Zastanawiałam się, czy ostrzegać Was przed scenami 16+, ale stwierdziłam, że będzie ich za dużo, by za każdym razem o tym pisać. 18+ na pewno nie będzie. Więc czujcie się ostrzeżeni na przyszłość ;)
A teraz zapraszam do drugiego rozdziału, w którym już robi się gorąco!
_+_+_
Cole odczuwał zmęczenie w drżących mięśniach.
Rozejrzał się, ocierając z czoła pot. Czekał w lekkim przykucu pośrodku wielkiej, okrągłej sali. Po bokach znajdowały się podesty, swego rodzaju widownia, teraz pusta. Reflektory w kątach oświetlały sam środek, gdzie na podwyższeniu stał on i napastnik.
Uchylił się przed szybkim ciosem. Pieść przeleciała tuż obok jego głowy, ocierając się o policzek. Westchnął, łapiąc ją i wykręcając, lecz przeciwnik nie dał się zwieść. Przeskoczył zwinnie nad Colem, niemożliwy wyczyn dla zwykłego człowieka. I uderzył od tyłu, trafiając obitym metalem butem w biodro Cole'a.
– Ouch! – syknął, odskakując. Napastnik był szybki. Wyprowadzał serię ciosów raz za razem, nie wyglądając przy tym na zmęczonego, aż czarno-błękitne pasemka włosów zlewały się w jedno.
Cole zamachnął się jeszcze raz, wkładając w to całą swoją siłę.
– Nieźle! – gwizdnęła Seliel, odskakując. Ręka chłopaka przeleciała z impetem obok. Tym razem była pora dziewczyny, by uderzyć. Zwinnie przykucnęła i cięła nogą, powalając bez tudu Cole'a.
– Och! No nie! – zaprzeczył, nie mogąc uwierzyć, że takie chucherko jak Seliel powaliło go piąty raz z rzędu na beton. – Przecież to niemożliwe!
– Ile razy mam ci powtarzać, skarbie, że dla demonów niemożliwe nie istnieje? – mruknęła, siadając na nim okrakiem. Cole sapnął i drgnął gwałtownie.
– Tak, tak, wiem – zapewnił trochę niezręcznie, czując bliskość dziewczyny. Wciąż przyzwyczajał się do obecności drugiej osoby w jego życiu. – Możemy powtórzyć rundkę.
– Oj, nie tak szybko. Jeszcze cię właściwie nie znokautowałam – rzuciła lekko Sel, bezwiednie unosząc kąciki ust. Przysunęła się do Cole'a, łapiąc go za nadgarstki. – Sam mi powtarzałeś, by upewnić się, że przeciwnik jest skutecznie unieruchomiony. – I przygwoździła ręce chłopaka do podłogi, wyrywając mu dech z piersi.
Cole zamarł. Właściwie to nie był pierwszy raz, gdy dziewczyna rzucała się na niego bez powodu. Ale mało kiedy to była konkretnie TA dziewczyna.
Seliel była swego rodzaju wyjątkiem od reguły. Potrafiła wzbudzić w zatwardziałym sercu Cole'a dziwne uczucia, na których mało sie znał. Czerwony organ zaczynał gnać w nierównym tempie, nie bacząc na myśli chłopaka. Ale Cole wiedział jedno. Że jeśli zaraz czegoś nie zrobi, to zwariuje!
– Pary w rękach ci nie brakuje – stwierdził. Usilnie pragnął odwrócić swoją uwagę od przyciśniętego do niego damskiego ciała o kształtnych piersiach i idealnych biodrach. Niestety, bezskutecznie. – Kopa to też masz niezłego – spróbował jeszcze raz. Lecz głupi umysł wciąż nie pracował tak jak trzeba, nakierowując jego wzrok na małe, czerwone usteczka, z których chciałby scałować ten zadziorny uśmiech.
– To nie tak, że nie wiem, co próbujesz zrobić – parsknęła Seliel, przybliżając się jeszcze centymetr czy dwa. Cole nie odważył się drgnąć, ciężko przełykając. Już czuł podniecenie w spodniach i nie chciał dawać dziewczynie więcej powodów do radości. Tym bardziej, że przy najmniejszym ruchu zauważyłaby. – Powiem tylko, że kiepsko ci wychodzi.
I zmniejszyła dzielący ich dystans, dociskając swoje usta do ust chłopaka.
Cole westchnął, rejestrując miękką fakturę warg, które zachłannie się w niego wpijały. Z radością odpowiedział na pocałunek. Wpierw delikatnie, potem coraz gorliwiej. Ciche dźwięki wydobywały się z głębi jego piersi. Odbierał i dawał im obojgu wielką przyjemność. Cieszył się każdą chwilą, którą mógł dzielić z dziewczyną.
CZYTASZ
Sekrety żywiołów || Ninjago
FanfictionZAWIESZONE Po pokonaniu Synów Garmadona i armii demonów ninja nareszcie mogą odpocząć. Postanawiają rozłączyć się i żyć na własną rękę. Kai pomaga Skylor prowadzić restaurację, Jay razem z Nyą mają salon samochodowy, Zane wyjechał z Pixal na wakacje...