Kiedy Ejr Chat-Grenoille kończy swój dzień, wraca do domu, podobnie jak każdy normalny człowiek. Jednak z powodu tego, że Ejr Chat-Grenoille jest nienaprawialnym włóczęgą, to "do domu" może nabywać dla niej odmiennych znaczeń: wystygła ziemia pod cuchnącą latem trawą; pokoik z odpadającą tapetą w zaśmierdziałym rybą zajeździe; luksusowe łoże na poddaszu, które gościnnie udostępniła specjalnie dla niej przychylna, jednak obca rodzina, i w okno tam przez całą noc puka i puka deszcz; kuszetka w pociągu, a pociąg ten sapie dymną parą przez zaśnieżone góry, I stukot kół nagrywa swoją wędrowną symfonię; zasłoniony róg w pełnej współlokatorek chałupie. Ejr tak często zmienia domy, że Kocie Futerko - to już same łatki.
Dlatego jej imieniem - Ejr (air).
Ejr potrafi wszędzie być tubylcem, również wszędzie zostaje "nie stąd". Zależy od strony, którą dziś założyła Kocie Futerko. I od mojego zachowania, oczywiście - prawdę mówiàc, kontrolować go prawie nie potrafię. Pomimo to - moja Piękna mnie się nie wyrzekła. Dzięki temu i żyję.
Więc to wszystko – nie do końca dom. Prawdziwy dom Ejr Chat-Grenoille znajduje się w wieży. Jednak nikt o tym nie wie. A nawet jeżeli się dowie, to i tak nie uwierzy.
Dlatego że tej wieży nikt nie może widzieć. Tylko Piękna I ja.
Ona idzie do domu, odbywa wszystkie "domowe obowiązki" - wszystko, do czego zobowiązuje ten owy dom (w sumie, to jest po prostu jeszcze jedno dodatkowe życie) - a potem wraca do tego samego, prawdziwego "do domu", gdzie w końcu można wypocząć. Do wieży. Gdzie już nie czeka na nią nic z tych głupich (lub - proszę bardzo - mądrych) obowiązków.
Wieża Ejr stoi pośród głuchego lasu. W lesie śpiewają słowiki, wiatr bądź cisza. Tam nigdy się nie dzieje ostry dzień: tylko akwarelowy świt, czarodziejski zmierzch i gwiaździsta noc, tylko pełny obłoków spokój. Wieża nie posiada drzwi: nie ma potrzeby z niej wychodzić, a tym bardziej – wchodzić. Wieża – to twierdza, przystań, azyl I dom. Chociaż wiercipięta I włóczęga Ejr, oczywiście, urządziła sobie przy oknie coś w rodzaju windy, ale korzysta z niej rzadko, chyba że z bezczynnej zachcianki uzbierać jagód I dzikich korzeni, upajających wonią opalającej wolności.
Ten las nie jest jej.
Ejr wraca do wieży i sfatygowanie ściąga podróżną torbę z ramion. Kładzie ją do bujanego fotela, masuje szyję palcami. Podchodzi do kominka I zapala świece na półce: jedną za drugą, i zakamarki jedynego pokoju zaczynają żyć. W końcu żyć – one tak długo czekały, aż wróci Ejr, wróci I znowu zapali życie. Nie to Życie, które bawi się we własne fanaberie tam, na zewnątrz. Tamto Życie jest oddzielne i nieprzewidziane. Chodzi o to prawdziwe, głębinowe, pierwotne, ciepłe I jedynie prawidłowe.
Po czym Ejr zbliża się do okna I otwiera okiennice na oścież: powietrze I pieśń lasu wdzierają się do środka - przywitać nas. Mruży oczy, zamiera na chwilę, a potem przeciąga się błogo, tak, że aż koście chrupią. Ona jest w domu, tutaj w końcu nic nia ma znaczenia.
Ejr kuca przy kominka i rozpala ogień. Ten, jeszcze słaby I mały, czepia się żeliwnej kratki, próbuje wydostać się na zewnątrz i podpatrzeć, jak Pani Wieży wyciąga z torby fiolki z wywarami I umiejscawia na kominkowej półce: żółte Niezamarzające Ciepło, zieloną Szyderczą Uprzejmość, liliową Powalającą Szczerość i niebieskie Krople Wieczności. Już wszystkiego zostało na samym dnie, ale to nic: w jedną gwiaździstą noc Krople Wieczności dojrzeją prawie do korka, Ciepło – wzrośnie poziomem do połowy fiolka o akwarelowym świcie, a Szczerość... nigdy nie wiadomo do końca, co zrobi z nią czarodziejski zmierzch bądź pełny obłoków spokój. Szyderska Uprzejmość karmi się powietrzem lasu, trochę jadowitym przez zioła i iglaki, świeżym I niezachwianym, jak kwiat paproci.
Ejr przygładza włosy, rzuca okiem do lustra, puszcza sama sobie oczko i wypuszcza mnie na dywanik przy ogniu, co już nabrał siły.
- W domu – czule uśmiecha się do mnie. Jak że ją kocham. Kto z nas pokochał jako pierwszy?.. O, to jest osobna historia, i nie obeszło się tu bez kapryśnego Życia. Oczywiście, my się kłócimy, ale całym sercem kochamy się nawzajem, i to – prawda nie do dyskusji.
Teraz mogę wygiąć się jako kot: tutaj jest dom, tu można mamrotać-siorbać-sapać, drapać tajemnicze nawet dla mnie symbole na ścianach, rozkładać się brzuchem do góry, myśleć na głos, hasać bez celu po kątach albo gapić się godzinami na niewidzialny dla wszystkich punkt, przytulać stary zakurzony żyrandol i brudzić się nie do poznania, mruczeć i warczeć... Ejr wcale to nie zasmuci. Pewnie, nawet na odwrót.
Ejr podchodzi do komody, na której stoi zabawkowy domek. Sięga ukrytej kieszeni w torebce; małe ludziki Wewnętrznych Osobowości jeden za drugim śpieszą zająć miejsca na swoim ulubionym Poddaszu: ironiczna księżna de Petite, zawsze-stosowna dama Catherine, skupiony Kronikarz Key, smutna Rinuccio i nieustraszona Dziewcze Katelle.
- W domu, hurra! - krzyczy cieniutko Katelle i skaczy na jednej nodze, rozczapierzając ręce.
- Jestem tak zmęczona – skarży się Rinuccio mętnie.
- Czas ugotować kolację – informuje wszystkich dama Catherine. - Proszę wziąć się w garść!
Kronikarz Key coś zapisuje w notatniku, a księżna de Petite jak zwykłe podśmiewa się. Może nad wszystkimi, a może nad niedawno przeczytaną książką.Ejr uśmiecha się i przymyka drzwiczki Poddasza. Niech wypoczywają I nie przeszkadzają jej robić to samo. Pada do fotela - ten od razu usłużnie zaczyna ją pohuśtywać - marzycielsko przymyka oczy.
- Teraz mógłbyś przyjść – mówi do pustki.
Tylko ja wiem, o kogo chodzi. On przychodzi nie zawsze. Dym nad kominkiem. Jej przyjaciel i hrabia z jednego dalekiego świata, ukrytego śniegiem. Ten, kogo marzy jednego dnia spotkać po za wieżą. Ten, dla którego może ona I została Ejr Chat-Grenoille. Chociaż nie - na swoje nazwisko ona nie miała żadnego wpływu. Tak kiedyś zarządziło Życie, a czemu – pytaj bądź nie, ta czarownica prawdy raczej nie powie.
Chociaż czego Ejr pragnie najbardziej na świecie – i dalej zostać Introwertyczką-W-Kolorowych-Bucikach. Pewnie tak. Chyba nawet sama nie umie sobie na to odpowiedzieć.
Ejr ściąga Kolorowe Buciki z napracowanych stóp, stawia na półce i szpera dłonią w przyfotelowym koszyku. Tam leżą jej cudowne skarpety, dziane z koziej sierści. W tych skarpetach ona jeszcze bardziej jest "w domu".
Pachną mlekiem.
Jeśli pojawi się hrabia, będą pić wino, rozmawiać o niczym i milczeć. Nic więcej od siebie nie chcą.
Ogień wesołe pęka, i niczego się nie boję. Jestem zadowolony tym, kim jestem, niech i wyglądam jako rozczochrany leniwiec z dżungli. Ale ci zawsze się uśmiechają. Jestem taki tylko tutaj, w wieży. Szczęśliwy, uśmiecham się.
Dlatego, że moja Piękna mnie kocha, bez żadnych warunków. I nie jest ważne, co się wydarza tam, za granicami wieży.
Dzisiaj ona upiecze placek z wiśnią i twarogiem. W wieży będzie pachniało wanilią, goździkami, cynamonem i całkowicie spokojnym szczęściem.
CZYTASZ
Piękna plus Potwór
Historia CortaOstatnia z trzech serii opowieści "Poddasze Wewnętrznych Osobowości": 1. Poddasze Wewnętrznych Osobowości - o ludzikach wewnętrznych, co siedzą w każdym z nas (oczywiście, z pewnymi różnicami) i prowadzą dziwaczne ale przy tym pełne sensu rozmowy. ...