Rozdział 6

352 38 0
                                    

Pukanie do drzwi o poranku rodzi w mojej głowie myśl, że Aaron magicznym sposobem znalazł mój adres i postanowił zjawić się w progu tego mieszkania. Niestety to z pewnością tylko złudne nadzieje.

Weekend nadszedł tak szybko. Tydzień upłynął mi na rozmowach i graniu z moim nowym znajomym. Kolegą. Teraz mogę go tak nazwać, ponieważ sporo się o nim dowiedziałam. Może nie wtajemniczył mnie w szczegóły swojego życia, ale i tak wiem już dużo więcej niż jeszcze tydzień temu, kiedy... kiedy trochę go nie lubiłam.

Stukanie zaczyna przeradzać się w natarczywy łomot, a ja przyśpieszam kroku i patrzę przez judasz.

Sean?!

Nie odezwał się od wyprowadzki. Myślałam, że układa sobie życie z Kicią, przez co nawet nie próbuje mnie odzyskać. Po co tu przyszedł?

Zawiązuję ciaśniej szlafrok, żeby żaden rąbek przypadkiem się nie uchylił.

Dwa ruchy w prawo, przesunięcie zasuwy i drzwi stają otworem. Wpuszczam byłego chłopaka do mieszkania, które jeszcze niedawno z nim dzieliłam. Wita się ze mną przytuleniem, a ja sztywnieję, ponieważ obco mi w jego ramionach.

Odsuwam się na bok, a patykowaty mężczyzna, którego w zeszłym tygodniu sądziłam, że kocham, rzuca się na kanapę, jakby wciąż był u siebie.

– Głupio mi, że przychodzę do ciebie z tą sprawą, ale... Zrozumiałem, że poza tobą nie mam nikogo. Tylko tobie zwierzałem się ze wszystkich problemów.

Potakuję, siadając w bezpiecznej odległości na drugim końcu sofy. Kiedy kilka miesięcy temu wspólnie ją wybieraliśmy, usiedliśmy razem w jej centralnym punkcie. Sean objął mnie ramieniem, a ja go pocałowałam. Romantyczny nastrój prysł, gdy rzucił komentarz w stylu, że będę miała wygodnie do siedzenie przed telewizorem albo czytania. Tak jakby on nie miał na niej spędzać ze mną czasu. I rzeczywiście rzadko z niej korzystał.

– Więc jakie masz problemy? – pytam niechętnie.

Boję się być blisko niego, bo przecież byliśmy parą. Co jeśli będzie chciał mnie pocałować, a ja ulegnę przez wzgląd na dawne czasy? No, nawet nie tak bardzo dawne. Nie chcę tego. Nie chcę, żeby nasze uczucie się odrodziło. Nie chcę mu wybaczać, nie chcę go słuchać, ale jak mam kazać mu spadać, skoro wyznaje takie rzeczy?

– Spore, Cass. – Pochyla się do przodu i opiera ręce na kolanach. Nie tylko jego pozycja przestaje być wyluzowana, lecz także twarz wydaje się teraz bardzo spięta. – Przeczuwałem, że nie wybaczysz mi zdrady, więc postanowiłem zaangażować się w... tę drugą znajomość. – Ja pierdolę. I dlaczego każe mi tego słuchać? – Co nie znaczy, że przestałem cię kochać, Cass. Nigdy nie przestałem cię kochać! – To cudownie okazuje tę miłość. – Po prostu... Nieważne. Kicia wysyłała mi zdjęcia w wiadomościach. Wyglądała... Podobnie jak w grze. Chciałem się spotkać, ale ona odmawiała. Wreszcie się zgodziła. Podała adres, przyjechałem i jej tam nie było. Rozumiesz? Wystawiła mnie. Ale nie to jest najgorsze.

– Faktycznie, dramat – mruczę. – Sean, mówiąc najprościej jak się da, jesteś bezczelny. – Podnoszę się z kanapy, bo emocje zaczynają we mnie buzować. Odchodzę na bezpieczną odległość, taką, którą powstrzyma mnie przed przyłożeniem mu i zatrzymuję się przy biurku. – Myślałam. No nie wiem, kurwa, że tęsknisz. Zawiniłeś i chociaż niczego od ciebie już nie chcę, sądziłam, że trudniej będzie ci ruszyć dalej, że poczujesz coś takiego jak wyrzuty sumienia, ale nie, ty kręcisz dalej z laską, przez którą mnie straciłeś i jeszcze przychodzisz mi się żalić, że nie przyszła na spotkanie.

– Cass.

On również wstaje i, niestety, podchodzi do mnie, po czym wyciąga rękę w moją stronę, pokonując dzielący nas dystans. Wystarczy jeden mój ruch, by nasze palce splotły się jak jeszcze w zeszłym tygodniu, ale to ostatnia rzecz, na którą mam teraz ochotę.

Virtual Lovers ✔ 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz