Obawy Aarona na szczęście się nie sprawdziły. Lecimy z innego lotniska niż to, na którym kiedyś spotkały go nieprzyjemne sytuacje. Tutaj nikt nie kazał zdejmować mu protezy. Oczywiście musieliśmy powiedzieć, jak wygląda sytuacja i Arr zmuszony był poddać się kontroli manualnej, a już samo to jest dla niego upokarzające. Nie potrafi przejść nad tym do porządku dziennego.
Jest smutny. Wpatruje się w okno z poważną miną. Udaje, że wszystko w porządku. Zapewnia mnie, że nie czuje się źle, ale nie chce nawet odwzajemnić uścisku mojej dłoni, co jest dla mnie jasnym sygnałem, że jednak nie jest tak dobrze, jak próbuje mi wmówić. Jedyne, co mogę zrobić w tej sytuacji to okazanie mu bezsłownego wsparcia, poprzez dotyk i obecność. Poruszyć tego tematu nie mogę, bo się wścieknie. A i co miałabym mu powiedzieć?
Po ponad godzinie docieramy do celu. Na obskurne lotnisko, gdzie na dobrą sprawę nie ma nawet przestrzeni, by usiąść i poczekać. Dziwię się w ogóle, że obsługiwane są tu jakieś loty.
– Sto metrów stąd jest fastfood – informuje Arr, który właśnie szukał na mapie miejsca, gdzie moglibyśmy oczekiwać na przylot pozostałych.
– Okej, idziemy.
Wszystko będzie lepsze niż marznięcie w tym budynku albo przed nim. Chwytam rączkę walizki i przechylam, by móc ciągnąć ją za sobą.
– Co ty robisz? – pyta Aaron, chowając komórkę w kieszeni płaszcza.
W mojej głowie rozbłyskuje czerwona lampka.
– Biorę nasz wspólny bagaż? – Mam tam w końcu swoje ubrania z sylwestra oraz ciuchy Madeleine, w razie gdyby Alex zapomniała moich. – Jest równouprawnienie, teraz moja kolej, żeby się z nim pomęczyć – kłamię, bo przecież głównym powodem jest jego proteza.
Wczoraj ukradkiem poczytałam trochę bloga jednej dziewczyny, która pisała, że długotrwałe chodzenie jest dla niej męczące. Nie wiem, jak jest w przypadku Aarona, bo o nic nie można go zapytać, ale wyobrażam sobie, że też nie jest mu lekko, więc po co miałby się obciążać walizką, skoro ma u boku mnie?
– Mhm, jasne – warczy, wyrywając mi rączkę.
Uchwyt dotkliwie wysuwa się z mojej dłoni.
– Au! To bolało! – syczę, wykrzywiając twarz w grymasie zdenerwowania.
– Mnie też zabolało twoje zachowanie – odpiera, zamiast mnie przeprosić.
– Chyba żartujesz!
Odwraca się i rusza w kierunku wyjścia, ciągnąc za sobą walizkę.
– Jeśli myślisz, że za tobą pójdę, to się grubo mylisz – mówię.
Zatrzymuje się i przez kilka sekund stoi zwrócony plecami do mnie. Nie mam pojęcia, jaki proces zachodzi właśnie w jego głowie, bo nie widzę jego twarzy. Wreszcie podchodzi do mnie, chwyta rękę, której zadał ból i unosi ją. Całuje wnętrze, po czym przeprasza, a w jego głosie słychać skruchę.
– Nie możesz się tak zachowywać, Arr – szepczę. – Nie wolno ci stosować wobec mnie siły. Nie wszystko da się usprawiedliwić wypadkiem. Ufam ci, bo nie znam cię sprzed tego wydarzenia. Wierzę, że byłeś dobrym człowiekiem, ale jeśli będziesz wciąż tak postępował, zacznę podejrzewać, że Britt miała inne powody, by cię nie kochać – wyznaję z całą świadomością tego, jak te słowa mogą go wpienić, ale przecież związek nie może polegać na tym, że będę bała się mówić prawdę, byle tylko go nie urazić.
– Nie jestem taki, naprawdę, nie jestem złym człowiekiem – zapewnia mnie przejętym głosem, a w jego oczach stają łzy.
Pozwalam mu się przytulić i zamykam oczy, chłonąc jego czuły dotyk. Ta wyprawa naprawdę może wiele zweryfikować... Jak moje serce ma to przetrwać?
CZYTASZ
Virtual Lovers ✔ 18+
RomanceNiedługo przed świętami Cassandra odkrywa wirtualny romans swojego chłopaka z tajemniczą Ostrąkicią92. By poradzić sobie ze zdradą i nagłym rozstaniem, sama postanawia sprawdzić, co takiego kryje nieznany jej dotąd świat gier. Podczas rozgrywki Cass...