Żadna praca nie hańbi. W takim przekonaniu żyłam przez całe swoje nastoletnie życie, jednak na myśl ubrania czarnego fartuszka i miotania między stolikami robiło mi się słabo. To właśnie w kawiarni poznałam Grega. Perspektywa pracy w niej, gdzie jedyne czego chciałam to ucieczki od wszystkiego, co miało jakąkolwiek styczność z Wilsonem, przerażała mnie bardziej od skoku z Golden Gate. Czułam ogromne wyrzuty sumienia na samo wspomnienie niepokoju wypisanego na twarzach dziadków, gdy tylko ujrzeli moją zszokowaną, skwaszoną minę. Jak miałam wytłumaczyć im, że wszystkiemu winny jest Greg, a nie ich pomysł? Logicznie patrząc na zaistniałą sytuację ich plan był dobry. Prócz kieszonkowego chcieli zadbać o to, bym miała pieniądze na swoje wydatki i nie siedziała odizolowana w domu - co było bardziej niż pewne. Zależało im, bym mimo odległości od przyjaciół, nie zamykała się na pozostałe relacje - a podkreślali to wielokrotnie podczas przygotowywania kolacji po powrocie. Utkwiłam twarz w dłoniach niepewnie zerkając w lustro. Niespokojna noc niczym nie pomagała w przetrwaniu napiętego poranka, gdy szykowałam się do pracy. Najwięcej zajęło mi maskowanie tatuaży, bo skoro babcia załatwiła mi tę posadę, to nie wykluczone, że ktoś mógłby zauważyć dziary i coś o nich napomnąć. Świadomość, że będę zmuszona przetrwać sześć godzin w miejscu, w którym mimo ogromnej odległości wyczuwałam Grega była równie dołująca co konieczność maskowania tuszu na ciele. Ostatni raz musnęłam usta pomadką ochronną i żegnając dziadków, włączyłam nawigację w telefonie. Z bijącym w gardle sercem i ściśniętym tuż za nim żołądkiem wkroczyłam do kawiarenki przez automatyczne, rozsuwane drzwi. Przyjemna muzyka jednocześnie wywołała nieprzyjemny dreszcz. Ile dałabym, aby móc odwrócić się na pięcie i móc leczyć swoje ego po Wilsonie po swojemu.
— Brooke Devils? — zapytała wyłaniająca się zza lady szatynka o krągłych kształtach. Posłała mi niepewny uśmiech i wstała, jednocześnie wycierając dłonie o szarą ścierkę.
— We własnej osobie.
W duchu próbowałam przekonać siebie, że nie będzie tak źle jak z góry sobie założyłam. W końcu to tylko kawiarnia. Pół świata dalej od jakiegoś głupiego Grega, jego pieprzonej kurtki i Alison.
— Nie tak sobie ciebie wyobrażałam — pociągnęła lustrując mnie ciekawskim wzrokiem od stóp do głów. Wywróciłam oczami nie wiedząc, jak zareagować na te słowa, bowiem po intonacji jej głosu można było uznać, że były bardziej melioratywne niż negatywne. — W sensie nie zrozum mnie źle — broniła się nerwowo chichocząc.
Machnęłam pobłażliwie ręką.
— Nie ważne.
— Ugh — wykrztusiła marszcząc czoło. — Po prostu spodziewałam się żeńskiego klona Taylora, a ty jesteś farbowaną brunetką!
Czy ona jako jedyna rozróżniała brunetkę od szatynki i nie nazwała mnie czarnulką? Wykrzywiłam usta w półuśmiech, jednak nim pociągnęłam temat, uprzedziła mnie zapalona w głowie lampka.
— Skąd znasz Taylora?
Tym razem to ja mierzyłam ją wzrokiem. Dziewczyna spuściła głowę i wyraźnie zawstydzona, splotła dłonie przed sobą. Wyczekująco obserwowałam każdy ruch kelnerki.
— Mieliśmy dwa lata temu mały epizod — zaśmiała się nerwowo. — Nadal jest tak dobrze zbudowany?
Parsknęłam śmiechem i jednocześnie próbowałam sobie przypomnieć wszelkie okoliczności, gdzie Taylor mógł wdać się w romans podczas pobytu u dziadków. Czy on cokolwiek o tym mi mówił? Miałam ochotę chwycić za telefon i naskoczyć na brata, lecz świadomość opłat związanych z połączeniem ostudziła mój zapał.
— Jest normalnie zbudowany — prychnęłam zirytowana kolejną wzdychającą do dwudziestopięciolatka osobą. Taylor prezentował się cholernie dobrze. Był o wiele bardziej umięśniony niż rok temu, a co dopiero dwa, jednak nie chciałam by nowopoznana dziewczyna nabrała na niego większego apetytu.
CZYTASZ
Behind my back/+18
RomansaBrooke Devils podąża przez życie zgodnie z ideą wzrostu - jest wysoka i mierzy wysoko. Choć wychowana w przekonaniu, że miłość swojego życia poznaje się w narożnej kawiarni przy kawałku ciasta i dobrej latte, związki postrzega jako układ niosący obu...