Rozdział 4

941 89 26
                                    

A tak! Zapomniałam. Wciąż miałam na sobie tę czerwoną bandażówkę. Adam miał rację: matka na sto procent bardziej przejmie się moim wyglądem niż tym, że ukochany zięciunio leczył hemoroidy dupą dwudziestolatki i dildem własnej żony. Jednocześnie.
- Urodziny mam - wymamrotałam niewyraźnie, czując się nagle kompletnie goła.
- Ja to wiem, ty to wiesz, ale dla mamuni będziesz upadłą kobietą zmierzającą prostą drogą w piekielne czeluści. Zwłaszcza gdy jej powiesz o rozwodzie. Jak nic uzna, że to twoja wina.
- Jasne! Bo to ja wepchnęłam fiuta męża w tę gówniarę! - warknęłam, absolutnie świadoma, że tym właśnie torem podąży matczyne rozumowanie.
Wciąż wyszczerzony Adam tylko wzruszył ramionami. Potem spojrzał na zegarek i przestał się uśmiechać.
- Za kilka minut mam spotkanie - oświadczył. - Michał już pewnie jest w drodze, więc nie zdążę odwołać. Do galerii masz rzut kamieniem. Skoczysz po jakieś ciuchy, przebierzesz się, a ja w tym czasie obgadam z nim sprawę. Później pojedziemy oświadczyć naszej matce, że jej największa duma spierdoliła swoje małżeństwo, posuwając nastolatkę.
Może i powinnam z nim dyskutować, tłumaczyć, że to nie z Andrzeja, ale właśnie z niego mama jest najbardziej dumna, jednak po co? Adam był najmądrzejszym facetem, jakiego znałam, i doskonale wiedział, że dla mamy bogobojny lekarz w rodzinie, biegający co tydzień do kościoła i przyjaźniący się z proboszczem jednej z tyskich parafii, był znacznie większym powodem do dumy niż prawnik specjalizujący się w sprawach rozwodowych. Nie żeby nie kochała syna. Kochała. Mimo to o Andrzejku opowiadała sąsiadkom, jego osiągnięciami chwaliła się na spotkaniach rodzinnych i, co chyba najbardziej bolało Adasia, dla Andrzeja gotowała zawsze rosół bez cebuli, chociaż jej syn uwielbiał to warzywo. Ostatecznie przestała też kupować ukochaną przyprawę syna - maggi, bo Andrzej nakładł jej do głowy, że jest niezdrowa. Pewnie dlatego mój brat tak nie znosił szwagra.
- Ona ma dwadzieścia jeden lat - wyjaśniłam więc jedynie.
- No! - Uśmiechnął się krzywo. - To już cholernie wiekowa dupa. Aż dziw, że Jędrusiowi stanął na jej widok.
Przypomniałam sobie ciało dziewczyny i w milczeniu zacisnęłam zęby. Młody w tym czasie wrócił do pisania na klawiaturze. I znów walił w nią zaciekle, aż wdusił ostatnią kropkę, a drukarka wypluła kartkę.
- Podpisz tu - wskazał - i tu. Wieczorem obgadamy, co zabierzesz gnidzie. I wyślij mi ten filmik. - Schował podpisane przeze mnie dokumenty, po czym podniósł się z fotela. - Tośce przekaż, że ją kocham. Dzięki jej przytomności umysłu to będzie najszybszy rozwód ever. Nie sądzę, by doktor Kowalski robił ci pod górkę. Pamiętam, że Strzałowski to kawał wyjątkowego skurwiela. Wyjątkowego, niewybaczającego skurwiela. Jędruś odda ci wszystko, byle Patryczek się nie dowiedział, że podwładny obrabiał mu narzeczoną.
Też się podniosłam.
- Patryk nie może się dowiedzieć - oświadczyłam spokojnie. - Nikt nie może wiedzieć, kim była ta laska, okej? Najlepiej, żeby nikt w ogóle nie wiedział, dlaczego się rozwodzimy. Oczywiście oprócz ciebie, Tośki i rodziców. Nikt. Zwłaszcza Kama.
- Ale...
- Kama zaczyna studia. I tak ma pod górkę. Nie chcę dodatkowo obarczać córki zdradzieckim tatusiem, który sypia z dziewczynami prawie w jej wieku - westchnęłam. - Nikomu to nie posłuży. Niech sądzi, że coś tam się wypaliło, że się rozstajemy w przyjaźni... A cholera wie co. Jeszcze wymyślimy.
- Gosiek, takich rzeczy się nie ukryje. W końcu wyjdą.
- To wyjdą, ale nie teraz. Młoda i tak ma mnóstwo na głowie. No i będzie potrzebowała wsparcia finansowego ojca. Jeśli się dowie, weźmie moją stronę, a Andrzej może ją odciąć od kasy. O ile będzie miał jakąś kasę, bo Patryk go zniszczy, gdy pozna prawdę.
Adam podszedł do mnie i położył dłonie na moich ramionach.
- Kama ma bogatego wujka, a ten jest bezdzietnym starym kawalerem - mrugnął - i stać go na utrzymywanie siostrzenicy na studiach.
Otwierałam już drzwi, ale kiedy to powiedział, cmoknęłam go wzruszona w policzek.
- Singlem, kretynie, nie starym kawalerem - poprawiłam brata drżącym głosem. Po czym objęłam i powiedziałam coś, czego nie słyszał zbyt często: - Kocham cię, Adek.
Młody, też wzruszony, poklepał mnie nieporadnie po plecach. Uśmiechnęłam się i wyswobodziłam z objęć, by dodać:
- Ale nie omieszkam wykorzystać, jeśli będę musiała.
- Ja też się zgłaszam - zabrzmiał niski męski głos z korytarza. - Do tego wykorzystywania.
Spojrzałam w kierunku mówiącego. Wysoki, szczupły mężczyzna, mniej więcej w wieku mojego brata, taksował mnie typowo samczym spojrzeniem. Jakbym była głównym daniem na jego prywatnym bankiecie. Normalnie może i by mi to pochlebiło, chwilowo jednakże czułam awersję do wszystkich przedstawicieli przeciwnej płci. Wszystkich oprócz brata i ojca.
- Pan chce cię wykorzystać - zwróciłam się do brata. - Sam powiesz, że wolisz laski, czy ja mam złamać mu serce?
- Nie mam serca, mała. - Mężczyzna wyszczerzył zęby. - Za to inne organy chętnie oddam w twoje ręce.
- Michał - warknął Adam. - Jesteś za wcześnie.
- Tylko kilka minut. - Gość błysnął szerokim uśmiechem. Skurwiel był przystojny. W taki surowy, drapieżny sposób. - Warto było - dodał, wbijając we mnie bezczelne spojrzenie.
No tak. Ta moja kurewska sukienka. Szlag by to trafił. Co Krzysiek mówił o śmiertelnym grzechu...?
Stojącemu obok mnie Adamowi błyskawicznie włączył się tryb rycerskiego braciszka. Nie byłam tylko pewna, czy chodziło faktycznie o mnie, czy wyczuł, jak mój poziom wkurwienia rośnie pod sufit i za chwilę eksploduje wprost w urodziwą gębę jego klienta. Bez względu na powód, Adam stanął między nami i nie spuszczając wzroku z klienta, zwrócił się do mnie:
- Masz jakieś czterdzieści minut. Nie łaź za długo.
Przez chwilę stałam niezdecydowana, pragnąc wyładować cały gniew i frustrację, jakie czułam z powodu zdrady męża, na przystojnym bucu, któremu się wydawało, że może oceniać po wyglądzie. O tak! To była przemiła myśl. Wydawał się wystarczająco bystry, żebym mogła uskutecznić na nim językową ostrą jazdę bez trzymanki. Taaa, może by mi nawet ulżyło, ale to klient Adama. I to jakiś bliski klient, bo brat raczej nie był ze wszystkimi, którzy korzystali z jego usług, po imieniu. Ważny klient, a ja, w przeciwieństwie do rodziców, szanowałam pracę brata.
Dlatego ostatecznie ruszyłam do drzwi.
- Tylko wybierz takie ciuchy, żeby pasowały do kółka różańcowego - zakpił Adam, kiedy już dotykałam klamki.
- Spoko - burknęłam. - Odwiedzę sklep, w którym ty się ubierasz.
Obaj mężczyźni parsknęli jednocześnie. Obdarzyłam ich pełnym wyższości uśmiechem. Zanim wyszłam, dojrzałam jeszcze wyraz ślicznej buzi braciszkowej asystentki. Serio, płynna granica.



MałaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz