Prudencja i Ringo stali razem z ojcem przy dużym nagrobku z granitu. Każdy pogrążony w swoich myślach patrzył na napis: Sara Hartfield. A pod spodem: Non omnis moriar. Patrzyli, a ból malował się na ich twarzach. Mark Hartfield bezskutecznie próbował ukryć łkanie. Jego ramiona trzęsły się od hamowanego płaczu.Tkwili tam już od kilkunastu minut. Prudencja usłyszała szept swojego brata.
-Chodź już. Lepiej, żeby tato już wrócił.
-Jedźcie - odpowiedziała. - Ja tu jeszcze zostanę.
-A czym wrócisz?
-Poradzę sobie. Pojadę autobusem. Zabierz ojca.
-Na pewno?
-Tak, jedźcie. Chcę pobyć tu sama.
-Okay - mruknął w odpowiedzi. - Chodź, tato.
Ringo dotknął ramienia ojca, który uścisnął mocno syna. Powiedział łamiącym się głosem:
-Byłaby z was taka dumna.
Chłopak wziął Marka pod rękę i sprowadził po stromym zboczu cmentarza. Prudencja popatrzyła na oddalającego się brata. Potem z powrotem skierowała wzrok na grób i usiadła na niewielkiej ławce naprzeciw niego.
-Tęsknię za tobą, wiesz? - spytała cicho. - Brakuje mi rozmów z tobą, twojego ciepła. To strasznie boli. Ta pustka. Ja wiem, że ty mnie słyszysz. Ale to tak bardzo boli, kiedy ja nie słyszę ciebie, mamo.
Łzy lały się po jej policzkach. Strumieniami wypływały spod okularów, kapiąc na jej płaszcz. Dziewczyna poprawiła swój czarny melonik i przetarła oczy. Dookoła panowała cisza, mącona co jakiś czas cichymi słowami Prudencji. To dziś mijał rok, odkąd Sara Hartfield nie żyje.
Marzec zmierzał ku końcowi. Pogoda stawała się coraz lepsza. Słońce częściej przebijało ciemne chmury, ale angielska aura wciąż dawała się we znaki.
Stanley
Miałem straszne wyrzuty sumienia. Nieczęsto mi się to zdarzało. Ale wtedy czułem się okropnie. Owszem, byłem cholernie wkurzony na Prudencję, ale przesadziłem. No i jeszcze ta rocznica śmierci jej matki. Gdybym wiedział, że to dziś, nigdy nie usłyszałaby ode mnie takich słów. Musiałem ją przeprosić. Wyjąłem z kieszeni telefon i zadzwoniłem do Ringo.
-Słucham? - usłyszałem po drugiej stronie jego nieco zmieniony głos.
-Cześć, stary. Przepraszam, że właśnie dziś dzwonię, ale mam problem.
-Nie ma sprawy. Co się stało?
-Chodzi o Prudencję - powiedziałem szybko.
-Tak myślałem.
-Muszę się z nią spotkać. Jest w domu?
-Nie ma jej. Jest w Windsor. Na cmentarzu. Została tam sama.
-Może po nią pojadę?
-Nie wiem, czy to dobry pomysł.
-Ja też nie, ale muszę z nią porozmawiać.
-Okay, rób jak chcesz.
Ringo podał mi dokładnie miejsce, w którym mogę ją znaleźć. Nie tłumacząc się rodzicom, wsiałem jak najszybciej w samochód. Droga nie była długa, ale nie chciałem się z nią minąć. Trochę się denerwowałem. Nie wiedziałem, jak zareaguje na mój widok. Szybko jednak pozbyłem się wątpliwości.
Zostawiłem samochód obok cmentarza i wszedłem po dużej skarpie. Przede mną zobaczyłem postać ubraną na czarno, która siedziała przed jakimś nagrobkiem. Od razu wiedziałem, że to ona. Cicho podszedłem do niej od tyłu. Nie chciałem jej przeszkadzać. Stanąłem jakieś dwa metry za nią, kiedy usłyszałem jej głos.
CZYTASZ
loneliness in paradise
RandomOsiemnastoletnia Prudencja właśnie przeprowadziła się do Londynu. Jest młodą aspołeczną rockmanką. Czy odnajdzie się w nowej szkole? Kim będzie dla niej długowłosy Stanley?