Rozdział 9

933 87 28
                                    

– Napijesz się czegoś? – zapytałam, gdy weszliśmy do salonu.
– A co proponujesz?
Dlaczego miałam wrażenie, że za każdym wypowiedzianym przez niego zdaniem kryje się coś innego, zdecydowanie związanego z seksem? Aaa, tak, ponieważ chciał mnie przelecieć na kuchennym stole. O, tym.
– Kawę, herbatę, sok, wodę? – Weszłam do części kuchennej i otworzyłam lodówkę. – Alkohol odpada, bo prowadzisz.
Zdjął kurtkę, rzucił ją na jedną z sof, a potem podszedł do stołu, oparł się o niego lekko i łagodnie przesunął palcami po blacie. Oboje wiedzieliśmy dlaczego. Biała koszulka ładnie opinała jego tors, nie za luźna, nie za ciasna. Idealna, żeby podkreślić szerokie bary i pięknie zarysowane mięśnie klatki piersiowej. O tak, skurczybyk wiedział, jak sprzedać to, na co pracował godzinami na siłowni, czy gdzieś, gdzie robi się takie cuda.
– Zawsze mogę zostać. – Uśmiechnął się leniwie.
– Możesz – przyznałam grzecznie, intensywnie udając, że nie robi na mnie wrażenia ani ten jego uśmiech, ani fajnie opakowane ciało. – Mam pokój gościnny. Tylko najpierw musiałabym zadzwonić do Adka, żeby za ciebie poręczył.
Roześmiał się cicho, a potem usiadł na stole.
– Wytrzymały – przyznał, jakby nie słyszał tego o Adamie.
– Lity dąb. Mój mąż... eksmąż – poprawiłam się szybko – nie kupował byle czego.
– Tego byłem pewien, skoro miał ciebie.
– Mnie nie kupił – warknęłam, ignorując komplement.
– Nie to miałem na myśli.
– Aha. – Odwróciłam się do niego tyłem, wściekła bardziej na siebie niż na niego, bo jego komentarz przypominał regularne zarzuty Andrzeja z ostatnich trzech miesięcy. Wiele razy słyszałam, że chodzi mi tylko o kasę, że gdyby mi zależało na małżeństwie, nie odpuściłabym ot tak, po prostu. Ot tak, cholera jasna!
– To jak będzie z tym noclegiem? – Michał przerwał ciszę.
– Zależy, co powie Adam. Mam dzwonić?
Nie odpowiadał, więc w końcu odwróciłam się, żeby na niego popatrzeć. Już nie siedział na stole, ale stał przy kredensie w salonowej części i w skupieniu oglądał poukładane na nim zdjęcia, oprawione w różne metalowe ramki. Na większości była Kama, na kilku rodzice i Adam. Te z Kowalskim usunęłam zaraz po jego wyprowadzce. Zostało tylko jedno, z pierwszej komunii Kamili, na którym staliśmy wszyscy, nawet Paulina, chociaż dopiero zaczęli się wtedy z Adamem spotykać. Mama była niesamowicie dumna z syna, że poznał taką miłą, stateczną dziewczynę z dobrego domu, więc uparła się, by i Paula stała na rodzinnej fotce.
I właśnie to zdjęcie przyciągnęło uwagę Michała. Wziął je do rąk i zaczął studiować z uwagą.
– Długo się znacie z Adamem? – zapytał wreszcie.
– No raczej. – Roześmiałam się, podchodząc do niego. – Od jego urodzenia. Mama mówi, że robiłam karczemne awantury, kiedy go przywieźli ze szpitala. Wspomina też coś o próbach przyssania się do cyca, gdy go karmiła, ale kto by jej tam wierzył. – Mrugnęłam.
Patrzył na mnie z dziwnym wyrazem twarzy.
– Jesteś jego siostrą – stwierdził wreszcie cicho.
– A myślałeś, że kim? – zaciekawiłam się... i od razu odpowiedziałam sobie na to pytanie. – Rany! Serio?! Myślałeś, że jestem jego dziewczyną?
– Kiedy go pytałem, powiedział tylko, że cię kocha. I słyszałem, jak ty to mówisz.
– A ty nie mówisz siostrze takich rzeczy?
– Nie mam siostry.
– To bratu?
– Dostałbym po ryju. – Uśmiechnął się krzywo, a potem odstawił zdjęcie. Przekręcił głowę i zapatrzył się na mnie z zastanowieniem. – Siostra, co?
– Małgorzata Malczyk – dygnęłam. – Znaczy jeszcze Kowalska, ale...
Nie dokończyłam, bo przyciągnął mnie gładko i pocałował.
Ledwie weszłam w dorosłość, kiedy poznałam Andrzeja. Wcześniej nie miałam chłopaka, a później był już on. Nie grzeszyłam więc wielkim doświadczeniem w kontaktach... ekhm... intymnych z mężczyznami. Całował mnie też tylko jeden facet. I to dawno, dawno temu, bo mniej więcej pięć lat po ślubie uznał, że pocałunki są dla młodych i wolnych, a nie statecznych małżeństw. O ile pamiętam, nie był w tym zły. Nie, nie był zły, ale, Jezu kochany, nie robił tego TAK. Mocno, zaborczo, napastliwie i... krótko. Za krótko.
Michał nieco mnie odsunął. Na tyle, żeby móc spojrzeć mi w oczy.
– Kurwa – sapnął cicho.
Może bym i rzuciła jakiś błyskotliwy sucharek, gdyby... choooleeeeraaa. Mój mózg właśnie wziął urlop, leżał na plaży nudystów, słoneczko mu przygrzewało, morze szumiało, a on, gnojek jeden, uśmiechał się jak idiota. Mniej więcej tak jak ja.
Michał tymczasem westchnął i w końcu wypuścił mnie z objęć. I stał się cud: nie zemdlałam, nawet się nie zachwiałam. Nieźle.
– To co pijesz? – zapytałam ponownie.
– Whisky by pomogła – burknął.
– Sorry, nie mam. Kowalski zabrał wszystko.
– Trudno. Może być sok. Nie będzie mnie kusiło, żeby zostać. – Skrzywił się.
Uniosłam brew w milczeniu, a on się roześmiał.
– Nie, mała. Na trzeźwo też mnie kusi. Na trzeźwo jednak umiem to kontrolować.
Przyglądałam się mu z zastanowieniem, bo właśnie pojęłam, że wolałabym, aby tego nie kontrolował i podjął decyzję za mnie. Po tych wszystkich gównianych miesiącach pragnęłam poczuć się pożądana. Nie chodziło nawet o seks, bardziej o bliskość, o dotyk... o czyjąś obecność.
Cholera! O seks też. Potrzebowałam faceta, który pomógłby mi uwierzyć, że to nie ja jestem do dupy, ale mój mąż to skurwiel.
– Co jest? – Michał znów wyczuł mój zmieniający się nastrój.
– Nic. Pomarańcza czy jabłko? – Podeszłam do lodówki.
– Jabłko.
Napełniłam szklankę, a po chwili zawahania nalałam sobie kieliszek czerwonego wina.
– Jesteś głodny?
Usiadł w fotelu obok wygaszonego kominka i obserwował mnie z daleka.
– Aha – przytaknął, opuszczając wzrok na moje usta, żebym nie miała wątpliwości, na co ma ochotę – ale twój brat obiłby mi gębę. Może też coś innego. A ja lubię moje coś innego.
Wzięłam duży łyk wina. Było cierpkie i w przedziwny sposób gładkie.
– Po pierwsze – zaczęłam, podchodząc powoli do sofy naprzeciwko fotela, na którym siedział – szczerze wątpię. Adek co prawda nabrał ostatnio ciała, mimo to jakoś mi się nie wydaje, by sobie poradził w starciu z tobą.
– Dlaczego? – Nagle przestał się uśmiechać.
Usiadłam, po czym przyjrzałam mu się w udawanej analizie.
– Bo, chociaż miałam dość krótki kontakt z twoim ciałem – zrobiłam minę sugerującą, jak bardzo tego żałuję, co ponownie uniosło kąciki jego ust – to dam sobie uciąć jakąś mniej istotną część własnego... na przykład te kilka centymetrów na biodrach, co to ich mam za dużo... dam je sobie więc uciąć, że u ciebie to same mięśnie. I to nie takie nadmuchane sterydami. Na to jesteś za szczupły. Pewnie coś trenujesz, jakieś sporty walki? – zapytałam, a on skinął powoli głową. – A Adek to... no, Adek. Trochę pływał, miał też ze dwa lata fascynacji karate, jakieś dwadzieścia lat temu. Aaa, i jeszcze krav maga, jeśli w ogóle jest sens to wspominać, bo po kilku miesiącach odpuścił. – Ponownie pomoczyłam usta w alkoholu. – A myślałeś, że dlaczego?
– Nie masz za dużo w biodrach – zignorował moje pytanie. – A twój brat daje radę. – Nie spuszczał ze mnie wzroku. – A co po drugie?
– Co po drugie? – powtórzyłam, nie rozumiejąc.
– Powiedziałaś, że po pierwsze Adam nie dałby mi rady. A po drugie?
Pasował do tego fotela i podobało mi się, że tam siedział. Chyba faktycznie brakowało mi czyjejś obecności. Od lat nie byłam tak długo sama. No i, ech, do diabła, nie ma się co okłamywać: był cholernie przystojny. Surowy, trochę mroczny, ale nieprawdopodobnie pociągający.
Albo to alkohol...
– Dlaczego Adam miałby się wtrącać? – zapytałam, bo wino rozgrzewało mi żyły. – Jestem dorosła, ty też. I skoro nie spieszysz się do domu, zapewne nikt tam na ciebie nie czeka. Oboje jesteśmy dorośli i wolni... No, dobra, ja będę niedługo. Dlaczego to – machnęłam ręką – gdyby się wydarzyło, miałoby zdenerwować Adama? – Nie odrywałam od niego spojrzenia, a on sączył sok z uśmieszkiem błąkającym się po wargach. – Chyba że jednak się mylę i gdzieś tam czeka jakaś pani Michałowa?
Odstawił pustą szklankę.
– Nie – zaprzeczył bez uśmiechu. – Zdrada to kurestwo.
– Powiedz to ciaputkowi – burknęłam.
– Komu?
Sięgnęłam po komórkę, znalazłam wiadomy film i go puściłam, kładąc telefon przed Michałem. W ciszy rozbrzmiał wysoki dziewczęcy głos:
– Szybciej! Szybciej! Szybciej! Ooooch, ciaputku!
Michał gapił się w ekran, aż usłyszał:
– Nie przeszkadzajcie sobie, ja tylko po pendrive.
Wówczas podniósł wzrok na mnie.
– Andrzej Ciaputek Kowalski. Mój mąż. Zdradziecka szuja – przedstawiłam, popijając wino. – Świętował moje urodziny. Dildo robiło za świeczkę w torcie.
– Kurwa.
– Zareagowałeś jak Adam. – Uśmiechnęłam się lekko.
Michał przesiadł się na sofę obok mnie, a potem pociągnął mnie na swoje kolana.
– Facet nie wyglądał na uszkodzonego, kiedy wysiadał z samochodu – powiedział cicho – więc nie: Adam zareagował zupełnie inaczej, niż ja bym to zrobił.
Pocałował mnie ponownie, a że tym razem trochę na to liczyłam, oddałam pocałunek z całym buzującym we mnie pożądaniem. Wpiłam się w jego usta gwałtownie, błyskawicznie wsunęłam język między wargi i napotkałam tam jego. Był mocny, pewny siebie i szybko przejął kontrolę. Cholera! Jakie to było dobre. Mocne. Gorące i pozbawiające rozsądku.
Nie przestając go całować, zmieniłam pozycję i objęłam Michała udami w biodrach, a on zsunął dłonie na moje pośladki i przycisnął mnie do siebie.
Jezu! Jak ja tego potrzebowałam!
Przylgnęłam do niego, wsunęłam palce w jego włosy, by przypadkiem mi się nie wymknął, żeby być jak najbliżej... żeby być z nim.

MałaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz