PIERWSZY PONIEDZIAŁEK

969 155 85
                                    

— Wszystko w porządku, mamo — mówię, przekręcając klucz w zacinającym się zamku od drzwi starszych niż ja sam. — Nie, nie musisz przywozić mi żadnego jedzenia. Przypomnij mi, ile mam lat? No już, daj mi spokój. Rozłączam się. Pozdrów tatę i nie dzwoń już dzisiaj do mnie, bo nie mam czasu. — Przerwa na ciężkie westchnienie. — Nie, oczywiście, że nie rozkręcam kaloryfera. Nie wiem, sama zadzwoń do Jaśka, nie gadałem z nim od prawie tygodnia. Rozłączam się. Cześć.

Dziś zadzwoniła do mnie, by przypomnieć o zjedzeniu ciepłego posiłku i zakręceniu kaloryfera. Nie wiem po co, skoro nie jadam ciepłych posiłków i nie rozkręcam nigdy kaloryfera, nie stać mnie na takie luksusy. Ale matki tak mają. Lubią dzwonić i wymyślać coś na poczekaniu, zamiast powiedzieć: „Tak, jestem przewrażliwiona, synku. Wiem, że nie umiesz dobrze wypłukać skarpetek i ominąłeś centymetr na podłodze, kiedy odkurzałeś". Teraz pewnie dzwoni do mojego starszego brata i pyta go o dokładnie te same rzeczy, co mnie, a on też próbuje ją jak najszybciej zbyć. Na koniec obdzwoni wszystkie koleżanki, a potem znowu wybierze mój numer, chociaż prosiłem, by tego nie robiła. Ale ona będzie musiała upewnić się, że założyłem kalesony, bo przecież temperatura spadła poniżej zera, a ja źle znoszę zimno, w dzieciństwie często łapałem grypę. Jaśka już o to nie zapyta, bo to ja jestem tym, który podobno nic sam nie zrobi. Jest w tym pewna prawda. Słowa „ja", „nic" oraz „sam" niekiedy brzmią dla mnie identycznie.

Mam dwadzieścia cztery lata i kilka celów, które spełnię prawdopodobnie w następnym, jeśli nie w jeszcze kolejnym życiu. Chciałem być piosenkarzem, ale na razie tylko sprzątam studio muzyczne i bawię się sprzętem, kiedy nikogo w nim nie ma. Ostatni raz randkowałem trzy lata temu, a jedyna kobieta, z którą teraz rozmawiam poza moją matką, to pani z minimarketu na moim osiedlu, u której najczęściej kupuję papierosy i nieświeże bułki. Cierpię na bezsenność, bezużyteczność i bezmiłość. No i znów skończyły mi się papierosy, więc idę do sklepu.

Zanim przekroczę próg tej historii, chcę was uświadomić, że wcale jej nie planowałem. Nie znajdziecie jej w żadnym ze starych, skórzanych notatników, nie usłyszycie od kolegów, z którymi urządzałem sobie libacje alkoholowe. W ciągu dwudziestu czterech lat mojej egzystencji nie pojawiła się żadna sekunda, w której pomyślałbym, że kiedyś zdarzą się dwa tygodnie, które już nigdy nie wyjdą mi spod skóry. Miałem w planach tylko kupić papierosy, to było pewne i naturalne. Ale spotkałem go zupełnie przypadkiem i zupełnie przypadkiem ktoś podsunął mi gotowy scenariusz sztuki pod nos. To było dokładnie w tym momencie, w którym zobaczyłem go przyglądającego się dostępnym za ladą paczkom papierosów.

Świeciły mu się oczy, choć nie wiem, dlaczego w ogóle zwróciłem na to uwagę. Nie mogłem mieć zatem pojęcia, że od tego momentu będą przyciągały mnie jak magnes.

— Które chcesz? — pytam, jakbym wiedział doskonale, że sam ich nie kupi. Nikt nie uwierzyłby, że jest pełnoletni. Wciąż ma mleko matki na języku i niemowlęcą zasypkę na pośladkach.

Chłopak o błyszczących oczach i świecącym nosie patrzy na mnie, jakbym lada moment miał mu wręczyć czek za wygraną na loterii. I tak właśnie się czuję. Przekroczyłem próg. Odwrotu nie ma. Drzwi znajdujące się za mną uległy samozniszczeniu, więc łopatki dotykają już tylko zimnych, czerwonych cegieł bloku zbudowanego za czasów PRL-u. Mogę jedynie wykonać krok naprzód, choć nie wiem, czy naprawdę tego chcę. Nikt mnie o to nie zapytał. Ja sam się o to nie zapytałem.

— Nie wiem... Najlepiej jakieś cienkie.

— Mogą być tamte zielone?

— Ehe. — Kiwa głową, manewrując dłońmi wepchniętymi w kieszenie przetartych dżinsów. — Git.

Kolejna scena wygląda zupełnie normalnie i nie zwiastuje niczego wyjątkowego. Proszę ekspedientkę o paczkę kapciowatych regali dla siebie oraz należące do średniej półki cenowej, zapakowane w biało-zielone pudełko winstony, za które dzieciak musi mi oddać calutkie piętnaście złotych wygrzebane z kieszeni granatowej, pikowanej kurtki. Wydaje mi się, że tak naprawdę nigdy nic nie palił. Wydaje mi się też, że urodził się wczoraj, choć jeszcze tego samego dnia dowiaduję się, że ma już siedemnaście lat. Dla mnie to wciąż ledwie więcej niż zero.

AM 4:56Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz