[L] 𝐋𝐄𝐀

77 13 0
                                    

POTRZEBOWAŁA MGŁY.

Słysząc chór donośnych głosów dochodzących z przyjęcia, skręcało ją w żołądku, a serce waliło jej mocno. Robiła już w życiu tyle szalonych i niebezpiecznych rzeczy, że nie powinna się bać. A jednak tym razem zagrożenie było do bólu oczywiste. To tak jakby postanowiła dołączyć do ostatniej bitwy w Obozie Jupiter bez broni — szanse na przetrwanie takiej sytuacji wynosiły równe zero procent.

Nie miała pewności, czy magiczna zasłona, na której zwykła polegać, pomoże jej w jakimkolwiek stopniu. Jeżeli ten dziwny szósty zmysł starszych mieszkańców wymiaru działał podobnie jak wyczuwanie półbogów przez potwory... cóż, wówczas iluzjonistyczne sztuczki Lei nie mogły zdać się na wiele.

Mimo to postanowiła spróbować, tak na wszelki wypadek. Pewnie dodatkowo by się wahała przed dołączeniem do przyjęcia, gdyby nie Felicia krocząca dumnie w swojej zjawiskowej sukience, z idealnie ułożonymi lokami i uniesionym wysoko podbródkiem. Lea nie chciała przyznawać się jej do swoich problemów, dlatego po prostu szła tak spokojnie i tak pewnie jak tylko była w stanie.

Wszystko, co kiedykolwiek słyszała na temat rzymskich uczt, potwierdziło się.

Stoły literalnie uginały się pod nadmiarem rozmaitych potraw i przysmaków. Bogate, złote ozdoby sprawiały, że cała sala wydawała się lśnić. Muzyka wydobywająca się z liry młodego, urodziwego chłopaka o jasnych włosach (zapewne od Apollina) stanowiła doskonałe tło dźwiękowe dla licznych gwarów, rozmów i śmiechów.

Przez jakiś czas dziewczyny trzymały się razem, spróbowały niektórych dań i napojów, aby nie wyglądać podejrzanie. W końcu, gdy Lea wepchnęła sobie do ust parę fioletowych winogron, odwróciły się obie w stronę doskonale bawiącego się tłumu — równocześnie jak na komendę, chociaż wcale tego nie planowały. Felicia mierzyła przenikliwymi miodowymi oczami każdego nieznajomego herosa, który znalazł się w zasięgu jej wzroku. Zwróciła się do Lei, nawet na nią nie patrząc:

— Wiesz, co teraz robimy...?

Trudno było ocenić czy to pytanie, czy stwierdzenie.

Lea przełknęła resztki owoców, nadal skupiona, by utrzymać Mgłę. Jeśli ci herosi w jakiś sposób wyczuli jej aurę, nie dawali tego po sobie poznać. Nikt nie wymierzył w nią z łuku. Ani nie rzucił się na nią z nożem w dłoni.

— Rozdzielamy się — rzekła.

W odpowiedzi usłyszała nieco markotne:

— Liczę na ciebie, Lea.

Nawet nie wiedziała, kiedy Felicia odeszła. Uporczywie wpatrywała się w niewielki tłum. Ta beztroska... czy większość z nich faktycznie tylko udawała? W którym momencie zamierzali uruchomić swoje niecne plany?

Przestąpiła z nogi na nogę. Odetchnęła głęboko. Musiała odgonić dręczące ją myśli: o Luisie, o Tylerze, o Apate... Ale to było trudniejsze niż mogło się wydawać. Na dodatek nadal nie miała żadnego konkretnego planu, jak zdobyć jakiekolwiek informacje. Musiała zachowywać się naturalnie. Tylko od czego by tutaj zacząć?

Nie była pewna, czy to przez zamyślenie nie usłyszała zbliżających się kroków, czy nie mogła ich usłyszeć, ponieważ pewna postać po prostu pojawiła się tuż za jej plecami. W każdym razie wzdrygnęła się, gdy usłyszała za sobą głos:

— Przyjęcia są po to, żeby się bawić, a nie zamartwiać.

Odwróciła się i stanęła jak wryta. Zamrugała parę razy, by się upewnić, że nie ma halucynacji.

— Na wszystkich bogów — oparła ręce na biodrach. — Dłużej się nie dało, Ikelosie?

Bóg koszmarów obszedł stół dookoła, żeby do niej dotrzeć. Jego szelmowski uśmiech kontrastował z wyrazami skruchy w jasnych, srebrzystych oczach. Wciąż nie miał skrzydeł i był w zbroi (która wydawała się Lei znacznie fajniejsza od męskich chitonów, choć zapewne mniej wygodna czy odpowiednia na luźne przyjęcie), a jego rozwichrzone, półdługie włosy różniły się trochę od typowych fryzur starożytnych Greków. Mimo to jakoś nie wyróżniał się z tłumu... co było dziwne, zdaniem Lei. Pewnie użył jakiś boskich mocy.

❝Po nici Ariadny❞ | Dwoje wybranychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz