – Unoszę kącik ust. – Miło było cię spotkać. – Szczypie mnie nos i jak zaraz stąd nie pójdę, to się poryczę. – Trzymaj się i… – Zawieszam głos i unoszę dłoń. – Po prostu się trzymaj.
Szybko się odwracam i robię kilka kroków.
–Luiza! – Przystaję, kiedy słyszę jego głos i wściekam się na siebie. – Przecież możemy być znajomymi – mówiąc to, staje za moimi plecami i czuję jak wdycha mój zapach.
–Myślisz, że możemy?
–Jeśli chcemy… Chcesz?
–Odezwę się do ciebie po niedzieli.
–Nie zrobisz tego, nie? Znów zamilkniesz na lata – odzywa się, nim zdążę zrobić krok.
–Przysięgam, że zadzwonię. – Patrząc mu w oczy, robię kilka kroków w stronę parkingu.
Do szkoły młodego dojeżdżam w kilka minut, Niestety kiedy jestem już przed samymi drzwiami, dostrzegam idącego w moją stronę Damiana. Nie daje się spławić i stoi ze mną na placu, a wszystkie mamuśki zerkają na niego jak na dziwowisko. W końcu wybiega moja chudzinka i rzuca się do przytulania. Obejmując Piotrusia, odwracam głowę do bladego Damiana i już wiem o co mu chodzi. To jego czysta kopia, nie da się ukryć ich podobieństwa i teraz już zresztą nie warto. Kiwam tylko głową, żeby odpuścił i kucam przed synem.
–Jak było? – pytam, widząc, że go nosi.
–Super! A wiesz, bo Ksawier przyniósł takiego robota i ja też chcę taki, bo on go złożył sam na takich zajęciach, mama go zapisała, a on wcale nie chce tam chodzić, a ja bym chciał, bo tam są komputery i roboty, i ja też bym złożył, i jednego dla ciebie bym zrobił. A Hania powiedziała, że ma chomika, dlaczego my nie mamy? To dlatego, że chomiki krótko żyją? Hania powiedziała, że krótko, ale mam jej obiecała następnego. To nie wiem, czy ja bym chciał, może jakieś zwierzątko co długo żyje, co długo żyje? – Kończy gadać i dopiero teraz mrugam szybko oczami.
–Żółwie chyba długo, niektóre nawet sto lat i więcej. – Kręcę głową.
–E, to za długo, a ludzie tyle żyją?
–Nie.
–To nie chcę, bo później ja bym umarł, a kto by go karmił, a każdy człowiek umiera?
–Każdy kochanie.
–A jakie zwierzątko byśmy mogli? Bo ja jestem już duży i mogę się opiekować, prawda mamo? Bo ja bym karmił i bym sprzątał, i bawił się z takim zwierzątkiem, ale nie wiem co bym chciał, bo ja bym chciał takiego, co można się z nim bawić, bo z rybkami nie można, ale z psem tak, a my mamy ogród i pies mógłby biegać, ale nie przy budzie i na łańcuchu, bo to strasznie niewygodne, on by spał w moim pokoju na swoim posłaniu, a jakbyś nie widziała, to w moim łóżku. Ale dla ciebie też coś znajdziemy, żeby spało w twoim łóżku, żeby ci smutno nie było. – Ze zrozumieniem kiwam głową i  słyszę obok siebie śmiech Damiana.
–Przepraszam, i tak długo wytrzymałem. – Unosi z uśmiechem dłonie i kuca przy Piotrku. – Hej, jestem znajomym twojej mamy.
–Dzień dobry, jestem Piotr Bielski i chodzę do klasy pierwszej a, ale zaraz będę już w drugiej a, a pan gra w piłkę? Bo ma pan naszywkę z piłką na koszulce, ja też trochę gram, stoję na obronie, ale dużo nie ćwiczymy, bo nasz trener jest chory, może pan by nas trenował?
–Wiesz kolego, chętnie, ale nie gram za bardzo.
–To może w ogródku byśmy pograli, mama pozwala mi grać w ogródku, pod warunkiem, że nie kopię w krzaki i na drogę, a pan umie nie kopać w krzaki i na drogę?
–Będę się bardzo starał, to może mama mi też pozwoli. – Podnosi na mnie wzrok i zaciska ze śmiechu powieki.
–Lepiej, żeby pan nie kopał – Piotr nagle ściszył głos i pochylił się w stronę Damiana. – bo jak nam mama zabierze piłkę, to będziemy musieli obiecywać, że więcej tego nie zrobimy, wie pan jakie to jest nieprzyjemne, jak ona tak patrzy i patrzy?
–Dobrze piłkarze, to teraz czas na obiad, bo nie będziecie mieli siły – odzywam się, chcąc zakończyć tę rozmowę.
Piotrek od razu biegnie do mojego auta, a Damian patrzy na mnie z wyrzutem. Sama nie wiem co powiedzieć, powinnam mu wyznać to wcześniej, ale nie miałam po co. Miał żyć daleko od nas z inną kobietą…
–Chcesz mi coś powiedzieć? – Zatrzymuje mnie kilka kroków przed samochodami.
–Jedziesz z nami? – szepczę i otwieram drzwi.
Gdzieś w środku miałam nadzieję, że Damian zrezygnuje z wizyty przynajmniej na razie, da i sobie, i mi czas na przemyślenia, jednak jedzie wciąż za mną.
Podczas obiadu wysłuchujemy relacji z każdej lekcji i z każdej przerwy, i mam wrażenie, że dziś jest bardziej pobudzony niż kiedykolwiek, gada i gada, a Damian cierpliwie słucha z uśmiechem na ustach. W końcu młody przestaje jeść i idzie do swojego pokoju, a ja zbieram talerze ze stołu.
–On zawsze tak? – Damian pyta, stawiając na szafce obok mnie talerze.
–W nocy jednak śpi.
–Jest mój prawda? Nie odpowiadaj, wiem, że jest, wygląda dokładnie jak ja w jego wieku. Czemu wcześniej nie powiedziałaś, straciłem tyle lat! – Jego głos jest pełen żalu, a mi pęka serce.
–Co miałam zrobić? – Odwracam się do niego ze łzami w oczach. – Byłam mężatką i ciąża mogła być też z jego… wiesz. Jak się urodził miał cechy wszystkich z rodziny, w zasadzie był podobny do nas wszystkich. Z czasem ujawniały się cechy, których nie mógł odziedziczyć po nas. Rusza jedną brwią i jest leworęczny. – Uśmiech Damiana jeszcze nigdy nie był tak szeroki i tak czuły. Trudno mi było go poznać. – Nie było potrzeby sprawdzania niczego, po co miałam bardziej komplikować?
–Może po to, żeby dziecko znało ojca, a ja syna!
–Nie chciałam psuć ci małżeństwa, chciałam, żebyś był szczęśliwy, a Jurek był dobrym ojcem, kochał go i dbał o niego. W ostatniej chwili życia pytał o Piotrusia. – Płakałam w głos.
–Co się stało? Dlaczego zmarł?
–Miał chore serce, przeszedł dwa niewielkie zawały, a trzeciego mu się nie udało. Zdążyłam się tylko z nim pożegnać.
–Przykro mi. – Obejmuje mnie ramieniem i przytula, a ja tak bardzo za nim  tęsknię. – Co będzie? On powinien wiedzieć, że to ja jestem jego tatą, powinien mnie poznać.
–Wiem, ale to trudne, nie chcę mu mieszać w głowie.
–Mieszać? – Odsuwa mnie od siebie i spogląda  oczy.
–Skąd mam mieć pewność, że się nie ulotnisz pewnego dnia?
–Bo was kocham! – Podnosi głos, ale zanim zdążę odpowiedzieć, słyszę kroki na schodach.
–Pogramy? – W progu staje Piotrek z piłką.
Odwracam się przodem do zlewu i zaczynam wstawiać naczynia do zmywarki.
–Jasne. – Pociągam nosem. – Ja w tym czasie ogarnę.
Po wyjściu chłopaków staję w oknie i patrzę jak biegają po ogrodzie. Fajnie razem wyglądają i dopiero teraz zauważam, jak bardzo są podobni, identycznie się ruszają, machają rękami, a nawet cieszą się tak samo. Dobrze, że dzisiaj piątek, to mogą siedzieć do późna. Szykuję deser i kroję ciasto, a po chwili słyszę hałas w korytarzu.
–Myjcie ręce! –wołam i stawiam na stole pucharki z kremem czekoladowym i owocami.
Kiedy wchodzą do jadalni, mają zaróżowione policzki i szerokie uśmiechy.
–Wujek pokazał mi kilka fajnych trików. – Podnoszę głowę na jego słowa i spoglądając raz na jednego, raz na drugiego, wołam ich do stołu.
Po deserze Piotrek ucieka do pokoju, a my, znów milcząc, dopijamy kawę.
–Nie bądź zła, zaskoczyłaś mnie, to wszystko.
–Wiem, przepraszam, to nie było przeciwko tobie. To nie tak, że nie chciałam, żebyś wiedział, chciałam, żebyś spokojnie żył z kobietą, którą kochałeś. Piotr miał opiekę, miał rodziców. Pomyśl, jak bardzo wpłynęłoby to na twoje…wasze życie, gdybyś się dowiedział wcześniej. Nie każda żona jest otwarta na nieślubne dzieci męża. Nie sądziłam, że się kiedyś spotkamy, mieliście wyjechać, a my… – Odwracam twarz do okna. – Mi nie zostało nic innego, jak wierzyć, że masz w rękach prawdziwe szczęście, które ci nie ucieknie i którym nie musisz się z nikim dzielić. – Ponownie nasze spojrzenia się spotkały i żadne z nas nie zamierzało tego przerwać. – Damian, to nie pierwsza za decyzja w moim życiu, ale ta wydawała mi się najlepsza z możliwych. Byłbyś rozdarty między dwoma domami, daleko od syna. I ty, i on byście byli nieszczęśliwi, nie mówiąc już o Edycie, która by na to patrzyła. Przepraszam cię, wcale nie liczę, że mnie zrozumiesz.
–Chyba już na mnie pora. – Wstaje od stołu i nawet nie zerkając w moją stronę, wychodzi z domu.
Słyszę odpalany silnik auta i dociera do mnie, że kolejny raz go tracę. Zrywam się z krzesła i na boso wybiegam na podjazd, ale już go nie ma. Podbiegam do bramy i widzę tylko oddalające się światła.
Pół nocy nie śpię, przypominam sobie nasze wspólne chwile i dopiero nad ranem zamykam oczy. Kiedy się budzę, słyszę czyjąś rozmowę. Dopiero po chwili rozpoznaję głosy i z uśmiechem na twarzy zakładam szlafrok. Wiążąc pasek, wchodzę do kuchni i patrzę jak chłopaki próbują zrobić śniadanie. Bezszelestnie podchodzę do wyspy i siadam tak, żeby mnie nie zobaczyli. W końcu słysząc ich dyskusję na temat mojego gustu kulinarnego, nie wytrzymuję.
–Obaj nie macie racji. – Nagle się do mnie odwracają. – Od kilku lat rano piję tylko kawę.
–To bardzo niezdrowo. – Damian opiera się łokciami o blat i pochyla do mnie, jakby chciał mnie pocałować.
–Ale bardzo smacznie. – Unoszę zadziornie brwi.
–Trzeba to zmienić.
–Za stara jestem na zmiany, chcę mieć z życia trochę przyjemności.
–O przyjemność, jeśli sobie życzysz, to ja mogę osobiście zadbać. – Oblizuje kusząco dolną wargę a ja czuję w brzuchu łaskotanie.
–A możesz mi, juniorze, powiedzieć, co ustalaliśmy w związku z otwieraniem drzwi nieznajomym?
–Znam wujka – odparł zawstydzony.
–Od wczoraj. Nie może być tak, że znasz kogoś kilka godzin i wpuszczasz go do domu bez mojej zgody.
–Luiza, poczekaj, bo to ja…
–Nie Damian! – Podnoszę głos. – Miło mi, że nas odwiedziłeś, ale on jest za młody na to, żeby decydować w takich sprawach.
–Masz rację – chce złapać moją rękę, ale nieznacznie ją odsuwam. – Wczoraj umówiliśmy się, że zrobimy ci niespodziankę. Przepraszam, nie pomyślałem, o tym w taki sposób, nie mam wprawy jako… – zawiesza głos.
–A wy już jedliście? – szybko zmieniam temat i spoglądam na zadowolonego syna. – Czemu się śmiejesz?
–Bo wujek mi dziś obiecał trampoliny.
–Wujek to zdaje się dostanie kopa! – Kręcę z uśmiechem głową.
–Nie pojedziemy? – Piotrek patrzy na mnie z żalem.
–Pojedziemy, leć się ubrać. Śniadanie zjemy w mieście.
Kiedy zostajemy sami, Damian obchodzi wyspę i staje tak blisko mnie, że dotyka moich nóg.
–Chciałbym mu powiedzieć, nie chcę być wujkiem.
–Wiem – wzdycham i przyciągnięta przez niego, opieram czoło o klatkę piersiową, pachnie jak zawsze, po tylu latach wciąż tak samo podniecająco. – Boję się jego reakcji, że będzie rozdarty. Polubił cię i nie chcę tego psuć żalem. To dziecko, wygadane, ale dziecko. Może nie wszystko zrozumieć.
–Obiecuję, że jeśli on mnie nie zaakceptuje jako ojca, to nie będę nalegał, ale daj mi szansę.
Kiwam szybko głową i słyszę dudnienie kroków na schodach.
–Synek, chodź na chwilkę – odzywam się i przełykam ślinę. – Posłuchaj, jesteś już dużym facetem, na tyle dużym, że chcesz mieć zwierzaka… – Zatrzymuję się i biorę wdech. – Posłuchaj, to bardzo ważne, wujek nie jest twoim wujkiem.
–Wiem, ale tak łatwiej mówić niż proszę pana. – Śmieje się.
–Tak, tylko wujek to twój tata.
–Tata umarł jak byłem mały. – Widzę łzy w jego oczach i pęka mi serce.
–Kochanie, tamten tata bardzo cię kochał i dbał o ciebie. Wiem, że to dla ciebie trudne, że to zmiana w twoim życiu i że możesz tego teraz nie rozumieć, ale to wujek jest twoim prawdziwym tatą.
–Naprawdę? – Jego głos nagle się zmienia. – Będę miał prawdziwego tatę?
Damian nagle do niego podchodzi i kuca przed jego twarzą.
–Obiecuję, że będę najlepszym tatą na świecie. – Zerka na mnie ukradkiem. – I kupię ci psa.
–Damian, no naprawdę… – Nie kończę, bo łzy mi nie pozwalają. Patrzę, jak Piotrek wiesza się Damianowi na szyi i stoją tak przytuleni do siebie.
–Dziękuję tato. – Te słowa rozwalają moją duszę, jednocześnie sklejając ją w jedną całość.
Uciekam do sypialni, dając im chwilę dla siebie, a sam szykuję się do wyjścia. Z łazienki słyszę jak wychodzą na dwór i ubrana w spodnie i koszulkę na ramiączkach wchodzę do sypialni. W drzwiach staje Damian, ma łzy w oczach, ale jest szczęśliwy. Też jestem, bo nie wierzyłam, że tak łatwo pójdzie.
Chcę się odezwać, ale słowa więzną mi w gardle i tylko mrugam oczami, jakbym nie mogła oddychać. Damian jednym krokiem jest przy mnie i obejmując moje ciało, całuje mnie gorąco i tak jak kiedyś. Wzdycham, kiedy jego dłonie zaciskają się na moim ciele, a z oczu w końcu zaczynają lecieć mi łzy. Przyciągam jego twarz jeszcze bardziej do siebie i nie chcę się odrywać, chcę już tak tkwić choćby wieczność.
–Kocham cię – wyduszam między pocałunkami. – Od pierwszego dotyku w klubie w Cisnej cię kocham.
–Wygrałaś, ja od pierwszego seksu.
–Przepraszam cię za wszystko. Bardzo się bałam, że zostanę ze wszystkim sama, że Jurek odejdzie, a ty zostawisz mnie z dzieckiem. Wzięłam wszystko na siebie, żebyś był wolny, bo nie wierzyłam, że można mnie pokochać naprawdę, że ty mnie pokochasz. Pokochasz? – szepczę, dotykając ustami jego szyi i czuję jak mnie podnosi.
Po chwili układa mnie na łóżku. Jego ciało przygniata moje i zaczynamy przyjemny wstęp do spełnienia naszych tęsknot. Słysząc kroki na korytarzu, odrywamy się od siebie i spoglądamy na otwierające się drzwi.
–Idziecie czy nie? – Piotrek staje w lekkim rozkroku z rękami skrzyżowanymi na klatce piersiowej i kątem oka dostrzegam Damiana stojącego w tej samej pozie. Uśmiecham się szeroko i kiwam głową w stronę wyjścia. Zanim wyjdziemy, Damian sięga ręką do kieszeni bluzy i wyjmuje z niej srebrny woreczek. Zamieram na ten widok i podnoszę na niego wzrok.
–Wyjąłem je – tłumaczy się. – Śmietnik to nie jest miejsce na takie pamiątki – oparł usta na moim czole. – Zawsze będę cię kochał, pamiętaj.
Do samochodu idziemy razem, a w połowie drogi Damian chwyta moją dłoń i splata nasze palce. To będzie dobry dzień, może dobry rok lub życie. Kto by pomyślał, a miała być zwykła niemiłość.

Koniec

Niemiłość [Zakonczona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz