Nad ranem spieszę ku gabinetowi pani Lisy Cavannah. Amy powiedziała, że nie jest dzisiaj w dobrym humorze, jednak gdy zapytałam ją o co może chodzić, wzruszyła tylko nerwowo ramionami i wyszła z pokoju jeszcze przede mną.
To wszystko wydaje mi się nieco podejrzane i dziwne, lecz gdy jestem już prawie na miejscu myślę tylko o tym, co takiego ważnego ma mi do przekazania ciemnoskóra kobieta.Gdy stoję przed drzwiami do moich uszu dobiega rozmowa Lisy z...
Zaglądam przez małą szparę w wejściu.
James!
-Traci pani tylko czas - mówi z kpiną James.
Kobieta wyraźnie wyprowadzona z równowagi wstaje z krzesła i zmierza w kierunku chłopaka, który w tym samym momencie uniósł się ze skórzanego fotela.
-Wiem, że ją ukrywasz. - Lisa robi krok do tyłu, by móc oprzeć się o biurko z czarnego drewna. Na jej twarzy pojawia się skrzywienie, jak gdyby najadła się cytryny. - Wiem to na pewno, panie James. Nie rozumiem tylko dlaczego. - Mruży znacznie oczy. - Bo widzisz James, wszyscy dziwią się, że jeszcze żyjesz. - Na twarzy Jamesa błąka się chytry uśmieszek.
-Już rozumiem to twoje rozczarowanie, gdy zobaczyłaś mnie w progu. Włożyłaś tą czarną sukienkę okazjonalnie? - Jego cwany ton głosu sprawia, że Lisa nieco się uśmiecha. Nie dlatego, że słowa Jamesa ją rozbawiły. Patrzę na nią i widzę w tym uśmiechu litość. Litość jaką matka obdarza swoje dziecko, gdy to opowiada wyimaginowane i niestworzone historię.
Cofam się o krok, gdy Lisa zbliża się do Jamesa w obawie, że zaraz zostanę zdemaskowana. Przylegam do ściany a mój oddech jest nieco przyśpieszony.
-James... - zaczyna, ale nie kończy, gdy to chcąc znów mieć pełen widok, następuję na jedną z moich rozwiązanych sznurówek i napierając całym ciałem, pozbawionym równowagi, wpadam do środka.
-Dzień dobry? - dukam w zakłopotaniu, i z wciąż łomoczącym w pośpiechu sercem.
Spoglądam to na Lisę, to na Jamesa, na którego twarzy znów zostało przypięte cwane rozbawienie. Obracając w dłoni jakiś mały przedmiot, kręci głową i nie waży się spuścić ze mnie wzroku choć na chwilę. Czuję jak cała moja twarz płonie niczym pochodnia. Ciało zesztywniało w tej upokarzającej pozycji nie pozwalając mi wykonać najmniejszego ruchu. Lisa przygląda mi się wyraźnie oszołomiona, kompletnie wybita z pantałyku.
-Na Boga, Molly, wstawaj z tej podłogi! - wykrzykuje zniecierpliwiona opiekunka.
Pośpiesznie unoszę się z ziemi otrzepując ubrania. Zerkam na rozłożonego obok na fotelu mężczyznę i widzę, że jego twarz zdobi szelmowski uśmieszek, na co lekko się nadymam nerwowo odchrząkując. Pocieram natarczywie krótkim paznokciem o materiał dżinsów starając się zachować niewzruszony wyraz twarzy, kiedy James wydaje się pławić w moim zawstydzeniu.
-No dobrze - zaczyna James podnosząc się z fotela. - Będę się już zbierał, jeśli pani pozwoli. - Mówiąc to nie przestaje wbijać we mnie swojego spojrzenia a ja w duchu proszę, żeby jego oczy skupiły się na Lisie, jednocześnie chcąc, by to nigdy się nie stało. Obnaża mnie jednym zerknięciem. Przyciąga jak magnes, sprawia, że zapominam o całym świecie.
-Miło się z panią gawędziło. - Po upływie wieczności w końcu patrzy na Lisę. Znów ta jego diabelna pewność siebie w każdym kolejnym wypowiedzianym słowie.
Lisa sprawia wrażenie spokojnej i opanowanej, ale coś karze mi myśleć, że jeśli James stąd w tej chwili nie zniknie, rzuci się na niego i zacznie rozrywać na kawałki. Patrzę na tę dwójkę, zawieszając oko nieco dłużej na Jamesie i widzę niebezpieczne prądy płynące, walczące ze sobą na śmierć i życie. Tak wiele oddałabym, by wiedzieć o co w tym wszystkim chodzi. O jakiej dziewczynie mowa? I dlaczego niby, James miałby ją ukrywać? To wszystko jest takie tajemnicze. Zupełnie jak on. Rysowany w ciemnych barwach, z zagadką wygrawerowaną w samym spojrzeniu.
James kieruje się w stronę wyjścia, nie tracąc czasu na zdawanie sobie sprawy z tego, że stoję w tym samym miejscu, co kilka minut temu, że nie wyparowałam, że w ogóle istnieję. Nie zwracając na mnie uwagi, rzuca zadowolony okiem na moje buty, mija mnie ocierając się nieznacznie o moje ramię i wychodzi, nie zamykając za sobą drzwi.
-Siadaj - nakazuje mi, wyraźnie rozdrażniona Cavannah. Wykonuję jej polecenie. - Wezwałam cię tutaj z konkretnego powodu - oznajmia okrążając biurko i zajmując miejsce na obrotowym, masywnym, brązowym fotelu a ja czuję się, jakbym miała zostać zaraz stracona.
-Wypuszczacie mnie stąd? - pytam z naiwną nadzieją na co Lisa kpiąco zaśmiewa się pod nosem. Jej reakcja wywołuje stopniowo owocującą we mnie złość.
-Nie, póki co, nigdzie się nie wybierasz. - Robi krótką pauzę. - Wiemy, że twoja matka wychowywała cię samotnie - kontynuuje. - Problem polega na tym, że po twoim ojcu słuch zaginął. Zapadł się jak kamień w wodę, ale mimo to nie ma dowodów na to, że nie żyje i...
-Zaraz - przerywam całkowicie oszołomiona. - Chwila. Chcesz mi powiedzieć, że szukacie mojego ojca? - pytam. - M o j e g o ojca?
-Przypuszczamy, że przez jakiś czas mieszkał w San Francisco, dokładnie gdy miałaś czternaście lat wyniósł się stamtąd w nieznane dla nas na razie miejsce. Próbujemy to ustalić. Gdyby udało się go znaleźć, mogłabyś się wtedy z nim zabrać, jeśli tylko się zgodzi. Oczywiście pod warunkiem, że w ogóle jeszcze stąpa po tej ziemi.
-A co jeśli, to ja się nie zgodzę? Może to ja nie będę tego chcieć. - Spoglądam prosto w jej oczy. W moich można zobaczyć w tej chwili panikę. Przejmującą, pełną desperacji. W myślach krzyczę i wołam o pomoc.
-To on przejmie od nas pałeczkę, wystarczy jeden podpis.
Wszystko się we mnie gotuje, cały ten natłok informacji sprawia, że nagle kurczę się do niewyobrażalnie małych rozmiarów. Chcę uciec z tego gabinetu i udać, że ta rozmowa nigdy się nie wydarzyła. Mimo wszystko, od wypadku mamy, nie przeszło mi przez myśl, że mam jeszcze ojca, że wcale nie muszę tutaj być. Nie chciałam go szukać i łudzić się, że znajdę miejsce u jego boku. Nie chcę szukać go, także i teraz. Jak bardzo jest mi obojętny, skoro nawet mój umysł od tak długiego czasu wypierał jego możność istnienia.
Z drugiej strony... Jak wygląda? Jakich perfum używa? Co robi w tym momencie? I czy kiedykolwiek o mnie pomyślał? Wie, że żyję? Że mama nie i, że jestem teraz sama? Bez kogokolwiek? Ile mogę być dla niego warta? Co jeśli nic? Co wtedy?
-Pomyśl nad tym - dodaje Lisa. Tego może być pewna.
Bez słowa opuszczam gabinet, biegnę korytarzem walcząc o oddech. Po chwili staję, opieram się o ścianę, ześlizguję się z niej mozolnie łkając żałośnie i topiąc się we własnej beznadziei.
-Gdzie jesteś mamo, kiedy cię potrzebuję? - pytam bladych ścian. -Gdzie byłam ja, kiedy ty potrzebowałaś mnie...?
CZYTASZ
Przypadek Molly Johnson
Novela JuvenilGdy matka Molly umiera i a ona sama trafia do sierocińca,cały jej świat ulega zmianie.Poznaje tam Amy, z którą od razu łapie kontakt i jej chłopaka, z którym także się zaprzyjaźnia. Jest i James - przystojny i tajemniczy mężczyzna, który coraz to ba...