- Podrzuć proszę jeszcze drewna, - odezwałem się nędznie: dusza zamarzła do szpiku kosci, a gdzie jest nasza wieża, do tej pory nie wiedzieliśmy.
Podróż, w którą wciągnęło Ejr spotkanie z Łowcą Serc, zakończyła się bardzo żałośnie. Zgubiliśmy się w nieznajmomym zimnym lesie, wywary konczyły się z przerażającą prędkością, i żadnych oznak ścieżki bądź - tym bardziej – wieży. Która popadała w co większą ruinę z każdą nocą nieobecności swojej Pani.
- Nie mam więcej - ozięble wzruszyła ramionami Ejr. - Tylko na takie małe ognisko nas stać, musimy z tym się pogodzić.
- A Niezamarzające Ciepło? - zapytałem z nadzieją w głosie.
Ejr wstrząsnęła pustym fiolkiem, zawieszonym na pasie. Na dnie przepłukiwała się żółta kropla. Nikła kruszynka, ktora wysmaruje się po ściankach wonnym olejkiem i za nic nie trafi do ust, ile fiolek nie przerwracaj, ile nie czekaj. Sama retrospekcja.
Więc siedzieliśmy i drżeliśmy z zimna pod obcym niebem, surowymi gwiazdami i buczącymi wiatrem wierzchołkami świerków. Fascynujące piękno, ale, niestety, zbyt obce - z takiego nie tworzą się Krople Wieczności.
Ejr nieobecnie się huśtała z prawa w lewo i z powrotem, mrucząc coś pod nosem.
- W każdej niezrozumiałej sytuacji ratuje śpiew – powtórzyła jedną ze swoich ulubionych mądrości. - Kiedy się jest wesoło lub smętnie, kiedy się odchodzi od zmysłów ze szczęścia lub duszę rwie na strzępy, kiedy się myje naczynia i kiedy tańczysz sambę, kiedy... - zetchnęła ciężko i się zacięła. - Wiesz, przecież jestem niczym się nie różnię od innych dziewczyn. Tak samo szukam raz "rycerza na białym koniu", raz konia na białym rycerzu, no weź go! - desperacko zgrzebła garść żwirku z-pod własnych stóp i zarzuciła nim do bojaźliwego ognia.
- Szukasz... bratnią duszę – nieśmiałe zaprzeczyłem, odruchowo kurcząc się przez mroźne dreszcze, co nagle przeszły mnie od końcowek uszu po sam ogon.
- Bratnią Duszę – poprawiła Ejr, chowając wystający kosmyk włosów za ucho i chlupiąc nosem. - Z wielkiej litery. Zwykłych bratnich dusz da się znaleźć nie aż tak mało. No I... - machnęła ręką z desperacją – to przecież jest to samo, Stworku. Bratnia Dusza – to jest to samo, co biały rycerz. A Sim le Chien... nie wiem, co z tym wszystkim ma wspólnego.
- Dałaś mu skarpetki – przypomniałem.
Przecież skarpet nie daje się byłe komu.
- Zamknij się już – odburnęła Ejr i się odwróciła, podnosząc ramiona i siłując utopić w nie szyję. - Wiem, że sama temu winnam, możesz nie przypominać.
Rzadko korzystała z podobnych słow. Szczerze nie rozumiałem, co takiego znałazła w tym Łowcu Serc: mieliśmy walczyć przeciwko mu, a ona nagle opuściła flagę, jak całkiem nie ta Ejr Chat-Grenoille, którą znam. I teraz jeszcze mi mówi "zamknij się". Bezczelnie.
Najeżyłem się i nakryłem oczy łapami. Chciałem choć w tak dziecinny sposób się ukryć przed tym lasem, upiorami z jego ciemności, zimna i... Piękną, której wcześniej absolutnie ufałem. Zaufanie – rzecz, skazana na złamanie. Koniecznie nadchodzi chwila, kiedy ono się wyczerpuje. Kiedy... kiedy potwory zostają sami i samotni.
Nie zauważyłem, że ogon jak zwariowany tętnie po skalistej ziemi, wznosząc obłoka kurzu. Pragnęłem umrzeć z bólu we wnętrzu, żeby tylko nie utrupić nikogo na zewnątrz. W sumie, na zewnątrz była w tej chwili tylko Ejr. A utrupić ją chciałem akurat najmniej.
- Przebacz mi – usłyszałem jej delikatne westchnięcie z-za ogniska. - Ale jestem pusta, Stworku. Krople Wieczności się skończyły I odmawiają uzupełnienia... Niezamarzające Ciepło okazało się słabsze, niż myśleliśmy, a zimno tego lasu wyczerpało go ostatecznie. Powalająca Szczerość straciła swoją moc i już nie jest w stanie nas ochronić... Kocie Futerko... się zdziurawiło i zniszczyło, stać go tylko na krzywdę. Ludziki wewnętrzne leżą w torbie, padli bez czucia. Marzenia, które wydawały się Niezachwiane – przecież rozbił je w drzazgi jednym ciosem i Jej Wysokość Życie ma nieskończoną rację – nieczego nie są warci. Nie ma już Ejr Chat-Grenoille.
Ejr schowała w dłoniach twarz, kiedy podniosłem głowę. Cóż, zbyt szybko stwierdziłem, że nie urządza histerii. Dygotała z niemego łkania i cicho pojękiwała raz na pół minuty. Jej dusza też umierała z bólu.
Łowca Serc był prawdziwym mistrzem w swoim zawodzie. Wystarczy wytrząść z Pięknej duszę, i wtedy ona sama znienawidzi swojego Potwora. We mnie klekotał gniew: z siłą uderzyłem ogonem o ziemię, by szorstki żwir poleciał na boki. Drobne kamyki wleciały w słabiutki ogieńek i ten niebezpiecznie się zatoczył.
Nie, to nie Łowca. Jest tylko ślepym narzędziem w rękach szyderczyni-Życia, choć dumnie uważa siebie za samodzielny element. Przegryzłem bym gardło... Obojgu.
Ejr uniosła zapłakaną twarz, otarła rękawem policzki i nagle się uśmiechnęła do umierającego ognia.
- Szydercza Uprzejmość – przebierając palcami puste fiolki, przestała na tym samym zielonym. Pełnym po sam korek. - Tylko ona została. W taki sposób luzie stają się cyniczni, Stworku.
Patrzyłem na nią z wyczekiwaniem, mój ogon teraz nieświadomie chłostał mnie po bokach, rozpalając złość. Ona rosła I jerzyła sierść w szorstką szczotkę. Chciałem, by powiedziała mi rzucić się na Łowcę, chwycić go za gardło I nie puszczać, aż nie nadejdzie koniec.
- Uspokój się – stłumionie ale stanowczo powiedziała Ejr, uchwyciwszy mój wzrok. - Nie zmyślaj. Przecież dobrze wiesz – nic z tego nie będzie dobrego.
- Jest zobowiązany umrzeć – odparłem zapalczywie.
- Każdy jest zobowiązany żyć – srogo ucięła Ejr. - Również Ty, również ja, jasne?
Ogon mój się podgiął, usiadłem, gapiąc się na nią. Czemu wciąż mnie zdumiewa?
- Złościć się na Życie jest bez sensu, czy do tej pory tego nie zrozumiałeś? - skarciła mnie. - I zawsze będziemy z Tobą stanowić parę.
- A... na Łowce? - sprecyzowałem na wszelki wypadek.
- Również nie ma sensu – westchnęła Ejr. - A jednak prawo – mam! - ona niby się zainspirowała tą myślą i znowu zebrała w pięść żwirek. Rozluźniła palce patrząc jak częśc kamyków zsypia się na ziemie z powrotem, a część – przeplata się po fałdach otwartej dłoni.
- Całkowite prawo moralne złościć się, szlochać I tęsknić! - miotła znów żwir do ognia i ten, razem z uderzącym podmuchem wiatru, zgasł, wydawając dławiący dymek. Ejr wchowała twarz do kolan, podciągniętych pod brodę, I znowu zawyła.
- Każdy ma takie prawo... - szurnęła nosem. - Nie bój się, Stworku... Jestem zagubiona I pusta, ale jutro będziemy dalej toczyć walkę I szukać wieżę, krople I sens...
Łatwo powiedzieć – "nie bój się". Kiedy nie zostało światła, ciepła, przyjaciela, wieczności. A wokół – sam las, który ma Ciebie w nosie.

CZYTASZ
Piękna plus Potwór
Krótkie OpowiadaniaOstatnia z trzech serii opowieści "Poddasze Wewnętrznych Osobowości": 1. Poddasze Wewnętrznych Osobowości - o ludzikach wewnętrznych, co siedzą w każdym z nas (oczywiście, z pewnymi różnicami) i prowadzą dziwaczne ale przy tym pełne sensu rozmowy. ...