31. Bal (1/2)

32 5 0
                                    

Wygładziłam suknię i odetchnęłam. Miękki, lekki materiał zafalował fantazyjnie, mieniąc się połyskliwą czernią i zielenią. Wyglądał tak pięknie, tak przecudownie zachwycająco, że sama byłam zaszokowana jego niezwykłością.

- Gotowa? - Viego podszedł do mnie.

Skinęłam tylko głową, a zrujnowany król zarzucił mi lekki szal na ramiona i delikatnie owinął go wokół mnie. Uśmiechnął się i przejechał po moim policzku zimnymi palcami. Ten dotyk był, mimo zimna, bardzo przyjemny dla mnie.

- Prawie gotowa - zamruczał, wyciągając swoją dłoń.

Zaskoczona zerknęłam na niego, ale posłusznie podałam mu swoją dłoń. Ujął ją delikatnie w obie ręce, po czym na moim nadgarstku zapiął niewielką bransoletę.

- Jest wypełniona Mgłą - wyjaśnił. - Będzie ci lżej, gdy będziesz miała ją ze sobą. Prawda?

Pokiwałam ochoczo głową.

- Byłoby mi jeszcze lżej, gdybyś ty poszedł ze mną - wyszeptałam.

- Głupia szwaczka - zaśmiał się, stukając mnie kilka razy palcami w nos. - Martwy król na balu w słonecznym Sudaro? Oszalałaś do cna, Marie. Nie mogę z tobą iść, dobrze o tym wiesz.

Zrobiłam jedynie niezadowoloną minę, na co Viego uśmiechnął się jeszcze szerzej.

- Marie, twój król czeka - zauważył. - Uśmiechnij się i zatańcz z nim. Nic więcej nie potrzebujesz, by królewskie serce było twoje, uwierz mi.

Westchnęłam ciężko. Viego mówił tak pewnie, ale mimo tego ciężko było mi uwierzyć w te słodkie obietnice.

Do drzwi ktoś zapukał. Viego zerknął tam krótko, po czym podszedł do mnie i krótko ucałował mnie w czoło.

- Baw się dobrze, Marie - zamruczał.

Pokiwałam tylko głową, po czym skierowałam się ku drzwiom. Na ulicy przed warsztatem stał jeden zbrojny, ten sam, który przynosił mi zaproszenia na audiencję i bal. Jego wzrok prześlizgnął się po mnie i zatrzymał, nieruchomy i dziwacznie nieprzenikniony, Dopiero gdy skłoniłam się, odwzajemnił ten gest swoim ukłonem i wyciągnął ku mnie swoją dłoń.

- Panno Marie, czy pozwoli się panienka zabrać na bal? - zapytał.

Pokiwałam głową i ujęłam jego palce. Żołnierz poprowadził mnie ku karocy i pomógł mi wsiąść do środka, sam zajmując miejsce obok mnie. Powóz nie był duży, zaprzęgnięto go w parę białych koni, ale dla mnie, zwykłej szwaczki, wszystko to zaczęło wyglądać jak całkowicie z innej bajki.

- Proszę mi wybaczyć, panno Marie - zaczął zbrojny, gdy powóz ruszył - ale wygląda panienka olśniewająco.

Zaczerwieniłam się momentalnie na te słowa. Gdzieś w moim umyśle rozległ się śmiech Viego. Złośliwy król zrujnowanego świata zapewne nie przepuściłby okazji do skomentowania słów żołnierza.

- D-dziękuję - wyszeptałam jedynie.

- Wiem, że to bardzo niezgodne z etykietą, ale... zaszczyci mnie panienka pierwszym tańcem?

Zerknęłam na niego zaskoczona, ale po chwili pokiwałam głową, na co żołnierz uśmiechnął się szeroko i ciepło.

- Dziękuję. - Mężczyzna skłonił się lekko przede mną. - Będę naprawdę zaszczycony, panno Marie.

Odchrząknęłam tylko, odwracając wzrok ku niedużemu oknu. Za cienką szybką widać było kolorowe kamienice, rozświetlone latarniami uliczki i tłumy ludzi, którzy udawali się na festyn do miasta lub na bal do Pałacu.

Droga spod warsztatu do pałacu nie była długa, już po kilku minutach nasz powóz ustawił się w kolejce mu podobnych. Gdy znaleźliśmy się przed wejściem, towarzyszący mi żołnierz otworzył drzwi, wyskoczył z powozu i odwrócił się, wyciągając ku mnie swoją dłoń.

Z jego pomocą wysiadłam z powozu i stanęłam przed wrotami Pałacu. Szeroko otwarte zapraszały wszystkich gości. Towarzyszący mi żołnierz zacisnął mocniej palce na mojej dłoni i poprowadził mnie przez tłum ku wnętrzu.

- Um... - zaczęłam niepewnie. - Nawet nie wiem, jak masz na imię.

- Zaton - przedstawił się żołnierz. – Czy zgodzisz się, bym wprowadził cię również na salę balową, panienko Marie?

- Marie, wystarczy Marie – odparłam. – Będę wdzięczna, jeśli nie zostawisz mnie samej w tym tłumie. Przynajmniej na początku.

Zaton uśmiechnął się i skinął głową, po czym razem ze mną wszedł do wnętrza Pałacu. Piękne korytarze pełne były ludzi, Zaton jednak bez wahania prowadził mnie przez pałacowy labirynt i przez tłum, a potem również przez ogromne, szeroko otwarte wrota. Za wrotami znajdowała się nieduża przestrzeń, a dalej szerokie schody, prowadzące do ogromnej, przepięknej i rozświetlonej sali balowej.

Przy schodach stał jeden ze służących królewskich. Co chwilę wykrzykiwał imiona, nazwiska i tytuły, zapowiadając przybycie nowych gości. Podeszliśmy do niego, a Zaton nachylił się i wyszeptał coś tak cicho i szybko, że nie byłam tego w stanie wyłapać. Gdy wrócił do mnie, uśmiechał się lekko.

- Co powiedziałeś? – zapytałam.

- Zaraz się dowiesz – zapewnił.

Chciałam drążyć dalej, ale nie musiałam – królewski służący ogłosił bowiem twardym, wyraźnym głosem, że przebyliśmy:

- Panna Marie, bohaterka Sudaro i towarzyszący jej Zaton, królewski rycerz!

Momentalnie zaczerwieniłam się, speszona taką, a nie inną zapowiedzią. Oczy wielu osób zwróciły się na nas – część patrzyła ze złością i wyższością, część z pobłażaniem, ale zdecydowana większość była po prostu zaciekawiona. Zaton chwycił mocniej moje palce i poprowadził mnie w głąb sali tam, gdzie bawili się wszyscy goście.

- W porządku, Marie? – zapytał, gdy wmieszaliśmy się w tłum.

- Nie – jęknęłam. – Ta zapowiedź... to naprawdę...

Zaton zaśmiał się tylko.

- Była po prostu adekwatna, Marie.

Westchnęłam tylko. Zaton był miły i uroczy, ale ta zapowiedź... czułam, że była bardzo nie na miejscu i mogła przysporzyć mi niepotrzebnej uwagi.

- Zatańczymy, Marie? – Zaton wskazał na parkiet, na którym już znajdowało się kilkanaście par. – Pamiętaj, że obiecałaś mi pierwszy taniec.

Skinęłam tylko głową, mimo że czułam się zbyt pewnie w czasie tańca. Zaton wyprowadził mnie na środek sali i pewniej przyciągnął mnie do siebie.

Pamiętałam, jak ćwiczyłam taniec z Viego. Zrujnowany król tańczył niesamowicie dobrze, wyprzedzając moje błędy i niwelując je własnymi, odpowiednio dobranymi krokami. Zaton nie był aż tak zręczny w tańcu, przez co ja denerwowałam się jeszcze mocniej.

- Marie, nigdy nie byłaś na balu, prawda?

- N-nie – jęknęłam. – Wybacz...

- Nie masz za co przepraszać – zaśmiał się. – Nie musisz się też denerwować, Marie. Dobrze tańczysz.

Wiedziałam, że to wierutne kłamstwo, ale w tym momencie sprawiało ono, że stałam się nieco spokojniejsza. Uśmiechnęłam się, a Zaton natychmiast odpowiedział podobnym gestem. Dalej taniec mijał już o wiele, wiele milej, nawet jeśli wciąż nie czułam się pewnie i nawet jeśli moje ruchy absolutnie nie były płynne. W końcu jednak muzyka przycichła, wszystkie pary stanęły, zarówno ja, jak i Zaton zatrzymaliśmy się.

- Dziękuję, Marie. – Zaton skłonił się nisko. – To był prawdziwy zaszczyt towarzyszyć ci dzisiejszego wieczoru.

Również skłoniłam się ku niemu, czując dziwny ucisk w żołądku. Czułam, że nie będzie ze mną przez cały czas, jednak to, że tak szybko musiał iść nieco mnie przerażało.

- Marie?

Odwróciłam się i zamarłam. Joel. Stał tuż za mną.

Łamacz serc (League of Legends: Viego & OC FanFiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz